Co niektóre moje wpisy wskazują na jakieś moje problemy,
którymi pewnie niejeden płatny specjalista, niczym Wolf z Pulp fiction, chętnie by się zajął (ale czy ten ja na tym blogu to
na pewno Ja, może to kreacja jakowaś nie tylko nieświadoma [bo taka jest
zawsze, nieustannie staramy się przecież wpłynąć na to, jak jesteśmy
postrzegani] ale i świadoma, może to tylko narrator, za którym skryty żywy
autor, ten, o którym Gombro: „Ja! Duch! Sam żywy! Duch!” [taka mała dygresja,
by zasiać wątpliwość, co do prawdziwości niektórych niemalże ekspiacyjnych,
jeśli tak można by powiedzieć mimo że z religią to nic a nic, wątków w tym tu
pisaniu]), dlaczego więc zarzekam się, że raczej nie skorzystam z sesji z
kozetką w roli głównej, jak to kilka dni temu uczyniłem?
I od razu może ważne zastrzeżenie – to nie jest tekst
przeciwko psychoterapii; jeśli ktoś ma poczucie, że mu pomaga, to na zdrowie;
mój wpis to tylko mała próba wyjaśnienia, dlaczego bywają tacy (jak ja), którzy
mają dystans,
niestety.
Nie mam wątpliwości, że otacza mnie wielu ludzi, dla
których pomoc dobrego psychoterapeuty mogłaby się okazać zbawienna. Dobrze by
było, gdyby w efekcie takich polemik i sporów, sceptyków z praktykami,
pełnienie zawodu psychoterapeuty było bardziej weryfikowalne, by podlegało
kontroli dającej potencjalnym klientom pewność, że otrzymają w pełni (na tyle,
na ile współczesna nauka daje taką możliwość) profesjonalną pomoc. Mój wpis jest
jedynie świadectwem mojego wszechogarniającego sceptycyzmu, wynika z poczucia
satysfakcji związanej z lekturą tekstów, które ten sceptycyzm ugruntowują i
stanowi kolejną okazję, by pogimnastykować umysł pisząc.
A ostatnio ten mój sceptycyzm wobec terapii różnorakich
znalazł pożywkę w szeregu wypowiedzi, na które warto troszku. Nie wiem, czy to
dobrze, że moje wątpliwości zyskały w nich wsparcie (bo jednak bardziej
przemówiły do mnie te sceptyczne, może dlatego, że w tej bańce jestem), bo w
konsekwencji definitywnie odcinam sobie taką, poprzez pomoc „specjalisty”
(cudzysłów wyjaśni się sam za chwilę), możliwość pozytywnego (choć są
świadectwa szkodliwości przecież) wpłynięcia na mą kruchą psyche. Niezależnie
od tego, jak trudno już i tak byłoby mnie przekonać. I jak zwykle, zdany
pozostaję na siebie (filmy, Szekspira i książki J)…. Ech…
Na początek cytat, gdzieś tam ze środka polemiki (dla
mnie chyba jeden z najważniejszych argumentów Tomasza Witkowskiego): „Dzisiaj w Polsce brakuje jakichkolwiek
uwarunkowań prawnych wykonywania zawodu psychoterapeuty. Może nim zostać
dosłownie każdy, kto założy działalność gospodarczą. Skrzywdzony pacjent nie ma
możliwości dochodzenia swoich praw u Rzecznika Praw Pacjenta, bo usługa
terapeutyczna nie jest w świetle prawa usługą medyczną. Szukając
zadośćuczynienia przed sądem napotyka na pustkę prawną – ponieważ nie zostały
określone jednoznaczne warunki prowadzenia psychoterapii, niemożliwością jest
również wykazanie błędów w jej prowadzeniu”. Niestety, nie można psychoterapii
nazywać leczeniem a uwiarygodnienie osoby, której zawierzamy swoje życie
psychiczne, jest niemal niemożliwe, bo bronić jej będzie osoba z tej samej
gildii.
Wszystko zaczęło się (dla
mnie, bo spór toczy się od lat) od tekstu, wspomnianego już, Tomasza
Witkowskiego Bujany fotel z wachlarzem.
Skąd wiemy, czy psychoterapia w ogóle działa zamieszczonego w Krytyce Politycznej. Na postawione w
tytule pytanie autor w sumie nie odpowiada. Skuteczność psychoterapii nie jest
w zasadzie dzisiaj podważana (choć bardzo duże wątpliwości budzi sposób jej,
tej skuteczności, mierzenia). Istotniejsze są inne pytania, na co zwraca uwagę
Cveta Dimitrova w podcaście TOK FM Działa,
ale co i jak? – w jaki sposób? kiedy? w stosunku do kogo? na jaki rodzaj
zaburzeń? jaka modalność, do czego jest najbardziej odpowiednia? A na rynku
jest 600 „różnych modalności psychoterapeutycznych” (tak to się fachowo nazywa)
i nie mamy szczególnego wpływu na to, która w naszym konkretnym wypadku będzie
zastosowana. Musimy kierować się zaufaniem do terapeuty, który pewnie wie. A lektura całej tej polemiki pozostawia wrażenie,
że wyegzekwowanie czegokolwiek, po terapii, którą uznamy za nieskuteczną, jest
w praktyce niemożliwe. To prawie tak, jakby ścigać księdza za to, że grzech, z
którego żeśmy się wyspowiadali, pokutę rzetelnie, a w nocy i tak Dusiołek nam
na piersi siada i szepce do ucha, jak podli jesteśmy. Widocznie nieszczera ta
spowiedź… i to samo powie terapeuta proponując kontynuację i biznes się kręci.
No właśnie, to też jedna z wątpliwości, którą z kolei budzą teksty niby polemiczne
wobec zarzutów Witkowskiego – ich autorzy (autorki) ewidentnie mają do
czynienia z konfliktem interesów – bronią rzeczy, na których zarabiają
(przeważnie zdecydowanie lepiej niż belfrzy, więc nie ma wątpliwości, że
przemawia przeze mnie resentyment czy prościej – zwykła małostkowa ludzka zawiść).
To zadziwiające, że ludzie potrafią tak latami… bywa, że efektu nie ma, a oni
wciąż płacą; biorąc pod uwagę, jaki będzie stan zdrowia psychicznego naszego
społeczeństwa po pandemii (jeśli kiedykolwiek się skończy), to chyba najlepszy
biznes na najbliższe lata, więc nie
dziwię się psychoterapeutom, że tak protestują (nazywają to polemiką, ale jakoś
trudno w ich tekstach znaleźć rzeczywiste argumenty) przeciwko wszelkiemu
sceptycyzmowi wobec ich profesji, bo przecież to ich być albo nie być.
W tekście Witkowskiego
pojawia się postać Vikrama Patela, indyjskiego psychiatry, który przyczynił się
do rozpowszechnienia w świecie przekonania, że istnieją zdecydowanie prostsze i
równie skuteczne metody oddziaływania na sfaulowaną psyche. Może się ich
nauczyć przeciętnie inteligentna osoba z podstawowej opieki medycznej czy
społecznej i stosować je wręcz bezpłatnie. Skuteczność psychoterapii może
wynikać po prostu z tego, że żyjemy w czasach, w których wizyta w gabinecie
terapeuty stanowi jedyny moment, gdy ktoś jest gotów (za niemałe pieniądze
często) nas wysłuchać, porozmawiać (często przecież może to być kontakt z osobą
interesującą i inteligentną), zaakceptować cokolwiek byśmy nie powiedzieli
(niezbędne są pytania we właściwy sposób zadane, ale co niektóre z nich są
przecież treścią memów, co nie zmienia faktu, że może warto czasami zadać
bliskiej nam osobie, zwierzającej się z nieprzyjemnego przeżycia, pytanie jak się z tym czułaś? a później uważnie
wysłuchać odpowiedzi).
Kilka razy wspomniałem o
skuteczności terapii, co nie bez znaczenia, gdy się na nią decydujemy, a przecież
kryteria służące jej ocenie nie są oczywiste. Tomasz Stawiszyński, w
przytoczonym już przeze mnie podcaście, zwraca uwagę na to, jak wszelkie próby
uwiarygodnienia różnych szkół terapeutycznych słabo są zakorzenione w
najnowszych badaniach dotyczących funkcjonowania mózgu. A to przecież jedna z
najważniejszych rzeczy – skoro mam mieć do kogoś zaufanie, zawierzam mu jakość
mego życia psychicznego (no dobra, dodam jeszcze raz – płacę za to niemało), to
przekonanie, że siedzi obok mnie ktoś nieustannie pogłębiający swą wiedzę
(Stawiszyński wspomina o Carlu Strengerze, izraelskim psychoanalityku, który w
swoich licznych książkach zwracał uwagę na to, jak bardzo jego środowisko jest
hermetyczne także w znaczeniu odporności na zmiany w myśleniu o psychologii) na temat funkcjonowania tajemniczego ludzkiego
organu mózgiem zwanym, ktoś, czyj format intelektualny nie budzi mej
wątpliwości, jest bezwzględnie niezbędne. I gdy zadaje pytanie czy chcesz o tym porozmawiać, to jest
gotów na dużo dużo więcej niż mentalne przytulenie. Wprawdzie autorki tekstu
polemicznego Psychoterapia pomaga,
Witkowski myli się i szkodzi wskazują na szereg badań świadczących o
pozytywnym oddziaływaniu terapii, lecz
bardzo trudno, a czasami jest to wręcz niemożliwe, by odpowiedzieć na
pytanie, jaki czynnik spowodował tę zmianę na lepsze. Między innymi z tych
różnych badań wynika, że to osobowość terapeuty miała znaczący wpływ na poprawę
kondycji psychicznej… kogo? pacjenta chyba nie, bo to jednak, mimo że niektórzy
nadużywają tego pojęcia, nie jest to leczenie, a z kolei słowo klient chyba nazbyt upraszcza, a wbrew
pozorom tego nie chcę… Nie mam kompletnie żadnych oporów, by z kimś mądrym
szczerze pogadać, nawet o najbardziej wstydliwych rzeczach… ale przecież nie
mam wątpliwości, i teraz pewnie kogoś obrażam, że wstukując w wyszukiwarkę Psychoterapia Gdańsk, najprawdopodobniej
na kogoś takiego nie trafię (wiem wiem, sprawdzić trzeba, ale nawet nie
odpowiem na taką wskazówkę).
Znajduję się w dość
dwuznacznej sytuacji. Sporą część życia poświęciłem na studiowanie
psychoanalizy i nie obyło się to nawet bez fascynacji (to istotne, bo duża
część polemiki, której dotyczą powyższe teksty, dotyczy psychoterapii
psychodynamicznej właśnie w poglądach Freuda zakorzenionej), nieobojętna jest
mi psychologia i nadal od czasu do czasu coś tam, by jeszcze czegoś na temat
tych naszych pokrętnych życiowych narowów się dowiedzieć, a mam opór wobec tego
siedzenia na przysłowiowej kozetce. Może częściowo wynika to z tego, że te
wszystkie moje lektury uzmysłowiły mi jedno, co dość oczywiste, jesteśmy wciąż
nieodgadnieni, każda teoria tylko coś tam, jakiś skrawek i tak tylko trochę. Za
dużo czytałem i słuchałem takich, którzy, gdy już jakąś teorię sformułowali
albo poznali, to później, jak ci śledczy w tunelu epistemologicznym, którzy często
zwiedzeni dowodami układającymi się w spójną całość, nie dostrzegają śladów
niepasujących do ich teorii i stawiają przed sądem niewinnego. Mam pełną świadomość,
że to nasze życie psychiczne podlega pewnym prawom, ale naiwnie się łudzę, tak
romantycznie, że jest też w nas zawsze coś, co tym schematom nie podlega. Przede
wszystkim chyba jednak nie mam zaufania do profesjonalizmu tej osoby, która w
gabinecie jednego po drugim, jak w fabryce Forda… ale serial Bez tajemnic bardzo lubię i nawet o
jednym z wątków mam ochotę napisać, bo to borderline… bo ja, czyli ten, którego
na tym blogu kreuję, to nie tylko chorobliwa zazdrość J
Linki (podane w
kolejności, w której warto ogarniać temat):
Tomasz Witkowski: Bujany fotel z wachlarzem
Naukowe Towarzystwo Psychoterapii Dynamicznej: Psychoterapia pomaga, Witkowski się myli i szkodzi
Sekcja Psychoterapii PTP: Niekompetentni krytycy-harcownicy korzystają z zainteresowania psychoterapią
Tomasz Witkowski: O obrazie uczuć terapeutycznych
Czy każdy potrzebuje terapeuty - pomoc czy przemysł?
Tomasz Stawiszyński, Cveta Dimitrova: Działa, ale co i jak?
Agnieszka Popiel: Czy lekarstwo leczy chorobę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz