wtorek, 23 lutego 2021

Syndrom Otella

 

To ciekawe, że syndrom, którego głównym przejawem jest paranoiczne podejrzewanie partnerki o zdradę, odwołuje się do Otella a nie do Leontesa z Opowieści zimowej. Związane to jest pewnie z większą popularnością sztuki o Maurze niż o władcy Sycylii, ale pewnie zdecydowało i to, że ta pierwsza w całości poświęcona jest fenomenowi zazdrości. Opis syndromu Otella swego czasu mocno mnie zaniepokoił - czytając jego charakterystykę czułem się niemal jak student psychologii, który w trakcie zdobywania wiedzy na temat kolejnych przypadków, mniej lub bardziej odbiegających od tak zwanej normy, ich objawy dostrzega u siebie. Dyskomfort mój tym bardziej się wzmocnił, gdy się okazało, że ów syndrom wymaga leczenia w postaci terapii, a ja niestety kompletnie, ale to na maxa, nie mam zaufania do terapeutów. Nie żebym negował stuletnie osiągnięcia psychologii w tej dziedzinie czy też skuteczność rozmowy choćby i na kozetce. Ja nie mam kompletnie zaufania do wiedzy przeciętnego absolwenta psychologii, który otwiera gabinet (a ci, którzy dyplomy zdobędą po tych wszystkich zdalnych egzaminach…. Ufff, boże strzeż ich pacjentów). Zresztą, nawet ci najbardziej znani, gdy publicznie się wypowiadają, to często głoszą sądy rodem z poradników  w stylu 10 kroków do osiągnięcia szczęścia i zadowolenia w życiu (ale o tym coś więcej wkrótce, bo ostatnio dyskusja publiczna na ten temat ma swój objaw, więc może z tego archiwum, gdzie zakurzone dzieła nieboszczyków cucę, wychynę na światło i tym, co teraz wokół, choć trochę). Więc muszę sobie żyć i zadręczać moje partnerki zespołem, który charakteryzuje się chorobliwą zazdrością, brakiem zaufania, lękiem utraty a dodatkowo, jak wskazują opisy i me doświadczenie, gdy podlane jest to alkoholem, staje się szczególnie nieznośne.

No ale dlaczego to Otello a nie Leontes? dlaczego syndrom Otella? Gdy porównamy te dwie historie, to bardziej pasuje mi jednak ten drugi. To on nagle, ni stąd ni zowąd zaczyna budować spójną wewnętrznie narrację, której bohaterką jest zdradzająca go Hermiona. Dzieje się to tylko i wyłącznie w jego głowie. Otello natomiast został zmanipulowany. I choć oczywiście powinien darzyć większym zaufaniem Desdemonę i nie odczytywać wszelkich jej zachowań zgodnie z intencjami Jaga, to jednak, wbrew pozorom, nie jest to takie proste. Pragnąc poznać prawdę, musi brać wszystkie możliwości pod uwagę, a gdy już poczwara podejrzeń zagnieździ się w jego mózgu, to wyparcie innych możliwości interpretacji świata jest już tylko kwestią czasu. Chyba że potraktujemy Jaga jako personifikację ciemnych aspektów psychiki Otella (wielu z taką interpretacją polemizuje). Tak zinterpretowana sztuka Szekspira opisywałaby jedną z możliwych potyczek człowieka z Jungowskim Cieniem. W tym wypadku oczywiście przegranej. Jednocześnie jednak, skoro walka z Cieniem stanowi istotny krok na drodze do integracji osobowości, można by zaryzykować twierdzenie, że dopuszczenie do wyobraźni obrazu zdrady partnerki (partnera) nie jest takie bezsensowne, że warto się zmierzyć i z tą poczwarą (i może o tym przynajmniej w części mówi Jago: „Szczęśliwy rogacz, co świadom swych rogów/ Wygnał przynajmniej z serca krzywdzicielkę [czyli zazdrość – to oczywiście mój przypisik]”). Musi jednak pozostać człowiekowi jakaś nić, która z labiryntu urojeń wyprowadzi go na zewnątrz. Chciałoby się powiedzieć, że jest to miłość, ale przecież nie jestem jedyny, który twierdzi, że jest to idea, którą karmi się film i literatura, ale tylko idea… (https://audycje.tokfm.pl/podcast/73483,Czy-milosc-istnieje-Przez-meandry-filozoficzne-przeprowadza-nas-prof-Zofia-Rosinska-powtorka) no więc ograniczmy się do wiary w lojalność tej (tego), kto cierpliwie czeka przy wyjściu z labiryntu. Bylebyśmy tylko nie zapędzili się w tym naśladowaniu Tezeusza i nie porzucili Ariadny przy pierwszej nadarzającej się okazji (choć ona z Dionizosem chyba taka nieszczęśliwa nie była, więc może, dla jej dobra, lepiej ją gdzieś na przyjaznej wyspie, śpiącą pozostawić… ale za daleko mnie już te dygresje dziś).

Syndrom Leontesa? Wiadomo, że lepiej brzmi Otello, ale to przecież kwestia przyzwyczajenia. No i to do Otella powracaćsię chce i chce i przypisy czynić co rusz nowe. Co niebawem i ja.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz