W eseju na temat Otella Harold
Bloom stwierdza, że jednym z naśladowców Jagona jest sędzia Holden, bohater
książki Cormaca McCarthy’ego Krwawy południk. Amerykański krytyk
nazywa w swoim tekście tego potomka, stworzonego przez Szekspira mistrza manipulacji, teologiem
wojny; człowiekiem, którego, niezmącona żadnym ludzkim uczuciem wola i miłość
własna (coś ludzkiego jednak, sam sobie zaprzeczam), manifestuje się w
praktykowaniu permanentnej zbrodni (inna powieść tego autora To nie jest kraj dla starych ludzi penetruje
podobne rejony). Bo faktycznie ta książka, odwołująca się do popularnego w
literaturze i filmie amerykańskim toposu drogi (tytuł innej powieści
McCarthy’ego), stanowi swoisty bezbożny różaniec, w którym kolejne paciorki
odzwierciedlają masowe zbrodnie popełniane na Indianach i Meksykanach w drugiej
połowie XIX wieku na pograniczu południowo-zachodnim Stanów. I niczym właśnie w
różańcu zdarzenia zataczają krąg - od momentu, gdy Dzieciak (czy to główny
bohater? bo podobnie jak w Mobby Dicku
[skojarzenie nieprzypadkowe] mamy wątpliwości, kto jest na pierwszym miejscu -
ten, któremu towarzyszymy od pierwszej do ostatniej niemal strony powieści, czy
ten, kto w centrum uwagi wszystkich, którzy w świecie przedstawionym i nie
tylko) po raz pierwszy spotyka sędziego, do niefortunnego spotkania ostatniego
w podwórkowym szalecie, który mi się kojarzy (a tworzenie w wyobraźni
desygnatów opisywanych miejsc często podczas czytania tej powieści sprawia
trudność, bo opisów dużo i wystawiają one czytelniczą mentalną orientację w
terenie na ciężki egzamin utrudniony pojawiającymi się co i rusz nieznanymi mi
pojęciami związanymi z regionalnymi nazwami typów terenu i roślin [nie mówiąc
już o nietłumaczonych tekstach w języku hiszpańskim, co pewnie miało na celu
postawienie nas w sytuacji Dzieciaka, który takim samym językowym ignorantem;
wolałbym jednak, by w takiej sytuacji pojawiały się w książce przypisy, bym także
rozumiał to, co sędzia Holden]) z demoniczną wyprawą do toalety Warionuchy, w
trakcie której spotkał członków świty Wolanda (i to skojarzenie wydaje mi się
nie całkiem od rzeczy); a chodzi pewnie o zwyczajną, jeśli jeszcze ktoś pamięta
tę nazwę, sławojkę (którą, jak się okazuje, do dziś można na Allegro [to nie reklama] kupić).
Krwawy południk to
ponura opowieść o grupie pielgrzymów (tak są nazywani w powieści), czyli
łowców skalpów (i ta ich profesja, jeśli tak można ich poczynania nazwać,
znaczenie ma, myślę, bardzo istotne, bo pojawia się już w motcie [jednym z...]
powieści, w którym mowa o znalezionej na terenie Etiopii czaszce sprzed trzystu
tysięcy lat oskalpowanej właśnie; co można dwojako interpretować - że jest to
potwierdzenie uniwersalności natury ludzkiej, złej w swej istocie, albo [co nie
jest wykluczające] stanowi jeszcze jedno, z wielu bardzo pojawiających się w
tym utworze, świadectw pierwotności świata przedstawionego, co prowadzi do
wniosku, że z apokaliptyczną [akcja Drogi,
powieści McCarthy’ego, o której już napomknąłem, rozgrywa się w czasach
postapokaliptycznych, czyli po zagładzie, którą ludzkość sobie zafundowała] w
znacznym stopniu wizją mamy do czynienia w tym tekście), którzy przemierzają
półpustynne tereny na granicy (zmieniającej swój kształt w owym czasie)
amerykańsko-meksykańskiej mordując, grabiąc, bezczeszcząc to, co
niezbeszczeszczonym wydawać się jeszcze mogło.
Dziwnie mi się czytało tę powieść
bezpośrednio po Biegunach Tokarczuk.
Bo na pierwszy rzut oka jakby nic bardziej odległego. Nie tylko jeśli chodzi o
wizję człowieka czy człowieczeństwa w ogóle, ale przede wszystkim o styl
narracji. Czytając powieść Tokarczuk w pewnym momencie zacząłem znaczenie
najbanalniejszych zdań przenosić na poziom metaforyczny, o czym już tu pisałem
i o czym pewnie jeszcze. Styl McCarthy’ego zaś z behawioralną prozą Borowskiego
najbardziej mi się kojarzył. W tym skojarzeniu zresztą nie byle jaka
konsekwencja, gdy przypomnimy sobie rzeczywistość opisywaną przez polskiego
pisarza a także i funkcję, którą wybór takiego sposobu pisania pełnił.
Najkrócej mówiąc odzwierciedleniem punktu widzenia mentalności człowieka
zlagrowanego był. Reifikacji i skrajnego pragmatyzmu. Istot pozbawionych
teoretycznie życia duchowego i moralnego kompasu (co podstawowym źródłem
skandalu było w 1945 roku - warto przypominać, bo to też i źródło wielkości
tego pisarza niezależnie od późniejszych jego wyborów, o których kiedyś zresztą
jeszcze warto by). Których celem podstawowym było przeżycie. Bohaterowie Krwawego południka mają cel inny -
jak największa liczba skalpów. To zestawienie z Borowskim o tyle jest cenne
(jeśli jest), bo uprzytamnia bardzo ważną rzecz - bohaterowie jego opowiadań
zmuszeni byli przez okrutne okoliczności do takiego funkcjonowania
(prowokacyjnie zresztą aż tak jaskrawo przedstawionego przez pisarza);
pielgrzymi McCarthy’ego, a przede wszystkim sędzia Holden, wchodzą na swą
życiową ścieżkę albo przypadkowo, albo wręcz celowo gloryfikując wojnę (ale
można też postawić tezę, że są tacy, jak świat, w którym przyszło im żyć; bywa, że tak twórcy tłumaczą okrucieństwo wykreowanych przez siebie bohaterów, przykładem może być ostatnia ekranizacja Makbeta,której okrucieństwo ukazane zostało na tle pierwotnej niemal walki o byt,
która gdzieś na chłodnej, zamglonej, nieludzkiej ziemi Wikingów [choć skojarzenie to pewnie nazbyt popkulturowe, bo przecież szkockie ponure pustkowia to mogą być jak najbardziej]). Mord
będący jej podstawowym świadectwem. Niemal jak w Iliadzie, lecz postaci, biorące w niej udział, nie są, jak już o
tym Baczyński (Pokolenie), „rzeźbione
ogniem w błyszczącym złocie”, tylko tworzą bezimienne „popielejące ludzkie
pokłady”. U McCarthy’ego dosłownie - zbierane na kopce sterty ludzkich kości
wyłaniające się spod pustynnych piasków.
no i tak jako mi się przerwał wątek….
Cormac
McCarthy: Krwawy południk
a tytuł wpisu? załóżmy, że to metafora taka 😄
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz