Zwykło się teraz przywoływać „Dżumę”. A ja w innym tekście
A. Camusa znalazłem nieodkrywcze niepocieszenie. Jego lektura łączyła się także
z zabawą, która tu czasami, w kierownika
literackiego nieistniejącego teatru. Jakoś sobie pomyślałem, że chętnie
zobaczyłbym na scenie „Kaligulę”, w którym to dramacie dostrzegłem komentarz do
naszych czasów w kontekście ogólnoludzkim ale i niestety bardzo lokalnym. Do
tego stopnia, że ta lokalność mogłaby nawet nazbyt toporna się okazać,
jednoznaczna nad wyraz, pozbawiona radujących serce humanisty
niedopowiedzianych sugestii czy też ironii.
Ja nawet nie wiem, czy pewne rzeczy dopowiadać, by rzecz nie
okazała się przez swą jednoznaczność nazbyt nachalna.
Kaligula jest dotknięty osobistą tragedią (umiera Drusilla,
jego ukochana siostra i kochanka w jednym, ale sam później stwierdza, że w
sumie to nieistotne, kto lub co stało się punktem wyjścia do jego „oświecenia”)
znika z pałacu (trzy dni i trzy noce stają się czasem gruntownych
przewartościowań). Typowa sytuacja pozbawiająca człowieka poczucia
oczywistości. Zakwestionowanie poczucie normalności. Uświadomienie sobie, że
jest ona jedynie stanem, do którego żeśmy się przyzwyczaili (jednak zacytuję
„Dżumę”: „Bez wątpienia, nic dziś bardziej naturalnego niż ludzie pracujący od
rana do wieczora, którzy potem na kartach, w kawiarni i na gadaniu tracą czas,
jaki pozostał im do życia” dodajmy, że ludzie ci pozbawieni są podejrzeń na
„istnienie czegoś innego”).
Kaligula pojął nędzę ludzkiej egzystencji („Ten świat nie ma
znaczenia, a kto to rozumie, zdobywa wolność”). Nie wystarczy mu jednak ta
samowiedza. Uwiera go, że inni swym codziennym zabieganiem kłamią tej prawdzie.
Kłamią artyści, tacy jak Cherea, nadając „znaczenie istotom
i rzeczom”, (Cherea, który otwarcie przyznaje, że Kaligula i to, co on sobą
uosabia, jest i w nim, że jest jego wewnętrznym wrogiem, bo „nie można kochać
tego swojego oblicza, które się próbuje zamaskować”). Cherea, który mówi „chcę
żyć i odczuwać szczęście. […] ani jedno, ani drugie nie jest możliwe, gdy się
wyciąga wszelkie konsekwencje z absurdu”. Czy też Scypion który w bogów nie
wierzy, ale nie chce tej wiary odbierać innym. A choćby Caesonia, cesarska
kochanka, która w przyjemności zmysłowej znajduje ukojenie, bo „jeśli zło jest
na ziemi, dlaczego je powiększać?”.
Kaligula jest idealistą i gdy uświadomił sobie okrutną
prawdę o ludzkiej egzystencji, nie potrafi spać ani spokojnie zjeść obiadu.
[swoją drogą to interesujące, jak różne wnioski można
wyciągnąć z głęboko pojętej banalnej prawdy, że „Ludzie umierają i nie są
szczęśliwi” – z jednej strony Kaligula, okrutny pedagog (można by tu przewrotną
dygresję o różnych szkołach nauczania zmierzającego do ulepszenia świata, ale
zostawmy w domyśle jako pomysł dla przyszłych twórców scenariuszy pisanych na
kanwie utworu Camusa), a z drugiej np. taki Siddhartha z powieści Hermanna
Hessego; ta druga możliwość także jest zasygnalizowana w dramacie, to Scypion w
polemice z Kaligulą stwierdza: „mam tylko jeden sposób, by zrównoważyć wrogość
świata […] Ubóstwo”]
Kaligula z prawdy, którą sobie uświadomił, wyciąga skrajnie
okrutne wnioski.
Jest cesarzem, ma władzę a więc i środki, by przymusić ludzi
do zmierzenia się z nieobliczalnym. Jest cesarzem, chce mieć więc poczucie
sprawczości. Nie może się pogodzić z tym, że porządek świata jest poza jego
zasięgiem. W obliczu ciemnego chaosu chce nadać szalony sens swej egzystencji.
Zaczyna od tego, że nakazuje wszystkim poddanym sporządzić
testament, w którym przekazują wszystko na rzecz państwa, a następnie w
całkowicie przypadkowy sposób uśmierca „te osobistości”.
W ten sposób staje się uosobieniem nieobliczalnych praw
natury, wymierzając karę śmierci dowolnie, by nie powiedzieć na oślep. W każdej chwili każdy może się spodziewać, że
wyrok już na niego zapadł, „wszyscy są winni jednakowo”. Staje się wodzirejem
tańca śmierci: „Chcę, by wprowadzono skazanych na śmierć. Chcę mieć moją
publiczność. Sędziowie, świadkowie, oskarżeni, wszyscy z góry skazani”.
Ma nieograniczoną władzę.
Ale to nie śmierć jest najgorsza, nie chodzi Cesarzowi tylko
o to, by poddani żyli z poczuciem, że w każdej chwili można umrzeć (wiedza,
którą czasami się zdobywa w obliczu ostrego starcia z nieubłaganymi prawami
natury); Kaligula pragnie, by dotarło do ludzi, jak to jest absurdalne, by w
konsekwencji utracili poczucie sensu życia, by uświadomili sobie fałszywość
wszelkich celów motywujących człowieka do istnienia.
Więc Kaligula jako metafora…
ale są tam i bardziej konkretne obrazki,
bo czego tam nie ma w tym dramacie (i teraz może nazbyt
dosłownie będzie)?
Jakby się uprzeć to i „choroby współtowarzyszące” można
dostrzec. Mereia zażywa środek przeciwko astmie. W związku z tym dochodzi do
konfliktu z Kaligulą (chciałoby się przytoczyć całą tę wymianę zdań, bo to smaczne
bardzo i wieloznaczne przeciwstawienie logiki śmierci ludzkiemu pragnieniu
ocalenia choćby na chwilę, to już nawet nie gra, jak w „Siódmej pieczęci”)… że
niby chce umknąć śmierci albo że boi się, iż zagięła na niego parol. I to i to
jest sprzeciwianiem się woli cesarza. Jest i trzecia wina – Mareia sądzi, że
logika Kaliguli go nie dotyczy. Ech… naiwny, jak każdy z nas do któregoś
momentu. Umiera wbrew swym obawom nie na astmę a z woli Kaliguli, astma okazuje
się chorobą współtowarzyszącą…
Puenta Kaliguli: „To nic nie szkodzi. Trochę wcześniej,
trochę później”.
A ten burdel, który każdy ma obowiązek odwiedzić…a jak nie,
to śmierć… Jakoś skojarzyło mi się to z „Absurdem i samobójstwem” tegoż autora:
„Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo. Orzec, czy
życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć”. Bo niepodporządkowanie
się nakazowi Kaliguli, to tak jak samobójstwo, odmowa uczestniczenia w tym
burdelu.
Tyle na razie, bo żadna literatura nie jest w stanie
sprostać śmierci, dać jej wyraz: „Poeci są przeciw mnie” stwierdza pod koniec Kaligula.
Ja wybieram ubóstwo.
A. Camus Kaligula
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz