środa, 22 czerwca 2016

Kilka słów o Wolandzie

Mistrz i Małgorzata, o czym jest? czego dotyczy problematyka religijna i dlaczego tak mnie pociąga, gdy przecież nie miałbym problemów z utożsamieniem się z poglądami Berlioza? Pierwsza rozmowa Berlioza z Bezdomnym w jakiś tam sposób odpowiada moim obecnym poglądom na sprawy religijne. Dlaczego jestem po stronie Wolanda?
Może tu chodzi nie o takie czy inne poglądy religijne, w tym wypadku związane z wiarą w istnienie historycznego Jezusa, lecz o wszelki dogmatyzm materialistyczny. Wszelki dogmatyzm, ale ten materialistyczny przede wszystkim.
Fenomen momentu pojawienia się zjawiska o nazwie Jezus...
Nie ma wątpliwości, że coś istotnego zdarzyło się 2000 lat temu. Raczej nigdy nie dowiemy się co, lecz Bułhakow proponuje wyobraźnię jako tę moc, która czyni człowieczeństwo godniejszym a i tę, która sens jest w stanie mu nadać.
Czyli co? lepiej się okłamywać? bujać w obłokach i nie przyjmować prostej prawdy, że nie było kogoś takiego jak Jezus?
Coś się wydarzyło...tyle...Bułhakow proponuje swoją wersję...tyle...
Dlaczego Berlioz ginie? Przecież nie mówił nic niedorzecznego... Pycha kroczy przed upadkiem - jakie to banalne. Nie chodzi o jego ateizm, lecz pychę...
Woland to wyobraźnia, która potrzebna jest, by wyzwalać się permanentnie z oczywistych i prostych kolein.
Woland to dowód na istnienie wypartego. Psychoanalitycznie - to wyłaniająca się z mroku wątpliwość Iwana Bezdomnego. Wątpliwość, która niemal strąci go w czeluście szaleństwa, bo tak zawsze może się dziać, gdy jakieś myślątko skruszy naszą pewność co do jakości istniejącego świata. Co do sposobu jego istnienia. Jego sensu.
A u Bułhakowa już tak jest, że myślątko się cieleśni i żyje własnym życiem napędzanym przez wyobraźnię. Gdy się pojawi, to już zaczyna balansować na cienkiej  linii pomiędzy światem brykającej wyobraźni autora a realnie istniejącą przestrzenią metafizyczną.
W opowieści Mistrza Jeszua nie jest bogiem. Staje się nim w opowieści umierającego Bułhakowa, który, umiejscawiając tytułowych kochanków w pierwszym kręgu piekieł, być może dzielił się z żoną nadzieją, że ich religijny sceptycyzm, jeśli okazałby się błędny, nie zostanie jakoś strasznie ukarany. Że będą razem tak, jak podczas wielu miesięcy choroby Bułhakowa.
Woland to magia ludzkiej wyobraźni, a to znaczy, że autor w pełni był przekonany co do iluzoryczności tych pięknych kompensacyjnych wyobrażeń. Oszukiwał się czy nie? Starał się utrzymać na tej cienkiej linie - i to na pewno jest mi bliskie bardzo.
Woland wyłaniając się z wątpiów Iwana mógł przybrać kształt różny bardzo, nikogo nie powinno dziwić, że skorzystał z garderoby Goethego czy dokładniej Berlioza (kompozytora oczywiście, Bułhakow wielbicielem oper był). Każda wyobraźnia ma swoje uwarunkowania, pozazdrościć ich autorowi "Mistrza i Małgorzaty".
Berlioz ma rację: przewijają się przez tradycję motywy, które złożyły się na kreację postaci Jezusa. Bułhakow, kreując swą opowieść o Mistrzu, także w swoisty sposób wykorzystuje pewne elementy ewangelicznych historii. Zwracano zresztą uwagę na tę intertekstualność. Ale czy uwikłanie losu Berlioza w taki sposób, czyni jego istnienie mniej realnym. Gdyby tak było, to Woland by się pewnie ucieszył, że to kwestionowanie istnienia, nie tylko jego dotyczy. Kwestionowanie, które było punktem wyjścia do spektaklu Lupy, w którym Woland upominał się o prawo do bycia.
Ale to tylko literatura przecież....wymyślone...w jakim stopniu przekłada się na moje przecież całkiem poważne dylematy religijne? A nawet może teraz już nawet nie dylematy. Bo przecież już nie wierzę w żadne biblijne opowieści. A Bułhakow cudnie pokazuje, jak się tworzyć mogły. Na przykładzie powieści Mistrza właśnie... Mateusz Lewita też zresztą dogmatykiem został. I przecież pozostaje wrażenie, że to on stworzył Jezusa... to ciekawe - a jednocześnie wyjaśnia jakoś fenomen powstania religii - człowiek wymyśla coś, co go wyraźnie przerasta, doskonały twór, któremu się następnie podporządkowuje. Ale przecież nie widzimy w powieści Jeszui na tronie, mamy do czynienia tylko z jego posłańcem. Czy On istnieje? Wciąż tylko wyobrażenia...
Czy już sobie odpowiedziałem, dlaczego lubię tę powieść i dlaczego nie opowieści Berlioza do mnie przemawiają a mit stworzony przez Bułhakowa? Nie wierzę, agnostyk ze mnie potworny, ale jednocześnie nie przemawiają do mnie uproszczone wizje świata sprowadzające go li tylko do materii pozbawionej duchowej motywacji istnienia.