niedziela, 27 lutego 2011

30 VII 2007

Od początku tego filmu ma się wrażenie kulturowego deja vu. Wzięty a więc i bogaty fotograf, który niemal bezrefleksyjnie zaangażowany jest w rejestrowanie wszystkiego, co go otacza. A jednocześnie przetwarzający realistyczne obrazy tak, by spełniały jego wyobrażenie o pięknie, co niewątpliwe świadczy o tym, że ten świat taki, jakim jest, nie w pełni mu odpowiada. Człowiek, który istnieje w świecie tylko za pośrednictwem obiektywu. Uwalniający emocje jedynie podczas sesji fotograficznych.
Świat, w którym prawdziwe jest tylko to, co jest widzialne. I co zarejetrować jest w stanie soczewka obiektywu.
Tak, to w "Powiększeniu" Antonioniego jest punkt wyjścia. Punkt wyjścia do opowiedzenia historii o sceptycyzmie epistemologicznym i nie tylko... (film, o którym bardzo chciałbym w końcu napisać, ale jakoś nie mogę się zabrać:( )
"Spotkanie w Palermo" W. Wendersa
Od początku kojarzy się ten film z Antonionim, ale w trakcie oglądania nachodzą człowieka wątpliwości. Bo przecież sama postać fotografa to za mało. Jest jeszcze klimat... No i nie będę ukrywał, że znana mi jest fascynacja Wendersa twórcą "Powiększenia", więc skojarzenie wydawało mi się nazbyt oczywiste. Tym bardziej, że w pewnym momencie pojawiają się obrazy i tematy przywołujące twórczość innego wielkiego - Bergmana. I gdy orientujemy się, że mamy do czynienia z kolejną opowieścią o śmierci zapraszającej ludzi do tańca, nie możemy się już uwolnić od skojarzeń choćby z "Siódmą pieczęcią".
Nie jest to wielki film, ale po raz kolejny się przekonałem, że ma to dla mnie niewielkie znaczenie. Nie jest dla mnie ważne, czy istotne myślątka pojawiają mi się w głowie pod wpływem utworów wtórnych czy odkrywczych.
Przemierzanie świata ze słuchawkami na uszach czyniące z postrzeganych przez nas obrazów spontaniczne teledyski przekonująco uzmysławiają, jak bardzo i często lubimy oddzielać się od rzeczywistości. Nie bardzo później wierzymy w zapawnienia bohatera podczas rozmowy ze śmiercią, że kocha życie. Czyli co kocha(my)? Nieustające widowisko, w którym niechętnie bierzemy udział? Spektakl, w którym rzeczywistość zatraca charakter realności?
Z drugiej strony tak sobie myślę: dlaczego nie? Śmierć (podobnie jak u Bergmana wykreowana przez mężczyznę - Dennisa Hoppera) próbuje przekonać Fina, że jest tylko bramą... A jeżeli nie, jeżeli śmierć to koniec absolutny? W takim wypadku nawet bycie tylko widzem w tym świecie ma urok zdecydowanie większy niż niebycie... Nie jest żadnym odkryciem, że poczucie bliskości z drugim człowiekiem czyni z tego życia wartość większą niż tylko przyglądanie się spektaklowi. Ale brak tej bliskości nie unieważnia poczucia sensu; przynajmniej nie musi (nie chcę, by opuściła mnie wiara w wartość takiego życia - nawet jeżeli zostanę nazwany 'płazem w skorupie lewitującym nad trupimi wodami' ). Chyba nieopatrzenie, ale Wenders pozostawia nam szansę na takie odczytanie swego filmu. Zdjęcia Palermo Franka Lustiga są najlepszym na to dowodem. Oglądamy ten film zauroczeni obrazami świata, w którym zniszczenie czy też umieranie materii staje się niezwykle malownicze. Inaczej niż u Antonioniego, u którego korozja przestrzeni staje się egzystencjalnym symbolem kruchości świata ludzkich uczuć.
Film jest dedykowany (o czym dowiadujemy się na końcu) Antonioniemu i Bergmanowi - twórcom, którzy zmarli tego samego dnia - 30 VII 2007, podobno już w trakcie realizowania zdjęć do tego obrazu. Jest rodzajem hołdu.
Czytelnego bardzo, bo mógłby ten wpis wyglądać zupełnie inczej- można by się pobawić w erudytę i pokazać, ile zbieżności jest pomiędzy tym filmem a dziełami obu mistrzów. Tym bardziej, że to wszystko u Wendersa grubymi nićmi szyte. I co z tego? Myślę, że jest to cenny hołd złożony tym, których większość już nie ogląda i coraz mniej pamięta.
Kolejny film podkreślający, że czasami warto przystopować; dać się wytrącić z kolein, przyjrzeć się swoim snom, by dotknąć życia, zanim nie będzie za późno. I choć można by mi w tej chwili zarzucić sprzeczność (bo wcześniej o byciu widzem w tym spektaklu pisałem), to nie ma ona dla mnie większego znaczenia. Takie sobie prawo nomadyzmu mentalnego...

"Spotkanie w Palermo" reż. W. Wenders