sobota, 20 lutego 2021

Narodziny poczwary

 


Zazdrość jest poczwarą, co się sama płodzi, sama wylęga

Otello

 

Przeważnie, gdy mowa o zazdrości (chwilowo monotematyczny będę) w kontekście Szekspira, to wymienia się Otella. Nie ma wątpliwości, że jest to ten dramat, który pozwala krok po kroku, prześledzić, jak lęgnie się w mózgu poczwara. I chcąc taką terapię poprzez wgląd w sytuację sceniczną postaci przeprowadzić na sobie, to na pewno ta sztuka stanowi świetne medium. Lecz nim to zrobię, przyglądając się działaniom Jagona przede wszystkim, kilka słów chciałem o Opowieści zimowej. Bo jest w tym dramacie scena fenomenalna jeśli chodzi o budzenie się w człowieku tego chorego postrzegania rzeczywistości zwanego monomanią (chyba, bo w sumie nie  wiem, czy paranoję związaną z zazdrością tak można nazwać… ale mi pasuje).

Nie chcę, co czasami sygnalizuję, by to moje pisanie ku jakiejkolwiek skodyfikowanej formie zmierzało, bo jest ono jednym z tych, co sobie a muzom (chciałoby się czasami poczuć ich obecność bardziej, ale jest jak jest) i wręcz lekki niepokój mnie ogarnia, gdy nazbyt składne i spójne, to co piszę (bo lubię bardzo, gdy wpis kształt myśli wyrwanej ze środka przybiera). Ale chciałoby się jakiś taki balans, by to pragnienie, które czasami mimo wszystko gdzieś tam, choć spychane coraz bardziej w głębokość, pragnienie zrozumienia lub choćby kontaktu zaspokoić. I wtedy np. kilka takich zdań wyłania mi się, które następny akapit tworzą, coś pomiędzy exordium a narratio.

Scena, o której troszku tu chciałem, na dworze władcy Sycylii ma miejsce. Uczestnikami są: jej władca – Leontes, jego żona – Hermiona i władca Czech, przyjaciel najlepszy tego pierwszego. Już dziewięć miesięcy (jak się okazuje, dziecko zazdrości, spłodzone pewnie w dniu przybycia znamienitego gościa [nie znał on wcześniej Hermiony, więc ten trójkąt od początku płodny być musiał i groźne potomstwo było do przewidzenia – przynajmniej René Girard {Szekspir. Teatr zazdrości} tak twierdzi], donoszone być musi w ludzkim czasie [w tym wypadku aborcja wskazana byłaby jak najbardziej]) Poliksenes bawi na Sycylii. Złe przeczucia wzywają go do domu. No właśnie – już na samym początku słowami „czy po naszym domu/ Nie hula mroźny wiatr, skręcony z naszych/ Najgorszych przeczuć” sygnalizuje on, co stanie się tematem sztuki. Tyle że intuicja go nieco zmyliła - nie o jego dom chodziło. Pytanie, czy w tej sztuce generalnie przeczucia, intuicyjne wyobrażenia, niepokojące, nie znajdujące odzwierciedlenia w rzeczywistości lęki, nie są podważane. Albo, wręcz przeciwnie, Poliksenes pragnie wyjechać, bo przeczuwa, jak destrukcyjne siły zalęgły się w nieświadomości jego przyjaciela. Projektuje te swoje przeczucia na troskę o ojczyznę, bo nigdy świadomy namysł nie umiejscowiłby ich źródła w głowie przyjaciela, w której nieświadomych zakamarkach przez dziewięć miesięcy rozwijał się płód demona zazdrości; płód, który za chwilę ujrzy światło dzienne.

Poliksenes postanawia wyjechać. Władca Sycylii bezskutecznie namawia swego ukochanego przyjaciela, by jeszcze wstrzymał się z odjazdem. Zirytowany milczeniem żony nakazuje jej, by wykorzystała swój kunszt perswazyjny i zatrzymała władcę Czech. Jej słowa (czegóż to one nie potrafią zdziałać w dramatach Szekspira, ale o tym innym razem) okazują się skuteczne. Ta sytuacja nie miała dobrego rozwiązania. Można sobie wyobrazić, jak na żonę przerzuciłby swą irytację Leontes, gdyby jej namowy nie okazały się skuteczne. Obciążyłby ją winą za to, że przez dziewięć miesięcy nie potrafiła na tyle zbliżyć się do jego ukochanego przyjaciela, by tenże odwzajemnił jej uczucia i uległ, pozostał jeszcze kilka dni. Przez te dziewięć miesięcy robił zapewne wszystko, by ta dwójka najbliższych mu osób zbliżyła się do siebie. Według teorii pragnienia mimetycznego (znowu René Girard) przez te miesiące miał miejsce swoisty proces, który mógłby świadczyć o tym, że miłość wymaga spojrzenia Drugiego. Taki złośliwy paradoks: jeśli Poliksenes spojrzy na Hermionę oczyma Leontesa, to miłość władcy Sycylii zostałaby usankcjonowana (wedle tej teorii władca Czech powinien był się zakochać w żonie swego przyjaciela, bo tak działa mimetyzm – uczucia Leontesa sprawiają, że Hermiona i w oczach Poliksenesa powinna zyskiwać, ale być może, być może nie stało się tak, bo istnieje coś, co łączy tych panów, coś więcej niż przyjaźń, coś, o czym nie wiedzą, czego nigdy nie dopuszczą do swej świadomości [wiem, robi się to nazbyt skomplikowane, ale skoro mamy do czynienia ze sceną, która dla wielu racjonalnych umysłów jest niezrozumiała, to jej rozświetlenie może być tylko mgliste {taki oksymoron pasujący mi do opisu tego niemożliwego dla mnie do opanowania demona zazdrości}]). No ale jeśliby to się stało, doszłoby do konfliktu mimetycznego, bo Hermiona jest tylko jedna. I to wejście w spojrzenie Leontesa przez Poliksenesa musiałoby się skończyć agresją i kryzysem. W pewnym sensie tak się stało… ale jedynie w głowie męża.

Konkluzja z tego zaciemnionego wywodu paradoksalna. Miłość wymaga spojrzenia Drugiego potwierdzającego nasz wybór (ostrzeżenie też takie – zastanowić się czasem warto, czy rodząca się w nas skłonność, nie ma czasem swego źródła w tym, że ktoś, kogo cenimy, przyjaciel [przyjaciółka w wypadku odwrotnej konfiguracji] może, obdarzył wprzódy swą uwagą osobę, którą nagle jak i on, zaczynamy czymś tam darzyć [dzieje się tak często, i u Szekspira też tak bywa, ale o tym też być może kiedyś], no więc dzieje się tak często, gdy obiekt wydaje się nieosiągalny, wtedy wspólne wspieranie się w jego adoracji nie rodzi konfliktu a wręcz przeciwnie; gorzej, gdy ten [ta] wcześniej nieosiągalny staje się dla jednej z osób jednak osiągalny… to co łączyło, dozgonnej nienawiści stanie się przyczyną). Niebezpieczeństwo takie, że gdy spojrzenie Drugiego zacznie zbytnio przypominać nasze, konflikt gotowy. A ponieważ poznając rzeczywistość, projektujemy na nią to, co już mamy w głowie (to jedynie, co potrafimy sobie wyobrazić), nie powinno dziwić, że Leontes patrząc z boku na dwie ukochane (chyba już w odniesieniu do tego bohatera nie powinienem mówić o miłości) przez siebie osoby odczytuje z ich zachowania to, co mieści się w jego stosunku do Hermiony.

Perswazja Hermiony okazała się skuteczna, Poliksenes zostaje. I nawet chwila nie minęła, a pojawiło się tremor cordis (podoba mi się to określenie na zazdrość, tak jakby Szekspir wskazywał, że w gruncie rzeczy [albo także] w fizjologii leży przyczyna zazdrości, że gdyby znaleźć sposób na drżenie mięśnia sercowego, to i z demonami byśmy sobie poradzili). Chwila mała a już Leontes zadaje sobie pytanie, czy Mamiliusz jest na pewno jego synem. Świetny i prawdziwy monolog będący świadectwem momentu, w którym potwór zazdrości wychodzi na światło (czy światło?) dnia. Teraz już Leontes nie dopuszcza do swej świadomości żadnej innej interpretacji rzeczywistości. Wszystko podporządkowane zostało paranoi. W tym upatruję fenomen Opowieści zimowej. Nie trzeba było żadnego Jagona. Przekroczenie nie było procesem, jak na przykład w wypadku Makbeta (w którego wypadku nie o zazdrość oczywiście chodzi, ale o szaleństwo władzy). Dla wielu to niezrozumiałe jest. Tak w jednej chwili zmienić sposób postrzegania rzeczywistości. Gdy w neutralnych zapewne (zapewne, bo mamy do czynienia tylko z punktem widzenia Leontesa) gestach bohater zaczyna dostrzegać symptomy zdrady: „jak oni teraz, ręce pieścić,/Palce szczypać, znacząco się uśmiechać,/ Jakby do lustra, dysząc”… Reszta nie jest milczeniem, to jest dopiero początek dramatu. Ale dla mnie ten moment jest znamienny. I choć w sposób nieco zagmatwany dochodziłem do możliwego, skrytego w nieświadomości, źródła tego szaleństwa, to wiem, aż zanadto wiem, że taki demon wyleźć potrafi rzeczywiście nagle, burząc swym spojrzeniem najbardziej harmonijne i zgodne relacje. Jestem też przekonany, że gdzieś tam w zakamarkach nieświadomości dałoby się odnaleźć przyczyny, ale niewątpliwie za każdym razem inne, bardziej osobiste.

Poliksenes w obliczu grożącej mu śmierci, bo w obliczu zazdrości z najlepszego przyjaciela momentalnie przekształcił się w najważniejszego wroga, musi po kryjomu uciekać z Sycylii, umiera Mamiliusz, córkę Perditę Leontes nakazuje porzucić w dziczy, Hermiona traci życie w więzieniu (a przynajmniej taka informacja dociera do władcy).

Dlaczego?

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz