Melodramat to miłość i przeszkody. Czasami zabawne, czasami
tragiczne. Bywa, że i to i to – co miało miejsce w „Romeo i Julii”, który to
dramat początkowo pisany był jako komedia, a wszyscy wiedzą, jak się to nieco
ironiczne dworowanie z młodzieńczej miłości zakończyło.
A wyobraźmy sobie, że Romeo jest aseksualny… rodzinny
konflikt Kapuletich i Montekch to drobnostka wobec takiej przeszkody. Możemy
nawet zaryzykować twierdzenie, że ten rodzaj przeszkody spowodowałby, że w
ogóle byśmy nie usłyszeli historii z miasta Werony. Inne dramaty Szekspira
także by nie powstały.
Z taką sytuacją mamy do czynienia w filmie „Slow” (tytuł, z
racji nie tak odległych mych zauroczeń, jest dla mnie wystarczająco pociągający,
bo kwalifikacja na Filmwebie, że to melodramat, nie brzmi zachęcająco w moim wypadku).
„Slow” (reż. Marija Kavtaradze) litewska propozycja do
Oskara (nie znalazł się na krótkiej liście) i nagroda za reżyserię w Sundance
Elena realizuje się w tańcu; bywa że bardzo zmysłowym.
Dovydas jest tłumaczem języka migowego. A przede wszystkim
człowiekiem aseksualnym (przy tej okazji się dowiedziałem, że aseksualność jest
przez część naukowców uznawana dzisiaj za orientację seksualną, co brzmi to
nieco paradoksalnie).
Neurobiolodzy (w tym Paweł Boguszewski podczas jednego ze
spotkań) twierdzą, że początek miłości, etap powszechnie zwany zakochaniem, ma
swoje źródło w biologii i że to prawa gatunku decydują w tym momencie o tym, że
rozum traci na wartości i zaprzepaścić swój jednostkowy los jesteśmy w stanie.
I jeśli w trakcie tego okresu, czasami krótszego, czasami dłuższego, partnerzy
(-rki) nie wykształcą więzi na innych poziomach, to o tak zwanej miłości
dojrzałej można zapomnieć.
A w filmie Kavtaradze od niemal pierwszego spotkania Eleny i
Dovydasa mamy pewność co do rodzącego się uczucia. To znaczy z jej strony jak
najbardziej możemy mieć do czynienia z fascynacją podszytą erotyzmem, jego
zauroczenie ewidentnie ma źródło w pokładach, o których istnieniu w filmach o
tematyce miłosnej najczęściej zapominamy (że wspomnę choćby o „Przejściach”,
który oglądałem w zasadzie w przeddzień spotkania ze „Slow” – no i w tym
francuskim filmie reżyser, Ira Sachs nie pozostawia widzowi wątpliwości, że
fascynacje głównego bohatera mają przede wszystkim podłoże erotyczne i jego
kolejne wybory uzależnione są tylko od doznawanej w tej sferze satysfakcji;
oryginalne w tym filmie może jest to, że na początku Tomas jest w związku
homoseksualnym, który opuszcza dla kobiety – można by o tym filmie więcej, bo
stosunek widza do Tomasa stanowi chyba swoisty papierek lakmusowy jeśli chodzi
o jego ocenę kultury współczesnej, powiedzmy tej już poboomerskiej [choć może
przesadzam, bo przecież ludzie aż tak bardzo się nie zmienili, po prostu
dzisiaj możemy bardziej otwarcie mówić i manifestować swoje potrzeby]).
Ale czy taki związek ma w ogóle szanse powodzenia (pytanie
zasadne jak najbardziej, ale oczekiwanie, że widz jednoznacznie wyrazi w tej
materii swoje zdanie, zabawi się we wróżkę, w sytuacji, gdy reżyserka
pozostawia otwarte [w pewnym sensie, bo jest sugestia, ale ją także można
różnie odczytywać] zakończenie, jest, moim zdaniem, nie do końca uzasadnione,
bo właśnie po to w filmie jest otwarte zakończenie, by te bardzo różne
możliwości w umyśle widza współwystępowały niczym sławetny kot Shrödingera)?
Zmysłowa kobieta, nieukrywająca swoich potrzeb i pragnień
oraz aseksualny mężczyzna całkowicie obojętny na wszelkie sugestie dotyczące
zbliżenia (co nie wyklucza oczywiście innych form intymności i bliskości). Dwa
w pewnym sensie różne światy, żeby nie powiedzieć dwa różne sposoby
komunikowania swych potrzeb. I jednocześnie miłość – oboje tak nazywają uczucie ich łączące (choć
zapewne odczuwają coś zupełnie innego [co ma miejsce zawsze przecież, bo nie da
się przecież zestawić, porównać i pewnym jest, że jest to jedno z tych pojęć,
pod które każdy, dosłownie każdy, podstawia zupełnie co innego).
Wiadomo – istnieje nieprzeliczona liczba szczęśliwych par, w
których sfera seksu nie ma (być może już) znaczenia. Ale w tym filmie wyraźnie
mamy do czynienia z kobietą, dla której ta sfera życia (tak, tak – fascynująca
i bogata w niezwykłe doznania) ma znaczenie (na pewno jest to także związane z
wiekiem).
Sytuacja Eleny i Dovydasa ma w filmie znaczące konteksty:
świat głuchych, taniec (dla mnie teatr tańca, ruchu) i życie zakonne.
To lektura „Głuszy” Anny Goc uświadomiła mi, w jak bardzo
obcym mi świecie funkcjonują ludzie głusi. Czasami jedziemy z nimi tramwajem,
mijamy ich na ulicy, z zainteresowaniem przyglądamy się temu, w jaki sposób się
porozumiewają i gdzieś tam umyka świadomość, że ci ludzie nie są nawet obok,
oni żyją na innej planecie. My żyjemy na innej planecie.
Elena prowadzi dla nich zajęcia taneczne.
Teatr tańca stanowi (przynajmniej dla mnie) także inny
świat. Od lat oglądam, czasami z większym, czasami z mniejszym
zainteresowaniem. Próbuję nie czytać zbytnio literacko, tego, co obserwuję na
scenie, ale mój filologiczny umysł nie potrafi uwolnić się od ugruntowanych
belferstwem przyzwyczajeń. A to przecież inny kod, inny język, inny świat.
Gestu, dotyku, relacji, rytmu, emocji, poczucia przestrzeni, życia zapisanego w
ciele. Historie, które niekoniecznie są narracjami. Mierzę się z tym od lat,
pozostając mimo dobrych chęci gdzieś obok.
I te różne światy spotykają się podczas warsztatów. Nie
sądzę, by przekroczyli dzielące ich granice, ale na pewno się spotkali. Tak jak
Elena z Dovydasem. Dlatego ten kontekst ma znaczenie. Istnieje pomiędzy nimi
granica, której nigdy pewnie nie przekroczą, chyba że z wiekiem, po
zaspokojeniu młodzieńczych pragnień, Elenie już bliższa stanie się aseksualność.
Ale film nie mówi o tym, jak to kiedyś, za ileś lat może być, film przedstawia
sytuację tych młodych ludzi dziś i pokazuje problem, stawia pytanie o granice
tego spotkania.
Dovydas nauczył się języka migowego, ponieważ jego brat jest
głuchy. Rodzice zakazywali temu bratu, jak to często w takiej sytuacji bywa, o
czym Anna Goc sporo pisze, migania, by wymusić pojawienie się komunikacji
werbalnej. Dovydas już w tej sytuacji rodzinnej pokazał, jak mu zależy na
przekraczaniu granic, jak konieczne jest dla niego komunikowanie się z bratem.
Przezwyciężył rodzinne ograniczenia.
Matka Elenie, gdy ta w dzieciństwie zameldowała, że chce być
baletnicą, nakazała spojrzenie w lustro. Nie jest ona wiotką i zgrabną
dziewczyną. A swoje pragnienie, w innej formie, spełniła. Przekroczyła granice
narzucane jej przez ciało. Te, które w młodym wieku bagatelizujemy, a które wraz
z upływem czasu stają się coraz bardziej dojmujące (wiem coś o tym).
Podczas jednego ze spotkań (sporo uczestniczę) Małgorzata
Majewska powiedziała, że jednym z istotnych elementów budowania więzi intymnej
między partnerami jest wykształcenie swoistego, zrozumiałego tylko dla nich,
języka. Gdy podczas rozmowy z matką Eleny wspomniana została sytuacja z
dzieciństwa, gdy lustro miało stać się weryfikatorem marzeń dziewczynki, to
Dovydas szepnął do Eleny „pójdziemy do Mc Donalda”. Dla kogoś z boku niewiele
to znaczy. W ich wypadku jest to początek wyłaniania się intymnego kodu, co
może dobrze rokować.
Jest jeszcze przyjaciółka Eleny, która zdecydowała się na
życie zakonne. Wybór decydujący o wyrzeczeniu się seksu (oczywiście
teoretycznie – jak jest w praktyce, to wiemy). W katolicyzmie – który najbardziej
jest restrykcyjny w tej dziedzinie, co skutkuje bardzo złymi psychicznymi
konsekwencjami w naszym społeczeństwie (ale powstrzymam się przed kontynuacja
tych myślątek na temat religii, w której się wychowałem i która tyle zła
przyniosła światu). Ale jeżeli ktoś nawet podczas seksu myśli o Jezusie (słowa
przyjaciółki relacjonującej, jak to z chłopakiem było, zanim zdecydowała o
wyborze drogi), to chyba też już ma zadatki na aseksualność albo na wręcz już
mistyczne traktowanie sfery zmysłowości.
Dovydas mistykiem nie jest. On tak ma.
Czasami się zastanawiam, ilu doświadczeń, nie tylko
zmysłowych, ja jestem pozbawiony. Jaki brak, niedostrzegalny przez otaczających
mnie ludzi, a którego konsekwencje dotykają tych, którzy bliżej i dłużej
chcieliby być, których bardziej spotykam. Może jest to brak zdecydowanie
bardziej istotny niż aseksualność. Dovydas kocha.