piątek, 4 sierpnia 2017

Krótkometrażówka Diaza

Po raz kolejny podczas oglądania Diaza ("Kobieta, która wyszła"), od którego rozpocząłem tegoroczne NH, błąkał mi się po głowie Dostojewski. Skojarzenie, przyznaję, niekoniecznie najistotniejsze w kontekście tego filmu, ale lubię tak po obrzeżach czasami. 
W "Braciach Karamazow" Iwan, jak sam twierdzi - nieświadomie, skutecznie naprowadza swego przyrodniego brata na pomysł zamordowania ich zepsutego (chyba nie powinienem tego rodzaju ocen formułować) i przewrotnego ojca. Smierdiakow uwielbia Iwana, morderstwo jest w gruncie rzeczy swoistym prezentem, który składa u stóp swego guru. Ten zresztą wydaje się być szczerze wstrząśnięty konsekwencją swych rozmów ze Smierdiakowem. Wątek niezwykle płodny w interpretacje - etyczne, psychologiczne, nawet ontyczne chyba, bo przecież jest tu też mowa o naszym wpływie na taki a nie inny kształt świata, wydarzeń go kształtujących.
Bohaterka filmu Diaza, Horacia, w ten sam sposób doprowadza (spoiler) do zamordowania mężczyzny, który doprowadził do tego, że spędziła, niewinnie, 30 lat w więzieniu za morderstwo. Ta miłosierna samarytanka, kolejne oblicze matki Teresy (o której śmierci w trakcie filmu informują media), z wielkim oddaniem opiekuje się pobitym i poniżonym transwestytą (akcja na Filipinach, więc to dla mnie dość oryginalny wątek obecności LGBT w tamtych rejonach - chyba znowu ujawniam swą ignorancję). Hollanda odwdzięcza się i bierze na siebie zło, którego uczynienie stanowi istotę zemsty Horacii. Czy w związku z tym rzeczywiście uwalnia sumienie swej opiekunki? I czy ten Dostojewski jest tu koniecznie potrzebny? Pewnie nie, ale jego przywołanie może służyć uwypukleniu problemu. Iwan, kierując się chłodnym rozumowaniem, całkowicie odziera świat z jego wymiaru metafizycznego czy wręcz religijnego. Horacia ma zdecydowanie więcej powodów od niego., by ten świat i jego ewentualnego stwórcę znienawidzić. 30 niewinnych lat w więzieniu, a widzimy tylko w skrócie ostatnie dni z tego pobytu, możemy tylko domniemywać, na podstawie ubogo porozrzucanych sygnałów, jaką drogę przeszła, w jakim stopniu oswoiła się ze złem; uwewnętrzniła je. Podczas tych ostatnich dni w więzieniu już obserwujemy jej dobroczynną działalność (belfer w każdych okolicznościach nim pozostaje). Czy dobro, które czyni, jest wystarczającym  powodem, by dać jej przyzwolenie na zemstę?   A Rodrigo Trinidad jest przedstawiony jako cyniczny, pozbawiony sumienia i wiary (regularnie chodzi do kościoła) typ, co mogłoby być dodatkową motywacją potwierdzającą racje Horacii (i znowu Dostojewski - tym razem jednak ze "Zbrodnią i karą"). W zasadzie, i to można by pociągnąć, jest takim cieniem Iwana Karamazowa (na miarę czasów oczywiście, bo nie dochodzi filmie do jego spotkania z diabłem). Hollanda, idąc tym tropem skojarzeń interpretacyjnych, jest narzędziem takiej powracającej fali (w wyobrażonej przestrzeni metafizycznej wspólnej dla wszystkich tekstów kultury). 
Nie ma wątpliwości, że to, co powyżej napisałem, jest kolejnym dowodem na to, że każdy ogląda inny film. Ja obejrzałem filipiński slow, spod którego delikatnie prześwituje Dostojewski.
A poza tym? 
Dobro jako reakcja na zło. Wykluczeni na Filipinach (obrazy pewnie charakterystyczne dla sporej części świata). Slow zemsta - gatunek przeze mnie wymyślony, gdy się okazało, że Hamlet w realizacji swego pragnienia zemsty był całkiem dynamiczny. Teraźniejszość naznaczona przeszłością. Z tym się wiąże poczucie odpowiedzialności związane z jakimś traumatycznym wydarzeniem. 
Przypowieść... ale z typu tych, które są przykładami a nie parabolami (czyli wg niektórych nie przypowieść).
Zadziwiająca opowieść o kobiecie, która wychodzi po 30 latach niesłusznie odsiedzianych w więzieniu i stara się zrównoważyć w sobie zło, czyli zrealizowanie zemsty i dobro, czyli działalność samarytańską. Czy musiało trwać 4 godziny? Tym razem chyba nie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz