piątek, 8 listopada 2019

Czy warto być przyzwoitym?

W „Ukrytym  życiu” Malick porusza temat, który, niezależnie od zastosowanego stylu (a pretensjonalność i może nawet przerost formy u tego reżysera nieco mi uwiera, a nawet każe się często zastanawiać, na ile treścią ta bańka wypełniona), na pewno by mnie zainteresował. Bo on jest bardzo aktualny. Zwłaszcza wtedy, gdy wybory polityczne mogą zdecydować o ludzkim losie. A już szczególnie, gdy zwycięska opcja światopoglądowa (czy bardziej - ideologiczna) rości sobie prawo do narzucania pozostałym swej wizji świata. Za cenę wykluczenia czy wręcz śmierci. Czasami mam wrażenie, że skandujący swój zachwyt nad wodzem czy wiodącą opcją tłum nie zdaje sobie sprawy, jak wielkiej trzeba odwagi, by w obliczu tego powszechnego amoku powiedzieć Nie. I to nie wtedy, gdy jest się częścią protestującej manifestacji, choć jest to już sytuacja wymagająca zaangażowania a nierzadko wiążąca się z ryzykiem, lecz samotne powiedzenie - Nie. A gdy ceną jest życie? Film Malicka to opowieść o niemal współczesnym (II wojna, nazizm, ale przecież żyjemy w czasach, w których trzeba przypominać, bo choć daleki jestem od prostych analogii, to jednocześnie nie chcę być ślepy, niczym nasi dziadowie, na zagrożenia, które łatwo analizować post horror factum) Hiobie czy Giordano Bruno (z ogromnymi zastrzeżeniami oczywiście). Dlaczego Hiob (piszę, by samemu sobie uzasadnić to moje skojarzenie)? Bo film czy też postawa bohatera, jak to u Malicka, prześwietlona jest głęboką wiarą. I tak jak w księdze biblijnej los bohatera zbudowany jest na radykalnym przeciwstawieniu szczęścia i bożego błogosławieństwa na początku oraz późniejszych okrutnych doświadczeń. A wiara, której daje wyraz bohater, niepozbawiona jest pytań (czy wątpliwości?). Ale... no tak, nie byłbym sobą, gdyby nie to „ale” w kontekście religijnym... zadaję sobie pytanie, obserwując ze zgrozą, żeby nie było, przypadki takich ludzi jak Franz Jagerstatter (historia prawdziwa, co warto zaznaczyć), komu jest prościej powiedzieć Nie z narażeniem życia: człowiekowi wierzącemu czy też ateiście? Bo przecież ten pierwszy, co zresztą pojawia się w filmie, ma nadzieję na spotkanie z bliskimi po śmierci. Dla ateisty wszystko, co najcenniejsze, jest tu i teraz, więc jego odwaga większa, bo  poświęca wszystko. Co ciekawe, funkcjonariusze kościoła w tym filmie zachowują się właśnie asekuracyjnie tak, jakby byli właśnie przekonani, że to tu na ziemi jest ich jedyne królestwo. Nie wspominam o zaczadzonych ideologią nazistowską mieszkańcach Radegunt, którzy chrześcijanami; oni nie dostrzegają zła, więc tylko o amoku tłumu możemy w ich wypadku mówić (a to Austria jest, o której hitlerowskich fascynacjach i stłumionych mocno bardzo wyrzutach sumienia z tym faktem związanych już troszkę wiemy), ale nie o konformizmie czy hipokryzji (w jakim stopniu możemy ich oceniać my, pozamykani w bańkach informacyjnych?). 
Franz, w przeciwieństwie do Hioba, nie traci rodziny a żona nie robi mu wymówek a pozostawia swobodę decyzji. Tym bardziej w ten sposób uwypuklony jest dramatyzm, ale chyba jednak i idealizacja, decyzji podejmowanej przez bohatera. 
Giordano Bruno z wiersza Miłosza. Gdy świat jest gdzie indziej a samotność nie do pojęcia. To, co bardzo mocno podkreślone jest jeszcze w filmie, to anonimowość bohatera, jego zwyczajność. Ze trzy razy różne osoby, te naznaczone hipokryzją, które uważają, że złożenie przysięgi Hitlerowi to „tylko” słowa (zakończenie „Czarownic z Salem” jako żywo), przekonują go, że nikt nigdy o jego buncie się nie dowie. Więc po co? Po co być przyzwoitym, gdy jest się zwyczajnym szarym bytem, o którym nigdy nikt... zło jest banalne i właśnie takie służy dyktatorom. Dobro zdecydowanie mniej, choć Camus chciałby inaczej, bo w ten  sposób przyznajemy zwycięstwo złu właśnie.
To nazizm i Austria, totalitaryzm a nie demokracja i jeśli się tego nie doświadczyło, to wstrzymać się należy z oceną tych, którzy tak bezkrytycznie uciekają od wolności. Ale następnego dnia (bo to znowu festiwal, American Film) obejrzałem dokument o współczesnej Ameryce, „Chelsea X Y” i problem wrócił i okazało się, że to nawet nie populistyczno-faszystowskie ciągoty nie tylko naszego suwerena mogą stanowić analogię do opowiedzianej przez Malicka historii. Bohater(ka) tego filmu, osoba transseksualna, służyła w Iraku podczas wojny i gdy zobaczyła tam rzeczy, które jasno jej uświadomiły, że to jest zła wojna (takiego określenia używa tez Franz), przekazała WikiLeaks setki dokumentów będących świadectwem amerykańskich zbrodni. Skazana została za zdradę. Wielu jej współplemieńców chętnie skazałoby ją na śmierć.
I znowu nie chodzi mi o prostą analogię.

Ukryte życie reż. Terrence Malick

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz