poniedziałek, 4 stycznia 2010

W poszukiwaniu straconych złudzeń

Tym razem zwyczajni ludzie.
W pejzażu zamglonym i bezludnym częstokroć.
Uciekanie od samotności w ramiona drugiego człowieka.

Kolejny człowiek wytrącony z poczucia oczywistości w momencie porzucenia.
Poczucie oczywistości: stała odpowiedzialna praca, widok na dom i rzekę, i córkę bawiącą się z innymi dziećmi (albo inaczej, w odniesieniu do innego bohatera z tego filmu: "Masz wszystko, łóżko... masz radio... dlaczego uciekasz... czego szukasz?" A on pije, dopóki wszystkiego nie wypije... bo to jakoś mało).

Porzucenie.
Niemożność uwierzenia, że wszystko było naprawdę aż do spotkania kolejnego mężczyzny. Tak jakby spotkanie innego miało unieważnić prawdziwość wcześniejszych uczuć (a może ten kolejny rzeczywiście uświadamiał pozorność wcześniejszych uczuć; albo może 'naprawdę' jest tylko przez chwilę, a później są już tylko histeryczne próby przywrócenia stanu pierwotnego). Ale niektórym tak się wydaje. I nie mogą się z tym pogodzić.
Zresztą kobieta odchodzi także pełna lęku; w pełni świadoma, że skoro już co najmniej dwukrotnie okazało się, że to, co czujemy, dalekie jest od idealistycznych wyobrażeń, to i tym razem może być tak samo. Ale niemalże zrezygnowana - próbuje...
A u mężczyzny pojawia się poczucie straty czasu i innych okazji. Poczucie, że w dopadła nas przypadkowość losu; że mogło przecież być korzystniej; ale skoro już na siebie trafiliśmy i przez moment było dobrze, to bądźmy 'odpowiedzialni' i płaćmy za ten moment (a jeśli trwało to kilka lat - w filmie siedem - to i tak pozostaje pytanie, czy to już wystarczy by skazać człowieka w tym procesie) - do końca życia. Bo jak nie, to wystawimy rachunek naszych strat: mogliśmy przecież przez ten czas związać się z kimś zdecydowanie korzystniej. Byliśmy kochani. Przynajmniej tak nam się zdawało, tyle że wybraliśmy... i chcemy, by było to docenione... więc próbujemy zatrzymać ukochaną siłą... jakby tego rodzaju związek miał jeszcze jakiś sens.
Wysiłki, by zatrzymać kobietę, która postanowiła odejść. Prezenty. Wymuszane pocałunki mające przypomnieć wcześniejsze uniesienia i oddanie. Publiczne wyładowywanie agresji. Gorączkowe poszukiwanie sposobu na miłość.
Nieustające upokorzenie.
Czy można przywrócić minione uczucie?

"Jak można odrzucić takie uczucie?"
Tak jakby dla istnienia związku wystarczające było uczucie jednej strony. Złudna wiara, że uczuciem można zarazić niczym anginą. Że prędzej czy później ta niemalże ewangeliczna siła udzieli nam swej łaski.
Tak jakby historia Raskolnikowa i Sonii rzeczywiście się zdarzyła?
Ekonomia uczucia: nie można odrzucać, nie można marnować...

A później... ile trzeba zrobić, by uczucie jednak w sobie zabić. Ile kobiet odrzucić, by się przekonać, że jest to tylko wypełnianie pustki.

Mała dziewczynka przerażona widokiem chorych psychicznie starców zapatrzonych w pustynny i zamglony pejzaż.

Tak, to znowu Antonioni...

Krzyk, reż. M. Antonioni

3 komentarze:

  1. "...moje filmy są emanacjami mojego prywatnego życia..." Michelangelo Antonioni zmarł 30-tego lipca 2007 roku w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat w Rzymie. Na szczęście namiastka jego jaźni pozostanie zaklęta pośród jego ruchomych obrazów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wpis. Czy mógłbyś/mogłabyś rozwinąć? Czy to, co napsałeś/-aś, jest związane z moją impresją na temat filmu "Krzyk"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpis dotyczy ogólnej twórczości filmowej Michelangelo A., między innymi również filmu "Krzyk".

    OdpowiedzUsuń