Ale Las Ardeński to także ten nieszczęsny gender, o którym
już przy okazji „Wieczoru trzech króli” drzewiej pisałem.
Bo jeszcze o kilku, być może banałach, trzeb by, ponieważ
tym widza będą pewnie bawić gdańscy aktorzy na scenie Teatru Szekspirowskiego.
No i niepokoję się troszku, że komedia romantyczna bez żadnych podtekstów może się z
niego wyłonić. Choć, jakby nie kombinować, to trudno ich uniknąć.
Przebieranki Szekspira to temat popularny i wdzięczny. Ale i
niebezpieczny. Prosty (czy na pewno?) pomysł Rosalindy, by w męskim stroju
schronić w Lesie Ardeńskim i w ten sposób uniknąć wielu niebezpieczeństw
czyhających na dwie młode białogłowy (przy okazji Rosalinda niezbyt pochlebnie
charakteryzuje ród męski: „Dzielny kordelas przypaszę do boku,/ Włócznię na
dzika wezmę w dłoń i skryję/ W sercu lękliwość niewieścią. A wówczas/ Wygląd
nasz będzie dzielny i marsowy,/ Jaki miewają tchórzliwi mężczyźni,/ Którzy
strach kryją pod mężną powłoką”), powoduje, że tematu płci i zakochiwania się
wedle jej porządku trudno uniknąć (niby w konwencji komedii mieści się
nierozpoznanie Rosalindy przez Orlanda, zakochanego w niej od pierwszego
wejrzenia [to można by jeszcze może na karb ślepoty tego pierwszego wejrzenia
zakochania zrzucić], czy przede wszystkim przez ojca [no…minęło wprawdzie
ładnych parę lat chyba{sprzeczne czy też niespójne są informacje w dramacie na
temat tego, ile czasu minęło od przejęcia władzy przez młodszego brata},
dziewczę młode było jeszcze bardzo, gdy Książę Senior władzy pozbawiony został,
więc może…]).
Rosalinda pod znacząco zmienionym imieniem Ganimedesa (który
to kochankiem Zeusa był – co też ta Rosalinda miała w głowie, gdy na taki
koncept wpadła?) spotyka w lesie Orlanda i każe mu się traktować tak, jakby była
ona jego ukochaną. Przewrotność Szekspira nie zna granic. Każe się facetowi
umizgać do faceta pod pozorami wyobrażeń z ukochaną kojarzonych. Uświadamia
nam, że to wiedza o płci decyduje o uczuciach, wiedza naznaczona kulturowymi
uprzedzeniami a nie naturalne instynkty. Czym jest to uczucie, które się
ujawnia dopiero wtedy, gdy płeć obnażona zostaje? Jasno też zobrazowane zostało
to, w jak wielki stopniu to w wyobrażeniu niby wybranki serca się kochamy.
No a Febe? W kim się zakochuje Febe? W przeciwieństwie do
Orlanda ona tak jakby tylko w obliczu delikatnym i kobiecym właśnie… tak jakby,
bo ten jej monolog, w którym sama siebie przekonuje, że się nie zakochała, w
komiczny sposób ukazujący, jak horrendalnie sami się okłamujemy, gdy rozum nam
mówi, że nie, a gdzieś głębiej jednak namiętność pulsuje i każe temuż rozumowi
szukać argumentów za miłością, ten monolog pokazuje, że w gruncie rzeczy pała
namiętnością do Rosalindy/Ganimedesa niezależnie od tego, czy kobietą czy
mężczyzną jest i tylko przymus kulturowy w zakończeniu (no i oczywiście niechęć
Rosalindy) każe jej pożegnać się z marzeniem o tym ciele („Jeśli to widok
prawdziwy,/ Żegnaj mi, mój śnie szczęśliwy”).
Trójkąt Febe – Rosalinda – Silvius doskonale także
odzwierciedla banalną prawdę o destrukcyjnych meandrach naszych uczuć, o
których wielu, między innymi i Fredro kiedyś. Poddańcze hołdy to nie jest droga
do wzbudzenia w wybrance serca uczucia wzajemności, właśnie manifestacyjne
okazywanie lekceważenia może okazać się skuteczne, a wręcz spowodować
zauroczenie od pierwszego wejrzenia (banał to, a ja czasami zastanawiam się nad
prawdziwością takiego przekonania). Mimo że ku rozwiązaniu charakterystycznego
dla komedii romantycznej zmierza ta sztuka, to po drodze stan zakochania
ukazany jest w tak krzywym zwierciadle, że warto byłoby tak wystawić tę sztukę,
by sprowokować widza do krytycznego spojrzenia na konwencje związane z
wyrażaniem i okazywaniem miłości. Bo znowu to wszystko grubymi nićmi szyte i
może nie warto, by zbyt wielu za bardzo uwierzyło w kwietniowe (Rosalinda:
mężczyźni są jak kwiecień, gdy się zalecają” , jak to się ma do Eliotowskiego
„Najokrutniejszym miesiącem jest kwiecień” z „Jałowej ziemi”? – skojarzenia
kuszące) zapędy zakochanych. By zbytnio później nie przeżywać porażek. Gdyby
wypunktować tę poniżającą stronę porywów namiętności, choćby na zasadzie
kontrapunktu poważnego do komicznych scen wyznań, można by z tej sztuki zrobić
poruszający i prowokacyjny spektakl.
Jednoznaczne są przecież bardzo teksty takie jak: „Do ilu
czynów godnych ośmieszenia/ Pchnęło cię twoje miłosne pragnienie” czy „cała
natura jest śmiertelnie błazeńska w miłości”. Od inscenizatora tylko zależy,
czy potraktuje je poważniej niż naiwne zakończenie. S. Greenblatt
(„Shakespeare. Stwarzanie świata”) dostrzega sceptycyzm w spojrzeniu Szekspira
na związki męsko-damskie. Mocno widać to właśnie w zakończeniu, które każe mieć
poważne wątpliwości co do trwałości połączonych par (country copulatives – co,
jak poucza J. Limon, można tłumaczyć: wiejscy jebacy). Cóż to za pary połączyły
się w tym „szczęśliwym” zakończeniu? Probierek
chcący uniknąć legalnego ślubu z Audrey, by móc w sposobnej chwili
zakwestionować związek. Silvius z Febe, która ewidentnie przymuszona została do
związku (zaiste dziwną jej radę daje Rosalinda: „Sprzedawaj, kiedy możesz, bo
nie jesteś/ Dla wszystkich kupców”; przy okazji zresztą zwraca uwagę na istotne
zjawisko: „To nie zwierciadło/ Ale ty jeden jesteś jej pochlebcą/ I dzięki tobie
widzi się piękniejszą/ Niż wówczas, kiedy patrzy w lico własne” – warto sobie
zapamiętać tę prawdę, zgodnie z którą nasze poczucie wartości od aprobatywnego
spojrzenia z zewnątrz jest związane, w nim, niczym chcielibyśmy wierzyć, że w
lustrze, dostrzegamy z chęcią swą urodę, czy szerzej zalety; ale może być też przeciwnie – popaść w kompleksy możemy, gdy negatywne opinie na swój temat
uznamy nieświadomie [!] za lustrzane odbicie siebie). Oliver zakochujący się w
jednej sekundzie w Celii? Oliver, którego gwałtowna przemiana jest nazbyt
komediową konwencją szyta, więc i w jego wierność trudno uwierzyć i Celia,
która nie zakochała się w Orlandzie (choć prosiła ją o to przyjaciółka: „A ty
go kochaj, bo ja go kocham” – o potencjalnym mimetycznym współzawodnictwie
wypartym z tej sztuki ze względu na komediową konwencję pisze R. Girard w
książce „Szekspir. Teatr zazdrości”), bo zamiast komedii mielibyśmy tragedię, a
przecież podczas pojedynku zapaśniczego jest tak samo zauroczona zwycięzcą jak
jej przyjaciółka. Wypada tylko wierzyć, że związek Orlanda z Rosaliną będzie
znośny, lecz tylko wtedy, gdy córka Księcia Seniora nie zacznie jeszcze bardziej
dostrzegać kiczowatości wyznań miłosnych swego wybranka i inne przymioty,
powiązane ze sprawnością zapaśniczą, wezmą górę.
A w całej sztuce nieustannie mówi się o tym, jak uroczą
ozdobą męskiej głowy są rogi („Wszyscy nosimy, chłopcze drogi,/ To brzemię./Bez
trwogi noś je, mój niebogi,/ Bo rodu twego herb to rogi”).
Postacią, która z odpowiedniego dystansu przygląda się tym
wszystkim teatralnym zabiegom, związanymi między innymi z władzą i miłością, jest Jakub i to jego perspektywa
dominowałaby w spektaklu, którego byłbym inscenizatorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz