środa, 28 lipca 2021

taka sobie chustka

 

 

Niebawem, za dni kilka, festiwal Szekspira wysławiający, więc powrócę na chwilę do wątku porzuconego kilka miesięcy temu.

Zazdrość, Otello, Jagon i ślepe, ciemne zaułki ludzkich namiętności, którymi, niby terapeutycznie, zaprzątnąłem swój umysł, by tym, co realnie obok i wewnątrz mnie, za bardzo się nie przejmować.

Ale tym razem szczegół jeden, rekwizyt, przedmiot w teatrze szczególnie znaczący (a przynajmniej chciałoby się, by taki był, by nic za bardzo przypadkowego).

taka sobie chustka

W intrydze wykoncypowanej przez Jaga pełni ona istotną, a może i najważniejszą, rolę. Przedmiot, który staje się przez moment głównym bohaterem dramatu. Znaczący rekwizyt. Często w teatrze i filmie, do tego stopnia, że bez strzelby Czechowa trudno sobie wyobrazić historię teatru. Są filmy, których fabuła wręcz zbudowana jest na wędrówce przez epoki takiego znaczącego przedmiotu (Purpurowe skrzypce). 

Taki podarowany żonie prezent, gdy znajdzie się w rękach domniemanego kochanka, jest jak najbardziej wiarygodnym potwierdzeniem zdrady (ilu się znajdzie takich, w głowach których nie pojawi się wątpliwość co do wierności partnerki [partnera] w takiej sytuacji? że wyrażą zdziwienie, zapytają bez podejrzeń zgoła żadnych?) . Wie o tym Jago i dlatego taką wagę przywiązuje do chustki. Ale to jest też ten moment, kiedy wątpliwość mi jakowaś po głowie i problem z tym, jak to dzisiaj wiarygodnie na scenie. To, że wpada ona w ręce Emilii prawie przez przypadek, można zrozumieć. Prędzej czy później mogło się to zdarzyć, skoro tak blisko towarzyszy życiu Desdemony. Ale już to, że tak bezrefleksyjnie podchodzi do prośby (nakazu) męża? Kompletny brak zainteresowania? Brak zazdrości, bo jest kobietą? Dla mnie jakoś mało wiarygodne (choć do monologu ostatniego Emilii chciałbym kiedyś wrócić, bo zacny i współczesny, może warto zestawić go z ostatnimi słowami wypowiadanymi przez Danutę Stenkę w roli złośliwej Kasi w przedstawieniu Warlikowskiego). Pewnie to pierwsze, to że żoną jest i winna bezrefleksyjne posłuszeństwo (przynajmniej do czasu). Niektórzy tak mają do dzisiaj i pewnie nie dziwią się tej scenie (ale o tym, że niektórzy faceci [no są i kobiety, które w tym kontekście kulturowym także zdecydowanie lepiej się czują niż w tej przestrzeni wywalczonej przez dziesiątki lat przez sufrażystki] w swych oczekiwaniach wobec kobiet anachronicznie patriarchalną kulturą skażeni to już było jakiś czas temu), w której żona bez żadnych zbędnych pytań wykonuje choćby najbardziej podejrzane polecenia męża.

Jak to dziś na scenie, by śmiechu nie wywołać?

Jak brzmieć mogą dziś ze sceny poniższe słowa, które rodem z baśni jakoweś:

„ Tę chustkę pewna Egipcjanka dała/ mej matce; była czarodziejką, mogła/ Nieomal czytać w myślach; powiedziała,/ Że póki będzie mieć ją, pozostanie/ Pełna uroku, a ojca mojego/ Uczyni sługą wiernym swej miłości;/ Lecz jeśli zgubi ją, lub odda komuś,/ Ojciec mój spojrzy na nią z obrzydzeniem/ I dusza jego zwróci się ku nowym/ Uciechom. Dała mi ją tuż przed śmiercią,/ Prosząc, bym – jeśli los ześle mi żonę - / Dał jej tę chustkę. Tak też uczyniłem,/ Więc strzeż jej, jakby była czymś najdroższym,/ Jak oka w głowie, bo jeśli ją zgubisz/ Lub oddasz komuś, byłaby to strata/ Nieporównana […]/ czar jest ukryty w osnowie./ Pewna wróżbiarka, licząca już dwieście/ Obiegów słońca, tkała ją w proroczym/ Natchnieniu; jedwab snuły gąsienice/ Święte; barwiono go wywarem z mumii,/ Który zebrano przemyślnie z dziewiczych/ Serc”?

Symbol?

Na pewno też. Ale mimo wszystko, nieźle oczarować trzeba widza, by takiego tekstu słuchał na widowni bez choćby śladu uśmieszku. Dalsza część sceny świetnie odzwierciedla manię, w którą popadł Otello, bo każdą próbę porozmawiania o czymś ważniejszym niż ów magiczny przedmiot przerywa nerwowo: „Chustka!”. Biedna Desdemona, biedne te kobiety, którym przychodzi z facetem w takim stanie gadać…

A może to ja zbytnio bagatelizuję wagę tej chusteczki, może w czasach Szekspira był to równie cenny podarunek jak dziś powiedzmy jakiś drogocenny jubilerski… no nawet nie wiem co, bo mnie stać nigdy nie było… Ale to już ta bransoleta z Cymbelina bardziej wiarygodna.

Poza tym nie raz nie dwa Szekspir do magii, szczególnie jeśli o miłość chodziło, się odwoływał. Jakoś nie czepiam się, gdy Puk czarownym płynem wpływa na uczucia bohaterów Snu nocy letniej… sam nie wiem, dlaczego akurat w wypadku tej chusteczki tak się czepiam. Pewnie dlatego, że przyglądając się tej przemianie Otella, temu fenomenowi zazdrości, dostrzegam tyle prawdy, potwierdzenia własnych doświadczeń, których wolałbym, by nie było, że odczuwam jako dysonans tę wróżbiarkę z Egiptu, która zbiera wywar z dziewiczych serc J

Może być też tak, że Szekspir wykorzystał w tym tekście tę bajkową konwencję, by uwypuklić absurdalność zazdrości. By pokazać, jak rodem ze świata fantazji są obsesje, do których ona prowadzi. Jak narratotwórczy jest to stan. By z tego nieco groteskowego rekwizytu uczynić coś mocnego, co jeszcze na temat zazdrości, to bym w tę stronę… jeśli oczywiście chcemy wciąż na gruncie realizmu, oczywiście psychologicznego. Że w głowie paranoika czarodziejki wszelakie i ich dary są bardziej wiarygodne niż żona.

 No jakoś staram się nie uśmiechać, potraktować z powagą. Z nadzieją, że gdy w przedmiocie posiadanym przez jakiegoś faceta, który w przyjaźni z kobietą bliską memu sercu, dostrzegę rzecz przypominającą (albo wręcz właśnie tę rzecz, bo zdarzają się przecież prezenty niepowtarzalne)  mój dla niej podarunek, to wspomnę na ten fragment Otella i  wtedy uśmiechnę się, a nie uwolnię potwora.