poniedziałek, 5 marca 2012

Dramat klasyczny, namiętność i teatr współczesny

Do wczorajszego tekstu o namiętności to chyba pewną korektę wprowadzić muszę. A to za przyczyną nowego tłumaczenia "Fedry" Antoniego Libery. Jakoś tak ostatnio wpadło mi ono w ręce i postanowiłem sprawdzić tę klasyczną tragedię Racine'a we współczesnym czytaniu. Tekst płynie, prawie sam się mówi i chce się nim gadać. Na scenie się sprawdzi. Ale...
Jak go zagrać, a może po co?
A to o namiętnościach właśnie jest. I tak, jak w "Oczach szeroko otwartych", o umiejętności trzymania ich na wodzy (choć Tezeusz akurat na wiele bardzo sobie pozwala w przedakcji i nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności). I nie ma wątpliwości, że do tragedii by nie doszło, gdyby bohaterowie to potrafili. Gdyby Fedra nie przegrała z pokusami (choć przecież walczyła), gdyby Tezeusz nie dał się ponieść... gdyby...
Ale Hipolit przecież, ten zimny i zdystansowany heros ponosi także porażkę. Wstrzemięźliwość i czystość nic mu nie pomogły. I choć projekt na życie z Arycją miał zgodny z chrześcijańskimi zasadami nieskazitelności i lojalności, to namiętności zazdrosnej Fedry i porywczego Tezeusza nie pozwoliły mu na jego realizację. Można by wysnuć stąd wniosek, że to, czy się poddamy namiętnościom czy nie jest nieistotne (bo fatum niczym w "Edypie" rządzi losem naszym) - jedyne, co możemy ocalić to honor. Ale czy jest to jeszcze jakaś wartość dziś... honor czy też przyzwoitość, jak mawia Bartoszewski (piszę między innymi po to, by takie współczesne skojarzenia mi się wyłoniły, by umotywować sobie sens wystawienia takiej sztuki na scenie współczesnej i by wyobrazić sobie kostiumy bohaterów; bo oczywiste jest, że w tunikach greckich to oni chyba nie powinni paradować).
U Racine'a stymulatorem zdarzeń staje się Enona - służka i powiernica Fedry, taka współczesna szara eminencja, doradca a czasem kozioł ofiarny, gdy politykowi się nie powiedzie - to ona przyzwala Fedrze na uwolnienie emocji, a gdy już wiadomo, że jej pani poniosła klęskę wchodzi w rolę współczesnego terapeuty, który robi wszystko, byle tylko jego pacjent nie miał wyrzutów sumienia: "Pani, dość tego samobiczowania!/ Spójrz na te ludzkie grzechy innym okiem./ Kochasz. To przeznaczenie. Kto je zmieni?/ Padłaś ofiarą zwodniczego czaru./ I cóż takiego jest w tym niezwykłego?/ Ciebie jedyną miłość zaślepiła?/ To ludzka słabość./ Jesteś śmiertelną: los śmiertelnych dzielisz./ Jarzmo, nad którym biadasz, znają wszyscy./ Nawet bogowie, mieszkańcy Olimpu,/ Którzy piętnują nasze przewinienia, / Nieraz się oddawali zdrożnym chuciom".
No i jaka opowieść nam się z tego wyłania?
Tezeusz - mąż sławny ale rozpustnik, w życiu publicznym zasług zliczyć nie sposób, w stosunku do płci przeciwnej zaborczy i nielojalny (czego oczywiście nie uważa za coś specjalnie złego, u potomnych już sobie znalazł zaszczytne miejsce); ma syna z pierwszego małżeństwa o imieniu:
Hipolit - zapatrzonego w heroiczną historię ojca a jednocześnie zażenowanego jego miłosną niefrasobliwością (tu rodzi się oczywiście pytanie, jak to się dzieje, że rozpustny ojciec wydaje na świat tak cnotliwe dziecię, skąd ten bunt młodego wobec niemoralności starego, którego jednocześnie wielbi... ładne to i wcale nie takie niewspółczesne... czy to jest przejaw buntu okresu dojrzewania, w którym tak trudno pogodzić się z tym, że starzy poszli na kompromis, że sankcjonują świat, w którym dominuje oportunizm i bylejakość; czy to znaczy, że Hipolit by z czasem stał się Tezeuszem i że w gruncie rzeczy ojciec wyświadczył mu przysługę sprowadzając na niego śmierć - pozostała o nim szlachetna pamięć??? dlaczego nie poszedł drogą tych młodych, którzy z radością naśladują miłosne podboje Tezeusza, tyle że nie rekompensują ich poświęceniem w życiu publicznym? no i tak pytań stawiać by można wiele, ale te już świadczą, że Hipolita także gdzieś obok nas znaleźć by można); młody człowiek z zasadami, który z oporami przyznaje się przed sobą (a właściwie przed ochmistrzem Teramenesem), że uległ uczuciu, którego był zaciętym wrogiem (bądź jak wielu młodych ludzi po prostu nie znał jego istoty i był przekonany - patrząc na ojca - że to pożądanie, które dla niego objawem słabości było tylko; oj, zupełnie jak we wczoraj komentowanym przeze mnie filmie); ale też później za cenę własnej hańby chronić stara się dobrego imienia ojca (czy dzisiaj na scenie zabrzmiałoby to szczerze? jeśli ja bym to grał, to chyba głos bym miękki miał w tym momencie i jakiś taki brak przekonania i gdzieś oczy uciekałyby po kątach i bardzo pragnąłbym, by ojciec mi nie wierzył - choć to chyba nawet zgodne z tekstem jest, te niedomówienia Hipolita mają pozostawić wątpliwości...tak - on jest już tak napisany... jak dobrze jest pisaniem swoim dochodzić do sensów pisania innych:-))
Fedra - chyba jedna z najbardziej znanych kulturze macoch, przez Racine'a mocno usprawiedliwiona i dzięki temu rzeczywiście tragiczna; postać ze sztuki O'Neilla czy też Williamsa; wyzwanie dla aktorki: postać rozpięta pomiędzy poczuciem przyzwoitości a namiętnością do Hipolita; (choć nie ma wątpliwości, że żyjemy w świecie, w którym dominującym jest przytoczony przeze mnie głos Enony i być może to jej widz przyznawałby rację, a tragizm Fedry były dla nich wydumany: skoro pragniesz, to bierz to, nie ma sensu sie męczyć a przyzwoitość jest relatywna czy też zależy od dobrego pijaru; i dlaczego nie - jej głos na scenie powinien wybrzmieć równie donośnie jak tragizm Fedry)
I tak sam sobie udowodniłem, że jest to do zrobienia.
A ponieważ Augustynowicz ostatnio mam w głowie to troszeczkę nią myślę.
I pustą scenę widzę.
Współcześnie ubranych aktorów.
Tezeusz na pewno nie jest ojcem powracającym z delegacji czy tez długiego rejsu.
Jest ojcem, na którego zawsze się czeka.
I to rodzi tragedię być może...

A co z problemem namiętności?
No właśnie - staje się problemem, którego rozstrzygnięcie nie jest już tak oczywiste, jak pisałem o tym wczoraj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz