środa, 22 kwietnia 2015

Z piekłem nam nie do twarzy


Cary Fukunaga
Sundance
Detektyw
Takie wyjściowe skojarzenia, po filmie "Ucieczka z piekła".
Fukunaga zrobił ten film zanim zaproponowano mu reżyserię "Detektywa", a odkryłem to już po obejrzeniu tej prostej i okrutnej opowieści o pragnieniu ucieczki do lepszego świata.
Znamy z różnych fimów problemy Amerykanów z granicą meksykańską; znamy też opowieści naszych pobratymców o kłopotach, jakie w Stanach są udziałem Latynosów. Po raz pierwszy w tym filmie miałem do czynienia z punktem widzenia zza południowej granicy Krainy Szczęśliwości. Sayra, a przede wszystkim Willi/Casper przemierzają drogę zupełnie inną niż uciekinierzy od śmieciówek (którym się zresztą nie dziwię, ale takie filmy, jak ten pozwalają z niejakim dystansem traktować wschodnioeuropejski argument, że trzeba wyjechać, by 'w końcu normalnie żyć'; zawsze traktowałem słowo 'normalny' jako wygodny wytrych, co nie znaczy, że sam go, w swoim znaczeniu, pewnie nieco różniącym się od innych 'normalnych' zastosowań, nie stosuję).
Piekło w tym filmie to bezwzględny i twardy świat meksykańskich gangów, dla których niekoniecznie wiążące są granice państw. I mimo że z naszego punktu widzenia nie ma wątpliwości, że w ich wypadku z ewidentnym piekłem mamy do czynienia, to ja, po "Ojcu chrzestnym" a szczególnie po obejrzeniu drugiej jego części filmowej, już z nieco innej perspektywy spoglądam na przeróżne tak zwane struktury przestępcze powstające w, znowu tak zwanym, demokratycznym i sprawiedliwym, świecie. Przypomnę, że Vito Corleone, by sprostać wymogom odpowiedzialności za rodzinę i by mieć poczucie, że jakiś dupiasty senator nie wykorzystuje go cynicznie i z pełną premedytacją (aż się narzucają proste skojarzenia z naszymi umoralniającymi ciemny lud posłami) stał się tym, kim się stał. I choć, jak każdy przeciętny szary mieszczuch, boję się grup młodocianych wyrostków, którzy organizują się w struktury dające im pewność przetrwania, choćby tylko dzięki przemocy, wiem, że działają zgodnie z odwiecznym prawem walki o własny byt (szczególnie, że żyją w świecie, w którym co i rusz widzą, że różni i różne panie i panowie senatorowie i posłowie, starości i prezydenci zgodnie z prawem przez siebie ustanowionym, robią to samo i nawet nie prawie a bardziej). Na wydzierganych bohaterów "Ucieczki z piekła" także z takim ambiwalentnym nastawieniem spoglądam. Przeraża mnie trzynastoletni chłopak (tak mniej więcej, nie wiem, ile miał lat młody przyjaciel Willego), przechodzący morderczą inicjację w gangu Mara Salvatrucha, ale być może jest to jedyna droga dla niego i tysięcy innych niestety, by mieć w tym świecie, jego świecie, poczucie związku ze wspólnotą i miejscem (dzielnią). Piekło, w którym się urodził, jest to niewątpliwie dzieło także tych, którzy wysłaliby chętnie karabinierów do spacyfikowania wszystkich miejsc na tym globie, gdzie tacy istnieją. A skoro humanitaryzm im na tak jawne działania nie pozwala, to chronią się za obstawą płaconą z podatków tych, którzy z lękiem wieczorami muszą przemykać do swych skromnych siedzib.
Nie wiemy, nie dowiadujemy się, skąd w młodym Willym/Casprze (to że ma dwa imiona, przypisane do dwu światów, jest już znaczące) poczucie moralności powiedzmy   Normalne, nie z Innego świata; być może śmierć Clarissy, jego dziewczyny , dziewczyny z powiedzmy naszego świata, której nie potrafił nazwać swoją,mówiąc o niej, że znajoma, nie wiadomo, czy żeby ją chronić, czy z tchórzostwa, spowodowała przemianę i to że okrutny los postawił go ponownie w sytuacji (a podobieństwo urody Sayry i Clarissy nie było pewnie tu bez znaczenia), w której niczym Lord Jim, a spontanicznie jak Raskolnikow, ocalił wartość, o której istnieniu nie mógł przecież wiedzieć. Skąd w takim człowieku poczucie, że tak trzeba. Niezależnie od tego, że dość szybko, a pewnie niemal w tym samym momencie, uświadomił sobie, że skazał się w ten sposób na śmierć. Że nie ucieknie. Że w świecie mu znanym, na pewno pobratymcy, broniący zasad i honoru przecież, go dorwą.
I chyba tylko zasadzie, że dla kogoś ta historia musi się dobrze kończyć, by widza za bardzo nie zrazić (mimo że ten film na festiwalu Sundance nagrodę zdobył, a tam, jak wiadomo, niezależne a więc niekoniecznie  zgodne z regułami schlebiającym uczuciom mainstreamowego widza, projekty są doceniane przede wszystkim, to jednak pewne reguły zaspokające nasze poczucie sparawiedliwości, przestrzegane być muszą) zawdzięczać życie może Sayra. Bo w logice świata przedstawionego niewątpliwie nie mieści się to, że jej się udaje. To prawom opowieści zawdzięczamy to, że tylko jedna osoba jednorazowo przez rzekę graniczną mogła się przeprawić i że jednocześnie była ona świadkiem egzekucji diabła, dzięki któremu dotarła do Krainy Szczęśliwości (do świata, do którego czynię odniesienia w nawiasach, świata śmieciówek a nie bezpardonwej walki o byt).
Tak jej zresztą przepowiedziała czarownica.

Ucieczka z piekła, reż. C. Fukunaga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz