Niebawem,
za dni kilka, festiwal Szekspira wysławiający, więc powrócę na chwilę do wątku
porzuconego kilka miesięcy temu.
Zazdrość,
Otello, Jagon i ślepe, ciemne zaułki ludzkich namiętności, którymi, niby
terapeutycznie, zaprzątnąłem swój umysł, by tym, co realnie obok i
wewnątrz mnie, za bardzo się nie przejmować.
Ale
tym razem szczegół jeden, rekwizyt, przedmiot w teatrze szczególnie znaczący (a
przynajmniej chciałoby się, by taki był, by nic za bardzo przypadkowego).
taka
sobie chustka
W
intrydze wykoncypowanej przez Jaga pełni ona istotną, a może i najważniejszą,
rolę. Przedmiot, który staje się przez moment głównym bohaterem dramatu.
Znaczący rekwizyt. Często w teatrze i filmie, do tego stopnia, że bez strzelby
Czechowa trudno sobie wyobrazić historię teatru. Są filmy, których fabuła wręcz
zbudowana jest na wędrówce przez epoki takiego znaczącego przedmiotu (Purpurowe skrzypce).
Taki
podarowany żonie prezent, gdy znajdzie się w rękach domniemanego kochanka, jest
jak najbardziej wiarygodnym potwierdzeniem zdrady (ilu się znajdzie takich, w
głowach których nie pojawi się wątpliwość co do wierności partnerki [partnera]
w takiej sytuacji? że wyrażą zdziwienie, zapytają bez podejrzeń zgoła żadnych?)
. Wie o tym Jago i dlatego taką wagę przywiązuje do chustki. Ale to jest też
ten moment, kiedy wątpliwość mi jakowaś po głowie i problem z tym, jak to
dzisiaj wiarygodnie na scenie. To, że wpada ona w ręce Emilii prawie przez
przypadek, można zrozumieć. Prędzej czy później mogło się to zdarzyć, skoro tak
blisko towarzyszy życiu Desdemony. Ale już to, że tak bezrefleksyjnie podchodzi
do prośby (nakazu) męża? Kompletny brak zainteresowania? Brak zazdrości, bo
jest kobietą? Dla mnie jakoś mało wiarygodne (choć do monologu ostatniego
Emilii chciałbym kiedyś wrócić, bo zacny i współczesny, może warto zestawić go
z ostatnimi słowami wypowiadanymi przez Danutę Stenkę w roli złośliwej Kasi w
przedstawieniu Warlikowskiego). Pewnie to pierwsze, to że żoną jest i winna
bezrefleksyjne posłuszeństwo (przynajmniej do czasu). Niektórzy tak mają do
dzisiaj i pewnie nie dziwią się tej scenie (ale o tym, że niektórzy faceci [no
są i kobiety, które w tym kontekście kulturowym także zdecydowanie lepiej się
czują niż w tej przestrzeni wywalczonej przez dziesiątki lat przez sufrażystki]
w swych oczekiwaniach wobec kobiet anachronicznie patriarchalną kulturą skażeni
to już było jakiś czas temu), w której żona bez żadnych zbędnych pytań wykonuje
choćby najbardziej podejrzane polecenia męża.
Jak
to dziś na scenie, by śmiechu nie wywołać?
Jak
brzmieć mogą dziś ze sceny poniższe słowa, które rodem z baśni jakoweś:
„
Tę chustkę pewna Egipcjanka dała/ mej matce; była czarodziejką, mogła/ Nieomal
czytać w myślach; powiedziała,/ Że póki będzie mieć ją, pozostanie/ Pełna
uroku, a ojca mojego/ Uczyni sługą wiernym swej miłości;/ Lecz jeśli zgubi ją,
lub odda komuś,/ Ojciec mój spojrzy na nią z obrzydzeniem/ I dusza jego zwróci
się ku nowym/ Uciechom. Dała mi ją tuż przed śmiercią,/ Prosząc, bym – jeśli
los ześle mi żonę - / Dał jej tę chustkę. Tak też uczyniłem,/ Więc strzeż jej,
jakby była czymś najdroższym,/ Jak oka w głowie, bo jeśli ją zgubisz/ Lub
oddasz komuś, byłaby to strata/ Nieporównana […]/ czar jest ukryty w osnowie./
Pewna wróżbiarka, licząca już dwieście/ Obiegów słońca, tkała ją w proroczym/
Natchnieniu; jedwab snuły gąsienice/ Święte; barwiono go wywarem z mumii,/
Który zebrano przemyślnie z dziewiczych/ Serc”?
Symbol?
Na
pewno też. Ale mimo wszystko, nieźle oczarować trzeba widza, by takiego tekstu
słuchał na widowni bez choćby śladu uśmieszku. Dalsza część sceny świetnie
odzwierciedla manię, w którą popadł Otello, bo każdą próbę porozmawiania o
czymś ważniejszym niż ów magiczny przedmiot przerywa nerwowo: „Chustka!”.
Biedna Desdemona, biedne te kobiety, którym przychodzi z facetem w takim stanie
gadać…
A
może to ja zbytnio bagatelizuję wagę tej chusteczki, może w czasach Szekspira
był to równie cenny podarunek jak dziś powiedzmy jakiś drogocenny jubilerski…
no nawet nie wiem co, bo mnie stać nigdy nie było… Ale to już ta bransoleta z Cymbelina bardziej wiarygodna.
Poza
tym nie raz nie dwa Szekspir do magii, szczególnie jeśli o miłość chodziło, się
odwoływał. Jakoś nie czepiam się, gdy Puk czarownym płynem wpływa na uczucia
bohaterów Snu nocy letniej… sam nie
wiem, dlaczego akurat w wypadku tej chusteczki tak się czepiam. Pewnie dlatego,
że przyglądając się tej przemianie Otella, temu fenomenowi zazdrości,
dostrzegam tyle prawdy, potwierdzenia własnych doświadczeń, których wolałbym,
by nie było, że odczuwam jako dysonans tę wróżbiarkę z Egiptu, która zbiera
wywar z dziewiczych serc J
Może
być też tak, że Szekspir wykorzystał w tym tekście tę bajkową konwencję, by
uwypuklić absurdalność zazdrości. By pokazać, jak rodem ze świata fantazji są
obsesje, do których ona prowadzi. Jak narratotwórczy jest to stan. By z tego
nieco groteskowego rekwizytu uczynić coś mocnego, co jeszcze na temat
zazdrości, to bym w tę stronę… jeśli oczywiście chcemy wciąż na gruncie
realizmu, oczywiście psychologicznego. Że w głowie paranoika czarodziejki
wszelakie i ich dary są bardziej wiarygodne niż żona.
No jakoś staram się nie uśmiechać, potraktować
z powagą. Z nadzieją, że gdy w przedmiocie posiadanym przez jakiegoś faceta,
który w przyjaźni z kobietą bliską memu sercu, dostrzegę rzecz przypominającą
(albo wręcz właśnie tę rzecz, bo zdarzają się przecież prezenty
niepowtarzalne) mój dla niej podarunek,
to wspomnę na ten fragment Otella
i wtedy uśmiechnę się, a nie uwolnię
potwora.