niedziela, 4 marca 2012

JHWE i namiętność

Jakiś czas temu oglądałem w Teatrze Wybrzeże "Ciała obce" Julii Holewińskiej; kolejny spektakl (film), który podejmuje modny dziś temat szeroko pojętej płciowości człowieka. Dzisiaj z kolei obejrzałem izraelskie "Oczy szeroko otwarte" (tym razem o związku gejowskim). Oba te dzieła (jak i wiele innych oczywiście) uświadamiają, jak trudno jest dzisiaj ciągle zaakceptować ludzką odmienność płciową. Dziwi mnie to... dziwi tym bardziej, że zostałem wychowany w tradycyjnej rodzinie, dawno temu byłem dość wiernym synem Kościoła (oj dawno, dawno...) i powinienem być całkiem mocno zindoktrynowany. Zastanawiam się czasami, dlaczego jednak tak się nie stało... dlaczego tak mnie dziwi ten opór współczesnych, często przecież niemałomiasteczkowych, ludzi (o politykach wszystkich opcji nie wspomnę). Może to moje nastawienie związane jest z tym, że w czasach mej młodości (czyli PRL-u) niewiele się o tym mówiło i nie miał mnie w związku z tym kto nastawić wrogo... a gdy już temat na dobre pojawił się w tzw. obiegu społecznym, sam świadomie kształtowałem światopogląd...
ale, gdy tak sobie spojrzę wstecz, to ja chyba przeważnie funkcjonowałem wśród ludzi w miarę otwartych... (napisałem to i od razu przypomnieli mi się znajomi niektórzy z dawnych lat, z którymi ostre boje toczyłem jednak; no ale byłem już wtedy świadomy i może lekko zbuntowany w stosunku do filisterskiego myślenia mieszczuchów)
Faktem jest, że widok tradycyjnie ubranego Żyda, który okazuje się być gejem, w pierwszej chwili zrobił na mnie wrażenie. Ten niecodzienny splot tradycji z homoseksualizmem wytrącił mnie troszkę z poczucia oczywistości, z koleiny przyzwyczajeń.
Ale poza samymi preferencjami seksualnymi bohaterów zwróciło moją uwagę jeszcze co innego (a nawet chyba bardziej mnie to zainteresowało). Stosunek ortodoksyjnych Żydów do przyjemności związanej z doświadczaniem cielesności. Choć od czasu do czasu gdzieś tam o ich powściągliwości się słyszało, to po raz pierwszy zobaczyłem to na ekranie (a ponieważ Tabakman stworzył film bardzo intymny momentami, to jesteśmy dość blisko świata emocji bohaterów). Bo tu nie chodzi tylko o to, że Aaron nagle odkrył w sobie miłość do młodego Ezriego; chodzi tu o to, że on dał się ponieść namiętności jako takiej.
namiętności erotycznej oczywiście
Gdy obserwujemy zbliżenie Aarona i jego małżonki, zastanwiamy się, dlaczego oni w ogóle są razem. Mamy wrażenie, że dla bohatera jest to uciążliwy obowiązek; że robi to, ponieważ Bóg od niego tego oczekuje. W kinie europejskim taka scena byłaby przykładem kryzysu emocjonalnego w małżeństwie; tutaj jednak nie o to chodzi (tak mi się przynajmniej wydaje) - to jest nakaz religijny. Człowiek ma obowiązek cały czas trzymać namiętność na wodzy, nie ma prawa spuszczać swego zwierzęcia ze smyczy. Przyznam, że trudno by mi było doświadczyć szczęścia w takim związku (ale ja pewnie po prostu słaby jestem i tyle).
A gdy już się przytrafi moment uniesienia, to Bóg daje nam szansę: postarajmy się następnym razem nie grzeszyć; jezeli już musimy wpółżyć z małżonką, to tylko w jednym celu - aby było nas tyle, ile jest ziarnek piasku na pustyni..
(w tle zresztą toczy się wątek innej pary - heteroseksualnej - która nie może być razem, choć łączy ich miłość - pewnie i ta zmysłowa niestety- i dziewczyna ulega rodzicom; w tej społeczności raczej nie ma innego wyjścia; Aaraon na końcu także daje za wygraną, lecz gdy zanurza się w oczyszczającej sadzawce, to nie wiem, czy rytualnie pozbywa się grzechu sodomii czy też przeciwnie - popełnia samobójstwo nie mogąc pogodzić się z utratą 'życia' [wcześniej mówi, że do momentu pojawienia się Ezriego był martwy])
Interesujące jest to, że jednocześnie mamy do czynienia z kulturą, w której mężczyźni bezustannie przebywają razem, tylko w swoim gronie. Cały czas obserwujemy grupki mężczyzn spacerujących późnym wieczorem po uliczkach Jerozolimy (choć scenograf wybrał miejsca, które kojarzą się z klimatem małomiasteczkowym - wąskie, często niezadbane, uliczki, przeciętne bardzo wnętrza...), spotkania modlitewne, wspólne roztrząsanie problemów teologicznych - nigdzie żadnych kobiet; cały czas skazani tylko na siebie. W taiej starożytnej Grecji....

Niezwykła jest scena, gdy Ezri chce po raz pierwszy pocałować Aarona:
"- Zatrzymaj się - mówi Aaron. Mamy szansę, by wznieść się wyżej, by pokonać... By wypełnić naszą misję na tym niegodziwym świecie. JHWE nie nałożył na nas ciężaru niemożliwego do przezwyciężenia. Dlaczego JHWE stworzył pożądanie? Dla oczyszczenia duszy. Mamy misję. JHWE nie stworzył wadliwych istot. "Wada" nie istnieje! Popatrz na to piękno, na tę złożoność. Jesteś arcydziełem! Wyzwaniem, któremu człowiek musi stawić czoła, jest on sam. I to należy do nas. Sami musimy to pokonać. Przeciętny człowiek nie jest w stanie tego pojąć".
Jestem po stronie przeciętności, tym bardziej wtedy, gdy moja namiętność nie czyni nikomu krzywdy... a wręcz przeciwnie:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz