niedziela, 16 października 2011

Przeszłość jako Frankenstein

"Łagodny potwór"
Przypowieść?
O tym, że pozostawione gdzieś w przeszłości sprawy, które zbagatelizowaliśmy, mogą się po latach odezwać; mogą pojawić się w formie nieprzewidywalnej. Coś, co wyglądało kiedyś być może niewinnie, może objawić swą potworność... albo inaczej: może być lustrem naszej potworności.
Historia bardzo prosta (jak na przypowieść przystało): szesnastolatek spłodził syna, który po 17 latach pojawia się nieoczekiwanie w jego życiu. Prawda sprzed lat; prawda, która w jego mniemaniu nie istniała albo o której istnieniu nie chciał nic wiedzieć. I pewnie też nigdy nie zapytał matki swego dziecka o jego istnienie. Tak jakby niepostawienie pytania miało być gwarancją nieistnienia odpowiedzi. Albo tak jakby zadaniu pytania miał towarzyszyć niepokój, że w ten magiczny sposób powołujemy do istnienia jakąś rzeczywistość. Nie ma pytania - nie ma problemu...
Może nawet pytał, lecz odpowiedź na pewno go nie interesowała.
Świat istnieje niezależnie od naszych intencji, niepokojów i pytań.
Treści stłumione prędzej czy później drażnić poczną rzeczywistość i okaleczyć mogą świadomość.
Przeszłość - niezależnie od tego, jak bardzo byśmy chcieli o niej zapomnieć, jak bardzo byśmy sobie wmawiali, że złudą li tylko była, a nawet jak bardzo różne byśmy mieli o niej wyobrażenie - istnieje. A wyklęta przez nas staje się Frankensteinem - niechcianym, nieudanym dzieckiem, które upomni się o swoje szczęście w najmniej przez nas spodziewanym momencie.

Bohater filmu Mudrucza wprawdzie poszukuje kogoś ale - aktora do swego nowego filmu a nie syna (nie mówiąc już o śladach przeszłości zapomnianej). Bo on reżyserem jest (dosłownie i w przenośni; tyle że w przenośni to każdemu z nas się marzy, więc dla każdego film ten ostrzeżeniem być powinien). Reżyser to ktoś, komu się wydaje, że panuje nad rzeczywistością, że jest jej panem. Demiurg, który być może nie bierze pod uwagę, że są sytuacje, kiedy wymyka się ona spod naszej kontroli. I wtedy stać się może ona potworem; a on może sobie uświadomić, że był nim od dawna.
Reżyser - ktoś, kto dla własnych potrzeb stymuluje ludzkie zachowania; wywołuje w aktorach oczekiwane przez siebie emocje; manipuluje nimi, a później może być bardzo zdziwiony, że wyzwolone postawy są zbrodnicze (przypomniał mi się "Czarny łabędź").
Po obejrzeniu tego filmu z lękiem powinniśmy wchodzić w takie relacje międzyludzkie, w których mamy poczucie, że w istotny sposób wpływamy na czyjś los. Powinniśmy być 'czujni', jak zalecał Camus. Powinniśmy pamiętać, że nie mamy kontroli nad skutkami naszych działań. I być może powinniśmy (ostatnie 'powinniśmy' - bo chyba już za dużo tych nakazów) jak najmniej działać. Choć wiadomo, że usunięcie się w cień nie jest żadnym rozwiązaniem.
Ten film to tez prosta opowieść o chłopaku, który zabija.
Co rusz w codziennym wydaniu gazety jesteśmy w stanie znaleźć notkę o jakimś młodocianym bandycie, który zabija matkę, ojczyma i córkę tegoż (no tak, trochę przesadziłem, nie tak często na szczęście o tym czytam, ale niech już tak zostanie). Myśl, która nam się wtedy w głowie pojawia: "Potwór, że też takiego była w stanie zrodzić a tym bardziej znosić ziemia ". A czasami jesteśmy nawet w stanie mitologizować sytuację, przywoływać jakąś historię opowiedzianą kiedyś przez Sofoklesa; być może nawet obarczyć odpowiedzialnością Fatum. A przyczyny sę przecież bardzo ludzkie (i tym bardziej okrutne): to my - ojciec, który nie zaakceptował konsekwencji swych czynów; matka, która nie potrafiła dać ciepła; mąż matki - pijak z obsesją podejrzliwości i niekontrolowaną agresją; reżyserzy naszego świata (od nauczycieli po polityków) wyzwalający w nas emocje i stany, których natury nie znają.
Czy ja w tej chwili usprawiedliwiłem zbrodniarza?
Nie, nie usprawiedliwiam go - wskazuję jedynie jego wspólników;
siebie...

Łagodny potwór - projekt Frankenstein, reż. Kornel Mundruczo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz