czwartek, 1 maja 2014

Nieznajomy wróg jakiś miesza ludzkie rzeczy

Nieznajomy nad jeziorem

Ten film to trochę tak jak tragedia grecka (wiem, że ma on też gorących przeciwników, którzy już po przeczytania tego zdania odwrócą się od mojego bloga i stwierdzą: bredzi, czy co?):

jedność miejsca – jezioro, przybrzeżny las; przestrzenie symboliczne i klimatyczne jednocześnie; jest to opowieść o ludzkich namiętnościach, o ciemnej sferze, w której rozsądek ma trudności, by przemówić; a nawet, gdy domyślamy się – my, widzowie – że on tam gdzieś do bohatera przemawia, to wyraźnie jego siła jest nikła i mało przekonywująca; sfera id, której oddziaływaniu ego przygląda się z coraz większym niepokojem a superego wydaje się nieobecne; świat erotycznych przyjemności wyzbytych hamulców (niektórzy twierdzą, że wulgarne to – moja wrażliwość estetyczna nie była obojętna na sposób filmowania tych męsko-męskich zmagań cielesnych); jezioro – miejsce fascynacji erotycznych i zbrodni; las – w którym snują się ludzkie popędy w poszukiwaniu zaspokojenia, ludzkie popędy wyzbyte zahamowań ale i osobowości (bohaterowie ledwo imiona mają, a podczas śledztwa okazuje się, że – co dziwi niezwykle inspektora – nieistotne były dla Franca personalia czy też telefon partnera, który spowodował, że na dłuższy czas stracił kontakt z rzeczywistością); las, w którym ludzkie pragnienia cielesne wypatrują się wzajemnie (czy to już metafora współczesnego świata? – pewnie przesadziłem nieco, ale ponieważ długi weekend właśnie i czas imprez, to czy nie do tego redukują się w te wieczory ludzkie wysiłki?); i szum wiatru, niepokojący szelest liści i traw jako świadectwo tego czegoś, nad czym nie mamy władzy a co nas przenika i nami kieruje… czasami zdecydowanie nazbyt kieruje… i powoduje, że nie mamy władzy nad własnym losem…

jedność czasu – nieco, ale tylko nieco, problematyczna, bo akcja kilka dni trwa; ale to jakby ciągle ten sam czas – czas lata, leżakowania woli i kontroli na nasłonecznionej plaży; czas przerwy w odpowiedzialnym życiu; trzy tygodnie wolnego od życia, w którym to ego i superego ma władzę; czas przyzwolenia na nieobecność;

jedność akcji – w świecie zdarzeń dzieje się zaiste niewiele i nietrudno ich przebieg połączyć w spójną całość: Franc spotyka na gejowskiej plaży dwóch mężczyzn, którzy w różny sposób go fascynują; Michel przyciąga jego zmysły i w nim, jak twierdzi zakochuje się (cokolwiek by to znaczyło w kontekście tego, co już wcześniej o tym świecie napisałem); jest świadkiem, gdy Michel morduje w jeziorze swego wcześniejszego partnera; ich relacja w trakcie skromnie prowadzonego śledztwa się pogłębia i nie ma wątpliwości, że i o wewnętrznym konflikcie możemy tu mówić (czy jest on już tragiczny, niech akademicy rozstrzygają; tym bardziej, że los bohatera klęską się kończy, co nie znaczy, że traci życie – bo tego nie wiemy, bo to i nieistotne jest przecież) – zmysłowa fascynacja wobec moralnej odpowiedzialności, czy też – zmysłowa fascynacja wobec instynktu samozachowawczego (i tu jesteśmy już całkowicie wewnątrz tego świata przedstawionego), bohater przecież romansuje z mordercą, o którym wie tylko (aż) tyle, że zamordował swego poprzedniego partnera;

liczy się w przebiegu zdarzeń w zasadzie tylko trójka bohaterów (inspektor, jako czwarty, jest kimś w rodzaju posłańca z innego świata; czy też skromnego chóru, komentującego czy wręcz dziwiącemu się porządkom panującym w zamkniętym świecie gejów znad jeziora; przede wszystkim zwraca uwagę na brak ich emocjonalnej reakcji – czy to strachu czy choćby zainteresowania – na fakt, że z wody wyłowiono topielca i że najprawdopodobniej ktoś mu pomógł w zejściu na tamten świat); niewiele o nich wiemy, charakteryzuje ich tych kilka zdań wypowiadanych w tracie dwóch godzin; Michel jest ponurą zagadką, jest projekcją fascynacji tym, co w nas ciemne i instynktowne, pociąga i niepokoi jednocześnie, daje erotyczne spełnienie i bez mrugnięcia okiem morduje, eros i tanatos w jednym („potrzebuję cię Franc” – nawołuje w zakończeniu; jego byt ma sens tylko w sprzecznych pragnieniach podmiotu, którym jest Franc; bez niego jest niczym; brak Franca to unicestwienie Michela; nabiera to jeszcze większego sensu, jeżeli założymy, że Michel, czy tak postrzegany Michel, jest tylko (aż) projekcją Franca, który po zapadnięciu ciemności (!) nawołuje go w lesie [i nie wiem, czy upewnia się, że jest bezpieczny, bo Michel zniknął, czy też uświadomił sobie, że on też bez niego nie istnieje, że zniknie, tak jak znika z oczu widza roztapiając się w ciemności ostatniego ujęcia filmu]); postacią jakby nie z tego świata jest Henri, samotny obserwator niepozbawiony instynktownych pragnień, lecz w przeciwieństwie do tubylców, on oczekuje śmierci, i tak jak pozostali bohaterowie wymownym spojrzeniem zapraszają do lasu na orgię o charakterze erotycznym, on prowokuje orgię kończącą się jego śmiercią; wcześniej zaś formułuje istotne uwagi dotyczące natury komunikatów wysyłanych przez ludzi (o takim zamieszaniu związanym z deszyfracją znaków w naszym świecie pisałem już w odniesieniu do jednego z filmów Hanekego) – on ma z tym problem (i w tym upatruje istotną przyczynę swej samotności), bo w tym świecie (każdym?) wszystkie sygnały wysyłane do drugiego człowieka czytane są w kontekście erotycznym, rozumiane są jako uwodzenie z jednoznacznym podtekstem, niezależnie od tego, czy na kontakcie cielesnym ma się skończyć; no właśnie – czy on się sam nie oszukuje, czy mając świadomość swej nieatrakcyjności dla Franca, nie wmawia mu (i nam), że o przyjaźń czystą mu chodzi, bo mu po prostu dobrze w jego towarzystwie (nie mówiąc o tym, że to nie on zaczepił Franca; on niczym księżniczka Burgunda prowokuje swym wyizolowaniem, byciem poza, milczeniem, patrzeniem)? nie wiemy tego i nigdy też nie będziemy wiedzieć, w jakim stopniu wszelkie nasze kontakty, relacje, niewinne rozmowy podszyte są chęcią uwodzenia i czy Freud nie miał racji, że wszystkie… bo nasza pewność, że na pewno nie w jakimś tam konkretnym przypadku, świadczy tylko o tym, że bardzo niewiele o sobie wiemy, a ten, kto mi zaprzeczy wzburzony w sposób kategoryczny grzechem pychy obciążon (wiem, wiem – ja formułując taką tezę spółkuję z Pychą orgiastycznie wręcz).

I tym nie bardzo optymistycznym (oj, dlaczego?) akcentem weekend długi czas zacząć…


Nieznajomy nad jeziorem, reż. Alain Guiraudie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz