To
ciekawe, że syndrom, którego głównym przejawem jest paranoiczne podejrzewanie
partnerki o zdradę, odwołuje się do Otella a nie do Leontesa z Opowieści zimowej. Związane to jest
pewnie z większą popularnością sztuki o Maurze niż o władcy Sycylii, ale pewnie zdecydowało i to, że ta pierwsza w całości poświęcona jest fenomenowi zazdrości. Opis syndromu Otella swego czasu mocno mnie zaniepokoił - czytając jego charakterystykę czułem się niemal jak student psychologii, który w trakcie zdobywania wiedzy na temat kolejnych przypadków, mniej lub bardziej odbiegających od tak zwanej normy, ich objawy dostrzega u siebie. Dyskomfort mój tym bardziej się wzmocnił, gdy się okazało, że ów syndrom wymaga
leczenia w postaci terapii, a ja niestety kompletnie, ale to na maxa, nie mam
zaufania do terapeutów. Nie żebym negował stuletnie osiągnięcia psychologii w
tej dziedzinie czy też skuteczność rozmowy choćby i na kozetce. Ja nie mam
kompletnie zaufania do wiedzy przeciętnego absolwenta psychologii, który
otwiera gabinet (a ci, którzy dyplomy zdobędą po tych wszystkich zdalnych
egzaminach…. Ufff, boże strzeż ich pacjentów). Zresztą, nawet ci najbardziej
znani, gdy publicznie się wypowiadają, to często głoszą sądy rodem z
poradników w stylu 10 kroków do osiągnięcia szczęścia i zadowolenia w życiu (ale o tym
coś więcej wkrótce, bo ostatnio dyskusja publiczna na ten temat ma swój objaw, więc
może z tego archiwum, gdzie zakurzone dzieła nieboszczyków cucę, wychynę na
światło i tym, co teraz wokół, choć trochę). Więc muszę sobie żyć i zadręczać
moje partnerki zespołem, który charakteryzuje się chorobliwą zazdrością,
brakiem zaufania, lękiem utraty a dodatkowo, jak wskazują opisy i me doświadczenie,
gdy podlane jest to alkoholem, staje się szczególnie nieznośne.
No
ale dlaczego to Otello a nie Leontes? dlaczego syndrom Otella? Gdy porównamy te
dwie historie, to bardziej pasuje mi jednak ten drugi. To on nagle, ni stąd ni
zowąd zaczyna budować spójną wewnętrznie narrację, której bohaterką jest
zdradzająca go Hermiona. Dzieje się to tylko i wyłącznie w jego głowie. Otello
natomiast został zmanipulowany. I choć oczywiście powinien darzyć większym
zaufaniem Desdemonę i nie odczytywać wszelkich jej zachowań zgodnie z
intencjami Jaga, to jednak, wbrew pozorom, nie jest to takie proste. Pragnąc
poznać prawdę, musi brać wszystkie możliwości pod uwagę, a gdy już poczwara
podejrzeń zagnieździ się w jego mózgu, to wyparcie innych możliwości
interpretacji świata jest już tylko kwestią czasu. Chyba że potraktujemy Jaga
jako personifikację ciemnych aspektów psychiki Otella (wielu z taką interpretacją
polemizuje). Tak zinterpretowana sztuka Szekspira opisywałaby jedną z możliwych
potyczek człowieka z Jungowskim Cieniem. W tym wypadku oczywiście przegranej.
Jednocześnie jednak, skoro walka z Cieniem stanowi istotny krok na drodze do
integracji osobowości, można by zaryzykować twierdzenie, że dopuszczenie do
wyobraźni obrazu zdrady partnerki (partnera) nie jest takie bezsensowne, że
warto się zmierzyć i z tą poczwarą (i może o tym przynajmniej w części mówi
Jago: „Szczęśliwy rogacz, co świadom swych rogów/ Wygnał przynajmniej z serca
krzywdzicielkę [czyli zazdrość – to
oczywiście mój przypisik]”). Musi jednak pozostać człowiekowi jakaś nić,
która z labiryntu urojeń wyprowadzi go na zewnątrz. Chciałoby się powiedzieć,
że jest to miłość, ale przecież nie jestem jedyny, który twierdzi, że jest to
idea, którą karmi się film i literatura, ale tylko idea… (https://audycje.tokfm.pl/podcast/73483,Czy-milosc-istnieje-Przez-meandry-filozoficzne-przeprowadza-nas-prof-Zofia-Rosinska-powtorka)
no więc ograniczmy się do wiary w lojalność tej (tego), kto cierpliwie czeka
przy wyjściu z labiryntu. Bylebyśmy tylko nie zapędzili się w tym naśladowaniu
Tezeusza i nie porzucili Ariadny przy pierwszej nadarzającej się okazji (choć
ona z Dionizosem chyba taka nieszczęśliwa nie była, więc może, dla jej dobra, lepiej ją gdzieś na przyjaznej wyspie, śpiącą pozostawić… ale za daleko
mnie już te dygresje dziś).
Syndrom
Leontesa? Wiadomo, że lepiej brzmi Otello, ale to przecież kwestia
przyzwyczajenia. No i to do Otella powracaćsię chce i chce i przypisy czynić co rusz nowe. Co niebawem i ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz