Zupełnie inaczej można dziś spojrzeć na „Pokot”, czy też jego pierwowzór literacki pióra Tokarczuk. Naiwna wydawałoby się historia, która do pewnego momentu sugerowana jest czytelnikowi, że to prześladowane zwierzęta mszczą się na swych prześladowcach, nabiera zupełnie innego sensu. Tak jak trzęsienie ziemi w Lizbonie w XVIII wieku wytrąciło co niektórych z kolein naiwnej wiary w moce sprawcze człowieka, tak siejący spustoszenie wirus może, i to bez niestety żadnej metafory czy też pouczającej przypowieści, które zresztą lekceważone są przez decydentów i kapitalistów (tak, lewactwo przeze mnie przemawia), co niektórym uświadomić, iż wprawdzie Bóg z biblijnej opowieści, która dla niektórych jest, choć i tak traktujących jej treści instrumentalnie, źródłem pouczających cytatów, dał Adamowi (jemu przede wszystkim, bo choć Stwórca zwraca się do pierwszej pary traktując ją jednako, to dość szybko ta genderowa wersja została zmodyfikowana przez światłych mężów, bo Ewcia to wiadomo, wraz ze swą kuzynką Pandorą, pokus przynoszących smutek temu światu jest źródłem [tak tak, to z jej puszki ten wirus, ale nie ona ją otworzyła, lecz któryś z tej ogromnej armii myślących wstecz, któryś z tych co i „przed szkodą i po szkodzie głupi”]), władzę nad naturą (że ja też zacytuję „uczynili ją sobie poddaną” czy też „abyście panowali nad rybami...itd”), to ona nie poddaje się bez walki (takie ładne zdanie do analizy logicznej mi wyszło na czas ćwiczeń domowych dla rozleniwionych uczniów [ech, te resentymenty]). A ponieważ jest amoralna, to wali na oślep. Nie tak, jak u Tokarczuk. Jej wersja jest nazbyt humanistyczna (czy humanitarna?).
Podobno wzrosło zainteresowanie „Dżumą” Camusa. I słusznie. Ale przywoływanie tej lektury może w tej chwili sprowokować zarzut siania paniki. Bo przecież „nigdy, tak jak teraz, nie byliśmy przygotowani do żadnej epidemii”. I to jest fakt. I dlatego warto mieć w pamięci radosnych mieszkańców Oranu z zakończenia tej powieści. Niestety, pewnie szybko zapomnimy, że „bakcyl dżumy nie umiera nigdy”.