wtorek, 20 lutego 2024

Aseksualny melodramat

 

Melodramat to miłość i przeszkody. Czasami zabawne, czasami tragiczne. Bywa, że i to i to – co miało miejsce w „Romeo i Julii”, który to dramat początkowo pisany był jako komedia, a wszyscy wiedzą, jak się to nieco ironiczne dworowanie z młodzieńczej miłości zakończyło.

A wyobraźmy sobie, że Romeo jest aseksualny… rodzinny konflikt Kapuletich i Montekch to drobnostka wobec takiej przeszkody. Możemy nawet zaryzykować twierdzenie, że ten rodzaj przeszkody spowodowałby, że w ogóle byśmy nie usłyszeli historii z miasta Werony. Inne dramaty Szekspira także by nie powstały.

Z taką sytuacją mamy do czynienia w filmie „Slow” (tytuł, z racji nie tak odległych mych zauroczeń, jest dla mnie wystarczająco pociągający, bo kwalifikacja na Filmwebie, że to melodramat, nie brzmi  zachęcająco w moim wypadku).

„Slow” (reż. Marija Kavtaradze) litewska propozycja do Oskara (nie znalazł się na krótkiej liście) i nagroda za reżyserię w Sundance

Elena realizuje się w tańcu; bywa że bardzo zmysłowym.

Dovydas jest tłumaczem języka migowego. A przede wszystkim człowiekiem aseksualnym (przy tej okazji się dowiedziałem, że aseksualność jest przez część naukowców uznawana dzisiaj za orientację seksualną, co brzmi to nieco paradoksalnie).

Neurobiolodzy (w tym Paweł Boguszewski podczas jednego ze spotkań) twierdzą, że początek miłości, etap powszechnie zwany zakochaniem, ma swoje źródło w biologii i że to prawa gatunku decydują w tym momencie o tym, że rozum traci na wartości i zaprzepaścić swój jednostkowy los jesteśmy w stanie. I jeśli w trakcie tego okresu, czasami krótszego, czasami dłuższego, partnerzy (-rki) nie wykształcą więzi na innych poziomach, to o tak zwanej miłości dojrzałej można zapomnieć.

A w filmie Kavtaradze od niemal pierwszego spotkania Eleny i Dovydasa mamy pewność co do rodzącego się uczucia. To znaczy z jej strony jak najbardziej możemy mieć do czynienia z fascynacją podszytą erotyzmem, jego zauroczenie ewidentnie ma źródło w pokładach, o których istnieniu w filmach o tematyce miłosnej najczęściej zapominamy (że wspomnę choćby o „Przejściach”, który oglądałem w zasadzie w przeddzień spotkania ze „Slow” – no i w tym francuskim filmie reżyser, Ira Sachs nie pozostawia widzowi wątpliwości, że fascynacje głównego bohatera mają przede wszystkim podłoże erotyczne i jego kolejne wybory uzależnione są tylko od doznawanej w tej sferze satysfakcji; oryginalne w tym filmie może jest to, że na początku Tomas jest w związku homoseksualnym, który opuszcza dla kobiety – można by o tym filmie więcej, bo stosunek widza do Tomasa stanowi chyba swoisty papierek lakmusowy jeśli chodzi o jego ocenę kultury współczesnej, powiedzmy tej już poboomerskiej [choć może przesadzam, bo przecież ludzie aż tak bardzo się nie zmienili, po prostu dzisiaj możemy bardziej otwarcie mówić i manifestować swoje potrzeby]).

Ale czy taki związek ma w ogóle szanse powodzenia (pytanie zasadne jak najbardziej, ale oczekiwanie, że widz jednoznacznie wyrazi w tej materii swoje zdanie, zabawi się we wróżkę, w sytuacji, gdy reżyserka pozostawia otwarte [w pewnym sensie, bo jest sugestia, ale ją także można różnie odczytywać] zakończenie, jest, moim zdaniem, nie do końca uzasadnione, bo właśnie po to w filmie jest otwarte zakończenie, by te bardzo różne możliwości w umyśle widza współwystępowały niczym sławetny kot Shrödingera)?

Zmysłowa kobieta, nieukrywająca swoich potrzeb i pragnień oraz aseksualny mężczyzna całkowicie obojętny na wszelkie sugestie dotyczące zbliżenia (co nie wyklucza oczywiście innych form intymności i bliskości). Dwa w pewnym sensie różne światy, żeby nie powiedzieć dwa różne sposoby komunikowania swych potrzeb. I jednocześnie miłość – oboje  tak nazywają uczucie ich łączące (choć zapewne odczuwają coś zupełnie innego [co ma miejsce zawsze przecież, bo nie da się przecież zestawić, porównać i pewnym jest, że jest to jedno z tych pojęć, pod które każdy, dosłownie każdy, podstawia zupełnie co innego).

Wiadomo – istnieje nieprzeliczona liczba szczęśliwych par, w których sfera seksu nie ma (być może już) znaczenia. Ale w tym filmie wyraźnie mamy do czynienia z kobietą, dla której ta sfera życia (tak, tak – fascynująca i bogata w niezwykłe doznania) ma znaczenie (na pewno jest to także związane z wiekiem).

Sytuacja Eleny i Dovydasa ma w filmie znaczące konteksty: świat głuchych, taniec (dla mnie teatr tańca, ruchu) i życie zakonne.

To lektura „Głuszy” Anny Goc uświadomiła mi, w jak bardzo obcym mi świecie funkcjonują ludzie głusi. Czasami jedziemy z nimi tramwajem, mijamy ich na ulicy, z zainteresowaniem przyglądamy się temu, w jaki sposób się porozumiewają i gdzieś tam umyka świadomość, że ci ludzie nie są nawet obok, oni żyją na innej planecie. My żyjemy na innej planecie.

Elena prowadzi dla nich zajęcia taneczne.

Teatr tańca stanowi (przynajmniej dla mnie) także inny świat. Od lat oglądam, czasami z większym, czasami z mniejszym zainteresowaniem. Próbuję nie czytać zbytnio literacko, tego, co obserwuję na scenie, ale mój filologiczny umysł nie potrafi uwolnić się od ugruntowanych belferstwem przyzwyczajeń. A to przecież inny kod, inny język, inny świat. Gestu, dotyku, relacji, rytmu, emocji, poczucia przestrzeni, życia zapisanego w ciele. Historie, które niekoniecznie są narracjami. Mierzę się z tym od lat, pozostając mimo dobrych chęci gdzieś obok.

I te różne światy spotykają się podczas warsztatów. Nie sądzę, by przekroczyli dzielące ich granice, ale na pewno się spotkali. Tak jak Elena z Dovydasem. Dlatego ten kontekst ma znaczenie. Istnieje pomiędzy nimi granica, której nigdy pewnie nie przekroczą, chyba że z wiekiem, po zaspokojeniu młodzieńczych pragnień, Elenie już bliższa stanie się aseksualność. Ale film nie mówi o tym, jak to kiedyś, za ileś lat może być, film przedstawia sytuację tych młodych ludzi dziś i pokazuje problem, stawia pytanie o granice tego spotkania.

Dovydas nauczył się języka migowego, ponieważ jego brat jest głuchy. Rodzice zakazywali temu bratu, jak to często w takiej sytuacji bywa, o czym Anna Goc sporo pisze, migania, by wymusić pojawienie się komunikacji werbalnej. Dovydas już w tej sytuacji rodzinnej pokazał, jak mu zależy na przekraczaniu granic, jak konieczne jest dla niego komunikowanie się z bratem. Przezwyciężył rodzinne ograniczenia.

Matka Elenie, gdy ta w dzieciństwie zameldowała, że chce być baletnicą, nakazała spojrzenie w lustro. Nie jest ona wiotką i zgrabną dziewczyną. A swoje pragnienie, w innej formie, spełniła. Przekroczyła granice narzucane jej przez ciało. Te, które w młodym wieku bagatelizujemy, a które wraz z upływem czasu stają się coraz bardziej dojmujące (wiem coś o tym).

Podczas jednego ze spotkań (sporo uczestniczę) Małgorzata Majewska powiedziała, że jednym z istotnych elementów budowania więzi intymnej między partnerami jest wykształcenie swoistego, zrozumiałego tylko dla nich, języka. Gdy podczas rozmowy z matką Eleny wspomniana została sytuacja z dzieciństwa, gdy lustro miało stać się weryfikatorem marzeń dziewczynki, to Dovydas szepnął do Eleny „pójdziemy do Mc Donalda”. Dla kogoś z boku niewiele to znaczy. W ich wypadku jest to początek wyłaniania się intymnego kodu, co może dobrze rokować.

Jest jeszcze przyjaciółka Eleny, która zdecydowała się na życie zakonne. Wybór decydujący o wyrzeczeniu się seksu (oczywiście teoretycznie – jak jest w praktyce, to wiemy). W katolicyzmie – który najbardziej jest restrykcyjny w tej dziedzinie, co skutkuje bardzo złymi psychicznymi konsekwencjami w naszym społeczeństwie (ale powstrzymam się przed kontynuacja tych myślątek na temat religii, w której się wychowałem i która tyle zła przyniosła światu). Ale jeżeli ktoś nawet podczas seksu myśli o Jezusie (słowa przyjaciółki relacjonującej, jak to z chłopakiem było, zanim zdecydowała o wyborze drogi), to chyba też już ma zadatki na aseksualność albo na wręcz już mistyczne traktowanie sfery zmysłowości.

Dovydas mistykiem nie jest. On tak ma.

Czasami się zastanawiam, ilu doświadczeń, nie tylko zmysłowych, ja jestem pozbawiony. Jaki brak, niedostrzegalny przez otaczających mnie ludzi, a którego konsekwencje dotykają tych, którzy bliżej i dłużej chcieliby być, których bardziej spotykam. Może jest to brak zdecydowanie bardziej istotny niż aseksualność. Dovydas kocha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz