wtorek, 14 kwietnia 2015

Notatki z Iñarritu


Oglądałem "Biutiful" z osobą, która była w Barcelonie, a dość długo nie zorientowała się, gdzie ma miejsce akcja tego filmu. Rzadko zaglądamy do zakamarków miejsc, które traktujemy przede wszystkim turystycznie. Zdjęcia do "Biutiful" były robione inaczej i gdzie indziej niż te, pochodzące z folderów biur podróży. Jest to o tyle poruszające, ze nie mamy w tym wypadku do czynienia z krajem afrykańskim, w którym ma miejsce akcja "Miłości" Seidla i które aż nazbyt dobitnie uświadamia nam, jak wyglądają miejsca za płotem, czyli poza terenem hotelu All Inclusive, jaką okrutną wysepką jest ten raj pod palmami nad szafirowym morzem, lecz z atrakcyjnym miastem europejskim, na tyle atrakcyjnym, ze stał się rajem dla tych spoza płotu, na przykład z takiego Senegalu. To trochę tak, jak w "Zbrodni i karze" (to chyba jedna z tych książek, bez której dość trudno podróżować wśród dzieł współczesnych [choć z racji własnej ignorancji będę zawsze bronił także postaw naiwnych w odbiorze sztuki], u mnie w ostatnim czasie co najmniej trzy rzeczy: "Kieszonkowiec" Bressona [wiem, że określenie 'w ostatnim czasie' w odniesieniu do tego filmu, może wydać się co nieco nieadekwatne, ale, jak już wielokrotnie zaznaczałem, moje podróże lekceważą czas i moje ‘dziś’ może mieć niewiele wspólnego z kalendarzem], "Wszystko gra" Allena czy też "Norte" Diaza), w której atrakcje Petersburga chyba tylko raz widzimy w oddali zza rzeki czy tez z mostu, natomiast centrum świata jest na Placu Siennym; akcja "Biutiful" rozgrywa się na Placu Siennym Barcelony.
Nic pociągającego.
Życie Uxbala także nie jest godne pozazdroszczenia, mieni się wieloma barwami i Bardem im wszystkim daje przekonujący wyraz. Postać niezwykle bogata, bardzo trudna do oceny - bo też chyba taki cel przyświecał twórcy: pokazać niezwykłą  złożoność człowieka, który pomiędzy niebem a ziemią potrafi w krótkim odstępstwie czasowym wejść w role cholerycznego ojca i czarującego ojca, mistyka i niemal (?) zbrodniarza ("Zbrodnia i kara" chyba jest bliska Iñarritu i nie dotyczy tylko sposobu postrzegania Barcelony; w "21 gramach" Jack Jordan (Benicio del Toro) podejmując decyzje o zgłoszeniu się na policję jakoś bardzo mi przypominał Raskolnikowa - choć nie powinien, bo przecież to wszystko dokładnie odwrotnie jest: Jack ma poczucie, w przeciwieństwie do żony, że jest to winien Bogu (specyficzne, ze Claudia zarzuca w tym momencie mężowi egoizm, że zajmuje się własnym sumieniem  a nie rodziną, że przecież swoją decyzją nie przywróci nikomu życia, które, jak to w każdym z wątków przewrotnie się podkreśla, 'toczy się dalej', jest ewidentnym przeciwieństwem Soni, przekonana, że można żyć z taka zbrodnią na sumieniu), a siedząc w areszcie, znowu w przeciwieństwie do bohatera Dostojewskiego, odwraca się od Jezusa, zrzucając na niego odpowiedzialność za wypadek, bo skoro każdy włos na głowie człowieka jest policzony, to przecież uczynienie z niego zabójcy także w planach Boskich być musiało, a on już na tę rolę się nie godzi, mimo że więzienie nie jest mu obce; a więc nie powinien mi przypominać Raskolnikowa, bo los jego jakoś odwrotnie...ale takie odwrócenie też ma chyba znaczenie i pokazywać może zmianę kierunku na ścieżynkach losów współczesnych ludzików, którzy nie zbawienia poszukują; i mógłbym nawet współczuć Jackowi, gdyby nie to, że mam alergię na typ postawy religijnej, którą reprezentował, zanim do wypadku doszło).
Uxbal ostro strofujący syna w zaniedbanym mieszkaniu podczas jedzenia z dziećmi wyimaginowanych smakołyków, bo na prawdziwe ich nie stać; Uxbal załatwiający lewe interesy z policjantem w jakimś zaułku, Uxbal sikający do obskurnego sedesu krwią - bohater niemal naturalistycznej opowieści o ukrytym przed okiem turysty życiu Barcelony, bohater, mimo oczywistych wad, bo któż ich nie ma, zasługujący na współczucie (śmiertelnie chory przecież, a poczucie odpowiedzialności za los dzieci nie pozwala mu spokojnie spać; zresztą nie tylko ich losem się przejmuje, bo choć zajmuje się w gruncie rzeczy targiem ludzi, to jego stosunek do tych, dzięki którym, pomagając, zarabia, jest nietypowy, znacznie odbiega od obiegowego wizerunku gościa żyjącego z podziału świata tego na bogatą północ i biedne południe i tylko miarą jego tragizmu naznaczonego obecnością ewidentną fatum jest przyczynienie się Uxbala do śmierci grupy nielegalnych robotników-imigrantów) jeśli nie na podziw nawet (sam zajmuje się dziećmi, wspomaga żonę, z którą już nie jest, z winy jej nałogów i pewnie zdrad).
Ale Uxbal mistyk, ułatwiający zmarłym odchodzenie z tego świata - z tym miałem niejaki problem. Jak zwykle, gdy próby ukazania mistycznych przekroczeń pojawiają się w filmie. Dopóki czytać sceny takie możemy psychologicznie, jako projekcje (nawet przewrotne, jak w "Aniołach w Ameryce", ale to nie dziś, nie dziś...), to jak najbardziej (sam uczestniczyłem w sesji, podczas której dziewczyna ze łzami w oczach relacjonowała, jak to przed chwilą w swojej wizualizacji spotkała Jezusa... ja się nie śmieję... naprawdę wierzę, że widziała; jest to dla mnie dowód, że różne rzeczy zobaczyć możemy i uznać za prawdę, że siła sugestii mocarna jest bardzo i towarzyszy naszemu postrzeganiu świata zawsze, nie tylko podczas jakiś tam specyficznych sesji), ale gdy, tak jak w "Biutiful", w świecie przedstawionym potwierdza się realność tych zjawisk mistycznych, to moja (chciałoby się powiedzieć wrodzona, ale są tacy, którzy pewnie są głęboko przekonani, że wrodzone to mamy inne rzeczy, np. ideę Boga, i pozwalamy na to, by świat w nas tę naturalną wiarę przyćmił, by nie powiedzieć zabił) podejrzliwość czy wręcz głęboki sceptycyzm, każe mi być ostrożnym. Bywa, że od razu uprzedzam się w takim momencie do filmu, bo tu łatwo o kiczowatość jest. W tym wypadku tak nie było, co znaczy, że język Iñarritu nie naruszył mojego poczucia smaku (bo rzeczywistości na pewno) i postać Uxbala w moich oczach pełniejszą się stała... w przeciwieństwie do nawiedzonych, niczym Sonia, bohaterów Dostojewskiego (ale jest w nim jakoś tam obecna ta sama ambiwalencja świętej dziwki – no, może troszku przesadziłem).
Scena do zapamiętania: Uxbal identyfikuje zwłoki swojego ojca, na podstawie zdjęć, bo nie znał go, ojciec zmarł młodo, no i on, co najmniej dwukrotnie starszy od tego młodego zabalsamowanego ciała...to musi być niezwykle doświadczenie: takie spojrzenie w twarz, w realu, nie w żadnym śnie, gdzie przecież zdarza się, ojcu, który młodszy od nas jest...nic dziwnego, że spotyka go po śmierci w Zagajniku Elizejskim.


„Biutiful” reż. A. G. Iñarritu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz