Sporo na temat życia ja z literatury,
dużo z Szekspira. Często przeglądam się niczym w lustrze, dostrzegając więcej niż
bym od psychoterapeuty się dowiedział. Poza tym mam tę, chyba przywarę, że
lubię sam wnikać, błądzić, rozjaśniać i mimo to po wielokroć tę samą głupotę
czynić. Dziwną satysfakcję czuję, gdy w bohaterach dostrzegam wady czy
zwichnięcia, które i mnie doskwierają utrudniając i mi, i tym, co ze mną. To nawet
swoisty masochizm chyba, a pewnie i inna nazwa by się znalazła, gdy bawi mnie
to przyglądanie się przejawom, które w ponurą zadumę powinny mnie wprawiać. Gdy
patrzę, jak przez wadę jakąś mi bliską bohater koślawo snuje swą egzystencję. Tak
jest z zazdrością, o której Szekspir między innymi kilkakrotnie. Zazdrością o
zdradę, która bezpodstawna.
Na początek – najmniej znana
sztuka z tych o facetach, którzy swą zazdrością niczym ostrzem noża po szkle
związek spaczyli.
Jacek Fabisiak w swej
interpretacji Cymbelina (w Czytanie Szekspira)
zwraca uwagę na to, gdzie tkwi przyczyna tego, że tak łatwo ulegamy podszeptom
o zdradzie partnerki. Iachim zwodzi Posthumusa niczym Jago Otella. Podstępem
dostał się on do komnaty Imogeny, ukradł bransoletę a później, opisując jej
komnatę i znamię na piersi, przekonał Posthumusa do wiarołomstwa ukochanej. Wcześniej
Posthumus dał się namówić na zakład (czyli już w tym momencie przedmiotowo
potraktował wybrankę niby serca swego), bo doświadczenie (jak to w wielu
utworach) było źródłem całkowitej jego pewności co do wierności Imogeny. Rozłąka
spowodowała, że był skłonny bardziej zawierzyć słowom Iachima niż temu, co
doświadczał i widział na własne oczy
(czuł może?), gdy przebywał z ukochaną. I choć dowody Iachima były do zbicia,
to jakoś prościej było mu uwierzyć, samemu w gruncie rzeczy w tym momencie
zdradzając swą miłość. Bo problem zdrady to kwestia wiarygodności. A to oznacza
kłopoty epistemologiczne. I ten sam Szekspir, który być może w Cymbelinie przekonuje nas do tego, byśmy
bardziej ufali własnemu doświadczeniu (sercu?) niż cudzym słowom (szczególnie
tym interesownym a Iachim przecież chciał wygrać zakład; o interesowności
Jagona Otello nie mógł wiedzieć), w innych sztukach niejednokrotnie udowadnia,
że to, co widzimy, czego wydaje nam się, że doświadczamy, niekoniecznie musi
być prawdą. Taka prosta empiria wielokrotnie jest przez niego kwestionowana
(wiem, wiem – zaufanie przede wszystkim…he he). Choćby w tych krótkich słowach
Hamleta na temat Klaudiusza (a przecież cały ten dramat zbudowany jest na
przekonaniu, że nic nie jest takie, jak nam się wydaje): „Kto się uśmiecha, też
może być łotrem,/ Wiem w każdym razie, że tak bywa w Danii”. Zazdrość,
przekonanie o zdradzie, czy też samo przypuszczenie, iż jest ona możliwa, rodzi
się właśnie wtedy, gdy sceptycyzm poznawczy, tak przecież przydatny w
konfrontacji z rzeczywistością, szczególnie dzisiaj, bierze górę nad
doświadczeniem własnym, będącym źródłem zaufania.
Zazdrość zawsze związana
jest ze sceptycyzmem poznawczym. Paradoksalnie, ten sam Szekspir, który przekonywał
nas wielokrotnie, że świat jest teatrem, w Cymbelinie
wydaje się nas pouczać, że świat
jest taki, jakim go postrzegamy i jest niezmienny. Że skoro raz poczuliśmy
szczerość uczuć ze strony partnerki, to już tak będzie zawsze… jakby to nie on
napisał Sen nocy letniej. Ale dramat (ten
egzystencjalny) polega na tym, że można rzeczywiście trafić na wierność i
lojalność ale sceptycznie do tego podchodzić, pogrążając się w zazdrości. Gdy ktoś
jeszcze dostarczy dowody, dlaczegóż mamy nie wierzyć? Te dowody w rękach Iachima zresztą także znaczą tylko tyle, że są w rękach Iachima... nic poza tym. Dziwny ten Szekspir w tej sztuce. Jakby naprawdę przekonywał, żeby czytać literalnie, ani ździebka więcej. Jeśli ktoś do nas mierzy z pistoletu, oznacza to tylko, że trzyma skierowany w naszą stronę pistolet, nic poza tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz