Na portalu „Pięciu smaków” przegląd Koreanki
między innymi: Nasze
ciało, Mikrosiedlisko, Twoja i nie tylko twoja
w trzech filmach młode koreańskie
bohaterki
różne
między sobą się różnią, ale i dla mnie stanowią jakby spotkanie z Innym
to odkrywanie odmiennego świata, bo daleko w przestrzeni (choć chyba nie tak
bardzo daleko mentalnie od tych, które wokół, ale cholera – nie wiem przecież i
właśnie w tym problem) i wiekiem też na innej planecie
odkrywanie fascynujące
które gdyby w realu to pewnie mnóstwo niepokoju, a w filmie bezpiecznie
przyjrzeć się można
sam nie wiem, czy chciałbym, by z taką młodością me ścieżki się jeszcze kiedyś
skrzyżowały intensywniej; byłoby to pewnie wyzwanie ponad me dziaderskie siły
ale pociągające to, niestety
ad rem
Ja-young (Nasze ciało r. Ka-ram Han)
- przytłoczona nauką czy też presją na niej wywieraną (choć są sygnały, że
musiała całkiem nieźle dawać sobie radę w szkole, nie w braku umiejętności leży
przyczyna jej wyczerpania), znudzona seksem, mieszkająca samodzielnie, gdzieś
na skraju swej akceptacji dla świata koreańskiej (ale czy tylko?) kariery. Ma
problem ze zintegrowaniem się z korporacyjnym środowiskiem. Patrzy na wszystko
z boku swym stłumionym spojrzeniem.
I pojawia się bieganie, religia młodości współczesnej,
która z tytułowym ciałem jakoś, z jego kultem też przecież. Ale czy tylko? Bo
fajnie ten film oglądać (nie wiem, czy zgodnie z intencją twórców) traktując to
codzienne przemierzanie z coraz mniejszym wysiłkiem przez różne czujniki
wyliczanych kilometrów jako pewnej figury, może metafory, by tak niedosłownie
(jak ja to lubię…), by widzieć w nim przede wszystkim spotkanie Ja-young z
równie urodziwą Hyun-yoo (i pewnie w tej chwili już uciekam od możliwości
zrozumienia tej odległej dla mnie młodości, która być może pragnie, by
traktować to, jak i wszystko inne, przede wszystkim dosłownie), spotkanie
odpadaniem kolejnych warstw tłumiących skutkujące, ale i przecież upodabnianiem
się do budzącej fascynację nowej przyjaciółki, co przecież nie prowadzi do
ujrzenia w lustrze siebie. Podczas biegania dziewczyny karmią się wzajemnie
swoją energią. Jednak w połowie filmu Hyun-yoo ginie pod kołami samochodu;
oczywiście podczas nocnego (biegają w nocy albo o świcie, taki podział na czas
dzienny i czas nocny) biegania. I to obdzielanie energią trwa jakby dalej. Do
tego stopnia, że kusi, by nawet tę wcześniejszą realną obecność Hyun-yoo kwestionować,
że to takie wyobrażenie (ale to ewidentna nadinterpretacja, obie bohaterki
bardzo realne i wcale to przecież nie takie nieżyciowe, że ta jakby słabsza czy
też zagubiona, pozbawiona jakiejś mentalnej kotwicy, fascynować się zaczyna tą,
która wydaje się jakby już gotowa, przejmować jej nawyki, przeglądać w jej
wizerunkach, wypowiadać jej słowa, traktując to wszystko jak własne, jak
odnajdywanie się w świecie, odziewanie swej pustki w strój atrakcyjny; nie
trzeba mocno się rozglądać, by takie pary przyjaciółek [przyjaciół?] dostrzec)
tylko.
te migawkowe ujęcia, w których fragmenty
sprawnego kobiecego ciała podczas biegu, będącego wartością samą w sobie, po
nic; życie w Teraz, gdy spojrzenie już niestłumione i uśmiech
Ja-young stopniowo poznaje Hyun-yoo. Zadziwia
ją jej niemal puste mieszkanie, ogołocone ze zbędnych przedmiotów znaczących
przeszłość. Jakże to odmienne od choćby Rzeczy,
których nie wyrzuciłem Marcina Wichy. Książki, która jest z jednej strony
świadectwem naszego nawyku do gromadzenia, otaczania się przedmiotami
odmierzającymi, niczym współczesne aplikacje dla biegaczy, kolejne etapy życia,
będąc jednocześnie materialnym potwierdzeniem tożsamości naszej zaklętej w
przedmiocie znaczącym, a z drugiej, dla tych, którzy po nas sprzątają, punktem
wyjścia do próby odczytania nieistniejącej już egzystencji, fantomu niewiele
mającego wspólnego z realnym byciem, z tym Teraz, którego już nie ma. A w trakcie
tej wizyty u Hyun-yoo dziewczyny raczą się soju i padają znamienne słowa:
„Ćwiczę, aby móc pić”. Żadne tam motywacje związane ze zdrowym trybem życia.
Przyjemność.
W świecie otaczającym Ja-young wszystko robi
się po coś. W korporacji – wiadomo i to banał, ale jeśli ktoś biega, to by
zostać trenerem. A gdy bohaterka uprawia seks z jednym ze starszych menadżerów,
to wszyscy dopatrują się w tym tylko jednego i też wiadomo czego (szczególnie w epoce me
too). I to też banał. Kompletnie niewiarygodne jest dla nich to, że Ja-young w
ten sposób realizuje jedną z fantazji erotycznych nieżyjącej już Hyun-yoo, która marzyła o przespaniu się z o
30 lat starszym facetem ("bo młodzi faceci są nie bardzo, głównie skupieni na
sobie"). I w ten sposób dochodzę do oczywistej konstatacji – bohaterka nie jest
typowym przedstawicielem młodości. Świat ją otaczający przecież także jest
młody, ale już w pełni zaprzęgnięty w tak zwane dojrzałe mechanizmy
rzeczywistości. I gdy tak sobie myślę, czy rozumiem młodość jeszcze, jak bardzo
to odległy ode mnie świat, to którą młodość mam na myśli? I gdy o fascynacji
wspominam, to przecież nie tym, że atrakcyjne dwudziestolatki biorą udział w
wyścigu szczurów. Lecz o tej autsajderce (i tą ją łączy z bohaterką Mikrosiedliska, o którym jeszcze
będzie), która przecież nie jest reprezentatywna. Więc jak zwykle jakoś tam
sobie przeczę. To, że pierwotnie potraktowałem spotkanie z Młodością jako
konfrontację z Innym, wynikało z tego, że nie od razu dostrzegłem coś, co
przecież w tym filmie jest oczywiste – Ja-young otoczona ludźmi młodymi jest w
tym środowisku obca; to nie spotkanie z tym otoczeniem jest dla mnie wyzwaniem,
ono nazbyt banalne i oczywiste, ale natknięcie się na swej drodze na Ja-young
byłoby sprawdzianem dla mej akceptacji inności (zresztą bohaterka jakoś w tym
otoczeniu stawiającym sobie wyzwania związane z karierą dryfuje, coś tam robi,
ale na pewno nie chce jego praw uwewnętrznić). Młodość w garsonce, która niczym
mundur ma świadczyć o przynależności do świata dojrzałego, nie budzi mego
zachwytu. Młodość, która za wszelką cenę chce wdziać na siebie gorset poważania
i uszanowania, młodość uznająca za szczyt ambicji bycie dojrzałym i dorosłym, to
gęba trudna do zniesienia. Ale czy na pewno? Bo przecież, gdy my - dorośli,
rodzice, belfrzy, wychowawcy - napominamy tych młodych, to przede wszystkim
retorycznie pytamy: „kiedy ty wydoroślejesz?” i czasami z dumą potrafimy
pochwalić: „tak, tak, to było bardzo dojrzałe z twojej strony”. Paradoks taki;
czujemy się bezpieczniej, gdy młody w nasz gorset się odzieje, ale podszyci
bywamy (ja jestem) fascynacją tej młodości nieskrępowanej, która niepokoi,
wymyka się i której zazdrościmy czasami tak bardzo, że bez krępacji w mentalne
dyby czym prędzej staramy się ją przyśrubować.
Takie oblicze młodości, która nie chce iść w
ślady dojrzałych. Która być może nie bardzo wie, kim jest. Pozbawiona planów.
Dla której cały wcześniejszy wysiłek związany z wykształceniem nie jest
kapitałem, którego nie można porzucić bez poczucia straty. Smętne oblicze
Ja-young z początku filmu zestawione z poczuciem satysfakcji widocznym na
twarzy w zakończeniu nie pozostawia złudzeń. Czy to jest wiarygodne? Godny
polecenia styl życia? Czy z taką młodością byłoby nam po drodze? Nie wiem, ale
kuszące byłoby skosztowanie takiej energii, gdyby ktoś chciał obdarować.
miało być o trzech filmach, a tu jak zwykle
rozbrykana pisanina…cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz