piątek, 17 lutego 2017

Notka o "Wiśniowym sadzie"

W tym "Wiśniowym sadzie"Augustynowicz to bardzo łatwo mi się odnaleźć. Krzesła, które przez cały czas, jeszcze nawet przed rozpoczęciem akcji, czy tego jej pozoru, na scenie całej. Gotowe, by zasiąść. Spocząć. By tylko być. Zaproszenie do bierności.
I tak siedzimy na tych krzesłach, a licytacja się zbliża.
Czym jest ten tytułowy wiśniowy sad? Który zaprzepaszczamy? Czy który zaprzepaszczony juź i już przecież nic. Licytacja li tylko potwierdzeniem rozkładu. Roztrwoniony. Co ocalić można, gdy zgodzimy się na jego wycięcie?
Trudno orzec, czy jest to sztuka o głupocie i sentymentalizmie uniemożliwiającym nowoczesny rozwój, czy też o tym, jak z naszego życia, przy naszym ogromnym udziale, a może głównie przez nas, bo ocalić nie umieliśmy, bo było zawsze tak oczywiste, że nie wyobrażaliśmy sobie, że może nie być, znika, to co najcenniejsze, jak okazuje się, gdy już to pod młotkiem? Nawet nie To - a pozostałość jakaś; ślad, który w pamięci wyzwala obraz już dawno nieistniejący?
To specyficzne, że stary kamerdyner nazywa dzień zniesienia pańszczyzny nieszczęściem. Chciałoby się powiedzieć, że moment uwłaszczenia chłopów stanowi cezurę pomiędzy tym starym i dobrym, które odeszło w przeszłość a tym nowym i złym, które tak wyraziście reprezentuje Jermołajew. Przecież wcale nie zazdrościmy Firsowi a już szczególnie nie podzielamy (ja nie podzielam) jego tęsknoty do czasów feudalnych. Wrodzone człowiekowi (jak mi się wydaje) pragnienie poczucia sensu jest w jego wypadku chyba w pełni zaspokojone, ale przecież widzimy, jak błąka się po scenie w oparach wyobrażeń o świecie niemającym nic wspólnego z rzeczywistością. Pozostanie samotny w majątku jako obłąkany relikt dawno utraconego sensu. I znowu powraca pytanie, co znaczyć może wiśniowy sad? Jeżeli do jego porządku przynależy także Firs?
Nie ma w tym dramacie nic oczywistego. I to jest chyba źródło obecnego w nim takiego naszego (małego?) codziennego tragizmu (jeśli może on być sprowadzony do świata tak, jak go nazywa Jasza, trywialnego - ale ja w tym jego takim stosunku ironię widzę; taa - tragizm i trywialność to sprzeczność, ale o tym właśnie Czechow jest: Edypami i Makbetami nigdy nie będziemy, z założenia być nie chcemy, ale nasze dramaty, właśnie dlatego, że nasze, ku tragedii ciążą).. Szczególnie nie pasuje mi takie jednoznaczne odczytanie, zgodnie z którym rodzina Raniewskiej to taka niereformowalna rodzina anachroniczna bardzo. Świat się zmienia, majątek zadłużony, a oni unikają prostego, można by powiedzieć kapitalistycznego, rozwiązania. Bezwład decyzyjny komiczne figury z nich czyni. Tak, jest w nich coś śmiesznego, ale nie tylko godni pożałowania są. Ten wiśniowy sad jest i nie jest ułudą. Ma i nie ma już sensu. Jest hamulcowym, ale i przyśpieszenie nie zawsze jest upragnione.
Cudna jest ta warstwowość Czechowa. Bo tam dramat nie pomiędzy racjami a w gruncie rzeczy pomiędzy warstwami się rozgrywa. Pomiędzy anachronizmem postaw rodziny Raniewskiej, jej obłędnym przywiązaniem do iluzji będących kiedyś ostoją poczucia sensu, bez którego po prostu nie warto nic a bezpiecznym bytowaniem w świecie przyzwalającym na w miarę beztroski dryf, który prędzej czy później sprowokuje do pytania 'po co?, czy warto?'. Ale może przesadzam z tym dowartościowaniem obróconego w przeszłość spojrzenia? Może...
Bo przecież Raniewska jest irytująca z tą swoją beztroską i lekkomyślnością, gdy niczym Raskolnikow w odruchu serca jest w stanie podzielić się pieniędzmi, których nie ma. Ale jest w sztuce przecież bohater o swojsko brzmiące nazwisku Piszczyk, który permanentnie pożycza pieniądze, by spłacić odsetki od odsetek, licząc na cud. I cud się zdarza. Okazało się, że jego ziemia skrywa jakieś bogactwo w postaci glinki (?). Więc nie jest tak, że beztroska jest w tej sztuce jednoznacznie napiętnowana.
A moźe z powodu wieku jestem bardziej po stronie tego świata, który jest juź całkowicie niezrozumiały dla np. dwudziestolatka. Można by tak sądzić, gdyby nie fakt, że ja nie jestem do czegokolwiek przywiązany jakoś specjalnie i pewnie wykorzystałbym radę Jermołaja. Po prostu staram się zrozumieć coś, co mają tak bardzo niektórzy - bezwzględne, często irracjonalne, mocno uwewnętrznione osadzenie w sferze, której istnienie potwierdzają jedynie (!) tego typu postawy jak Raniewska. Świat Jermołaja jest świadectwem ich nieistnienia.
I co? W sumie nie wiemy, czym jest ten wiśniowy sad ani jaki jest jego status ontyczny :-)

A. Czechow "Wiśniowy sad" reż. A, Augustynowicz