Nieznajomy
nad jeziorem
Ten
film to trochę tak jak tragedia grecka (wiem, że ma on też gorących przeciwników,
którzy już po przeczytania tego zdania odwrócą się od mojego bloga i stwierdzą:
bredzi, czy co?):
jedność
miejsca – jezioro, przybrzeżny las; przestrzenie symboliczne i klimatyczne
jednocześnie; jest to opowieść o ludzkich namiętnościach, o ciemnej sferze, w
której rozsądek ma trudności, by przemówić; a nawet, gdy domyślamy się – my,
widzowie – że on tam gdzieś do bohatera przemawia, to wyraźnie jego siła jest
nikła i mało przekonywująca; sfera id, której oddziaływaniu ego przygląda się z
coraz większym niepokojem a superego wydaje się nieobecne; świat erotycznych
przyjemności wyzbytych hamulców (niektórzy twierdzą, że wulgarne to – moja
wrażliwość estetyczna nie była obojętna na sposób filmowania tych męsko-męskich
zmagań cielesnych); jezioro – miejsce fascynacji erotycznych i zbrodni; las – w
którym snują się ludzkie popędy w poszukiwaniu zaspokojenia, ludzkie popędy
wyzbyte zahamowań ale i osobowości (bohaterowie ledwo imiona mają, a podczas
śledztwa okazuje się, że – co dziwi niezwykle inspektora – nieistotne były dla Franca
personalia czy też telefon partnera, który spowodował, że na dłuższy czas
stracił kontakt z rzeczywistością); las, w którym ludzkie pragnienia cielesne wypatrują
się wzajemnie (czy to już metafora współczesnego świata? – pewnie przesadziłem
nieco, ale ponieważ długi weekend właśnie i czas imprez, to czy nie do tego redukują
się w te wieczory ludzkie wysiłki?); i szum wiatru, niepokojący szelest liści i traw jako świadectwo tego czegoś, nad czym nie mamy władzy a co nas przenika i
nami kieruje… czasami zdecydowanie nazbyt kieruje… i powoduje, że nie mamy
władzy nad własnym losem…
jedność
czasu – nieco, ale tylko nieco, problematyczna, bo akcja kilka dni trwa; ale to
jakby ciągle ten sam czas – czas lata, leżakowania woli i kontroli na
nasłonecznionej plaży; czas przerwy w odpowiedzialnym życiu; trzy tygodnie
wolnego od życia, w którym to ego i superego ma władzę; czas przyzwolenia na
nieobecność;
jedność
akcji – w świecie zdarzeń dzieje się zaiste niewiele i nietrudno ich przebieg
połączyć w spójną całość: Franc spotyka na gejowskiej plaży dwóch mężczyzn, którzy w
różny sposób go fascynują; Michel przyciąga jego zmysły i w nim, jak twierdzi
zakochuje się (cokolwiek by to znaczyło w kontekście tego, co już wcześniej o
tym świecie napisałem); jest świadkiem, gdy Michel morduje w jeziorze swego
wcześniejszego partnera; ich relacja w trakcie skromnie prowadzonego śledztwa
się pogłębia i nie ma wątpliwości, że i o wewnętrznym konflikcie możemy tu
mówić (czy jest on już tragiczny, niech akademicy rozstrzygają; tym bardziej,
że los bohatera klęską się kończy, co nie znaczy, że traci życie – bo tego nie
wiemy, bo to i nieistotne jest przecież) – zmysłowa fascynacja wobec moralnej
odpowiedzialności, czy też – zmysłowa fascynacja wobec instynktu
samozachowawczego (i tu jesteśmy już całkowicie wewnątrz tego świata
przedstawionego), bohater przecież romansuje z mordercą, o którym wie tylko
(aż) tyle, że zamordował swego poprzedniego partnera;
liczy
się w przebiegu zdarzeń w zasadzie tylko trójka bohaterów (inspektor, jako
czwarty, jest kimś w rodzaju posłańca z innego świata; czy też skromnego chóru,
komentującego czy wręcz dziwiącemu się porządkom panującym w zamkniętym świecie
gejów znad jeziora; przede wszystkim zwraca uwagę na brak ich emocjonalnej
reakcji – czy to strachu czy choćby zainteresowania – na fakt, że z wody
wyłowiono topielca i że najprawdopodobniej ktoś mu pomógł w zejściu na tamten
świat); niewiele o nich wiemy, charakteryzuje ich tych kilka zdań wypowiadanych
w tracie dwóch godzin; Michel jest ponurą zagadką, jest projekcją fascynacji
tym, co w nas ciemne i instynktowne, pociąga i niepokoi jednocześnie, daje
erotyczne spełnienie i bez mrugnięcia okiem morduje, eros i tanatos w jednym („potrzebuję
cię Franc” – nawołuje w zakończeniu; jego byt ma sens tylko w sprzecznych
pragnieniach podmiotu, którym jest Franc; bez niego jest niczym; brak Franca to
unicestwienie Michela; nabiera to jeszcze większego sensu, jeżeli założymy, że Michel,
czy tak postrzegany Michel, jest tylko (aż) projekcją Franca, który po
zapadnięciu ciemności (!) nawołuje go w lesie [i nie wiem, czy upewnia się, że
jest bezpieczny, bo Michel zniknął, czy też uświadomił sobie, że on też bez
niego nie istnieje, że zniknie, tak jak znika z oczu widza roztapiając się w
ciemności ostatniego ujęcia filmu]); postacią jakby nie z tego świata jest
Henri, samotny obserwator niepozbawiony instynktownych pragnień, lecz w
przeciwieństwie do tubylców, on oczekuje śmierci, i tak jak pozostali
bohaterowie wymownym spojrzeniem zapraszają do lasu na orgię o charakterze
erotycznym, on prowokuje orgię kończącą się jego śmiercią; wcześniej zaś
formułuje istotne uwagi dotyczące natury komunikatów wysyłanych przez ludzi (o takim zamieszaniu związanym z deszyfracją znaków w naszym świecie pisałem już w odniesieniu do jednego z filmów Hanekego) –
on ma z tym problem (i w tym upatruje istotną przyczynę swej samotności), bo w
tym świecie (każdym?) wszystkie sygnały wysyłane do drugiego człowieka czytane
są w kontekście erotycznym, rozumiane są jako uwodzenie z jednoznacznym
podtekstem, niezależnie od tego, czy na kontakcie cielesnym ma się skończyć; no
właśnie – czy on się sam nie oszukuje, czy mając świadomość swej
nieatrakcyjności dla Franca, nie wmawia mu (i nam), że o przyjaźń czystą mu
chodzi, bo mu po prostu dobrze w jego towarzystwie (nie mówiąc o tym, że to nie
on zaczepił Franca; on niczym księżniczka Burgunda prowokuje swym wyizolowaniem,
byciem poza, milczeniem, patrzeniem)? nie wiemy tego i nigdy też nie będziemy
wiedzieć, w jakim stopniu wszelkie nasze kontakty, relacje, niewinne rozmowy
podszyte są chęcią uwodzenia i czy Freud nie miał racji, że wszystkie… bo nasza
pewność, że na pewno nie w jakimś tam konkretnym przypadku, świadczy tylko o
tym, że bardzo niewiele o sobie wiemy, a ten, kto mi zaprzeczy wzburzony w
sposób kategoryczny grzechem pychy obciążon (wiem, wiem – ja formułując taką tezę
spółkuję z Pychą orgiastycznie wręcz).
I
tym nie bardzo optymistycznym (oj, dlaczego?) akcentem weekend długi czas
zacząć…
Nieznajomy
nad jeziorem,
reż. Alain Guiraudie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz