Pożegnalny monolog Prospera.
Jeden z najczęściej przywoływanych monologów Szekspira. Odczytywany jako bezpośrednie, już bez skrywania się za 'pozorami' przedstawienia zainscenizowanego na wyspie, pożegnanie Szekspira z publicznością. Wielokrotnie interpretowane a i tak niejednoznaczne. Wielki manipulator (mag według wielu) schodzi ze sceny, pozbywszy się wprzódy swych magicznych akcesoriów.
Wyobrażam sobie Szekspira siedzącego w pustym teatrze, przyglądającego się zakurzonej scenie i dumającego nad kruchością i niepewnością (temat na tekst o "Powiększeniu", który ciągle kroczy przede mną) jawiącego się przed naszymi oczyma świata. "Aktorzy,/Jak ci mówiłem, to duchy jedynie,/ Które w powietrzu już się rozpłynęły,/ Taki sam miraż, muślin bez osnowy - /Jak świetne zamki, wyniosłe świątynie,/ Wieże z głowami w chmurach, ten glob cały,/ Wczoraj i dziś, które wiatr rozwieje/ Jak bezcielesne nasze widowisko./ Z tej samej przędzy co sny nas utkano,/ A nasze krótkie życie ze stron obu/ Snem spięte" (tłumaczenie "Burzy" oczywiście Piotra Kamińskiego - bo to ciąg dalszy mego spaceru z Prosperem dzięki niemu, a wypowiedź nieco wcześniejsza niż epilog). Dla kogoś, kto ma to szczęście (?), iż widzi na scenie twory swej wyobraźni; więcej - obserwuje, jak jego pomysły, magiczne sztuczki oddziałują na widownię, jak mysz daje się schwytać w pułapkę, jak fikcja wyzwala prawdziwe emocje... musi być pouczającym doświadczeniem obserwowanie pustej sceny. Kurz opadający po krzątających się przed chwilą bohaterach. Zapach potu świadczący o intensywnej obecności rycerzy i kochanków. Skorupy od fistaszków wdeptane nerwowo w glebę. Szachownica, przy której siedzieli Miranda z Ferdynandem. I on... siedzący na pustej widowni, dumający nad istotą własnej egzystencji.
Bo kimże on jest? Opowiadaczem historii, które na moment koncentrują uwagę widowni, by po chwili, wraz z nim, rozpłynąć się w popijanym w karczmie winie, gwarze wieczornego Londynu, niepokoju o dzień jutrzejszy. Przez trzy godziny (w "Burzy" czas akcji pokrywa się z rzeczywistym do tego stopnia, że nawet popołudniowe usytuowanie zdarzeń zbieżne jest z porą wystawiania spektakli w teatrze "The Globe", tak jakby w ten sposób Szekspir chciał zakwestionować fikcję) był w ich umysłach, władał ich myślami, miał poczucie, że jest Demiurgiem... ale kim jest? Do dziś nawet niektórzy twierdzą, że on to nie on. A jedyna prawda o nim wpisana w teksty jest tak samo niejednoznaczna, jak każda wielka literatura (świetnie wyczytał go z tekstów Greenblatt o czym już pisałem).
"Dziś w waszych rękach moje życie:/ Albo mnie tutaj uwięzicie,/ Albo do Neapolu płynę".
Mimo swej prośby, ale i paradoksalnie na własne życzenie, Szekspir uwięziony został we własnych tekstach. Jest tylko tym, kto przez nie prześwituje. Stał się opowiedzianymi przez siebie historiami. Jego byt pokrywa się z bytem postaci wykreowanych przez jego wyobraźnię czy też podpatrzonych u innych twórców. A On?
"Już moje czary się prześniły,/ Znowu mam własne wątłe siły" - rozpoczyna swój pożegnalny monolog Prospero. Kimże on jest bez tych historii? W jakim stopniu był sobą oczarowując widownię cudzym losem(kiedyś pisałem o podobnym problemie belfra, który obecny jest w "Nocnym pociągu do Lizbony": "Ale gdy ów człowiek niczym wirtuoz wypisywał najtrudniejsze i najrzadsze formy czasowników, nie celebrował słów, lecz samego siebie jako kogoś, kto to potrafi" - nauczyciel, szczególnie humanista, także w pewnym stopniu na tej scenie klasą zwanej wdziewa obce kostiumy, a im bardziej uczeń zainteresowany, tym bardziej ulega iluzji, że narracja snuta przez Mistrza jest istotą jego tożsamości)? Gdzie jest istota Ja? A jeżeli nawet jakimś alchemicznym zabiegiem udało mu się w te teksty wcielić siebie, to kto to rozpozna? Usłyszy?
W I akcie, opowiadając Mirandzie dzieje trafienia na wyspę, co chwila Prospero się dopytuje: "Czy słuchasz?". Niepewny, spragniony, by prawda, jego prawda zagościła w świadomości córki. By ich los, jego los, los stanowiący istotę jego tożsamości - zyskał potwierdzenie w jej uważności i akceptacji. Różnie tę krótką lecz ważną scenę można rozegrać w teatrze. W wersji BBC (reż. John Gorie) Miranda słucha wpatrzona w ojca i mistrza - więc dopytywanie się Prospera świadczy o jego ogromnej niepewności. Czy też może o wpatrzeniu się w przeszłość do tego stopnia, że nie widzi klęczącej u jego stóp namiętnie wczuwającej się w opowieść córki. W wersji Warlikowskiego z kolei pytanie wydaje się zasadne: Miranda chyba nie bardzo jest zainteresowana opowieścią ojca. Miała 3 lata, odległe to czasy, mało interesujące. Czas zdrady i poniżenia nie bardzo jej dotyczy. Jej problemem jest apodyktyczny ojciec reżyserujący jej życie. Jak to różne rzeczy można zobaczyć w splocie tych samych słów.
"zabierzcie/ Mnie z tej bezludnej wyspy wreszcie,/ Bym mógł odzyskać wolność drogą"
Czy towarzyszy tym słowom przekonanie, że cała magia wyobraźnią zwana jest tylko uwięzieniem w cudzym kształcie lub cudzym spojrzeniu? Nie po raz pierwszy Szekspir z Gombrowiczem mi się kojarzy, więc nasuwa się pytanie o możliwość wolności. Jeżeli istota naszego bycia czy też tożsamości sprowadza się do mirażu spektaklem zwanego, jeżeli tylko wcieleni w cudzy, być może nieco dopasowany kształt (Gdy Sebastian wspomina w rozmowie z Antoniem, że ten zrzucił z tronu Prospera, uzurpator odpowiada: "I spójrz, jak leżą na mnie jego szaty!/ Jak ulał!"), istnieć możemy - to co za różnica - "ale choć z tego rozpacz, drżenie,/ Przecie w modlitwie ukojenie". Tak jak Marlow nie mógł niczym Goethe ocalić Faustusa, tak Szekspir w poczuciu nicości o modlitwie wspomnieć musi.
I choć rozpacz, i choć drżenie Prospero Mediolan wybiera, w którym upatruje cichą przystań (i zastanowić by się kiedyś trzeba, dlaczegóż to zbrodnicza rzeczywistość bardziej mu się ze spokojem kojarzy niż wyspa, którą prawie w pełni władał), "gdzie co trzecia/ Myśl moja poszybuje ku mogile".
A Prospero ma, wbrew temu, do czego przyzwyczaiła nas konwencja, zgodnie z którą jest on dostojnym starcem, lat około 45...
Figura completamente exótica
2 miesiące temu