Zazdrość jest
poczwarą, co się sama płodzi, sama wylęga
Otello
Przeważnie,
gdy mowa o zazdrości (chwilowo monotematyczny będę) w kontekście Szekspira, to wymienia
się Otella. Nie ma wątpliwości, że
jest to ten dramat, który pozwala krok po kroku, prześledzić, jak lęgnie się w mózgu
poczwara. I chcąc taką terapię poprzez wgląd w sytuację sceniczną postaci
przeprowadzić na sobie, to na pewno ta sztuka stanowi świetne medium. Lecz nim
to zrobię, przyglądając się działaniom Jagona przede wszystkim, kilka słów
chciałem o Opowieści zimowej. Bo jest
w tym dramacie scena fenomenalna jeśli chodzi o budzenie się w człowieku tego
chorego postrzegania rzeczywistości zwanego monomanią (chyba, bo w sumie
nie wiem, czy paranoję związaną z
zazdrością tak można nazwać… ale mi pasuje).
Nie
chcę, co czasami sygnalizuję, by to moje pisanie ku jakiejkolwiek skodyfikowanej
formie zmierzało, bo jest ono jednym z tych, co sobie a muzom (chciałoby się czasami poczuć ich obecność bardziej,
ale jest jak jest) i wręcz lekki niepokój mnie ogarnia, gdy nazbyt składne i
spójne, to co piszę (bo lubię bardzo, gdy wpis kształt myśli wyrwanej ze środka
przybiera). Ale chciałoby się jakiś taki balans, by to pragnienie, które
czasami mimo wszystko gdzieś tam, choć spychane coraz bardziej w głębokość, pragnienie zrozumienia lub
choćby kontaktu zaspokoić. I wtedy np. kilka takich zdań wyłania mi się, które
następny akapit tworzą, coś pomiędzy exordium
a narratio.
Scena,
o której troszku tu chciałem, na dworze władcy Sycylii ma miejsce. Uczestnikami
są: jej władca – Leontes, jego żona – Hermiona i władca Czech, przyjaciel
najlepszy tego pierwszego. Już dziewięć miesięcy (jak się okazuje, dziecko zazdrości,
spłodzone pewnie w dniu przybycia znamienitego gościa [nie znał on wcześniej
Hermiony, więc ten trójkąt od początku płodny być musiał i groźne potomstwo
było do przewidzenia – przynajmniej René Girard {Szekspir. Teatr zazdrości} tak twierdzi], donoszone być musi w
ludzkim czasie [w tym wypadku aborcja wskazana byłaby jak najbardziej]) Poliksenes
bawi na Sycylii. Złe przeczucia wzywają go do domu. No właśnie – już na samym
początku słowami „czy po naszym domu/ Nie hula mroźny wiatr, skręcony z
naszych/ Najgorszych przeczuć” sygnalizuje on, co stanie się tematem sztuki.
Tyle że intuicja go nieco zmyliła - nie o jego dom chodziło. Pytanie, czy w tej
sztuce generalnie przeczucia, intuicyjne wyobrażenia, niepokojące, nie znajdujące
odzwierciedlenia w rzeczywistości lęki, nie są podważane. Albo, wręcz
przeciwnie, Poliksenes pragnie wyjechać, bo przeczuwa, jak destrukcyjne siły
zalęgły się w nieświadomości jego przyjaciela. Projektuje te swoje przeczucia
na troskę o ojczyznę, bo nigdy świadomy namysł nie umiejscowiłby ich źródła w
głowie przyjaciela, w której nieświadomych zakamarkach przez dziewięć miesięcy
rozwijał się płód demona zazdrości; płód, który za chwilę ujrzy światło
dzienne.
Poliksenes
postanawia wyjechać. Władca Sycylii bezskutecznie namawia swego ukochanego
przyjaciela, by jeszcze wstrzymał się z odjazdem. Zirytowany milczeniem żony
nakazuje jej, by wykorzystała swój kunszt perswazyjny i zatrzymała władcę
Czech. Jej słowa (czegóż to one nie potrafią zdziałać w dramatach Szekspira,
ale o tym innym razem) okazują się skuteczne. Ta sytuacja nie miała dobrego
rozwiązania. Można sobie wyobrazić, jak na żonę przerzuciłby swą irytację
Leontes, gdyby jej namowy nie okazały się skuteczne. Obciążyłby ją winą za to,
że przez dziewięć miesięcy nie potrafiła na tyle zbliżyć się do jego ukochanego
przyjaciela, by tenże odwzajemnił jej uczucia i uległ, pozostał jeszcze kilka
dni. Przez te dziewięć miesięcy robił zapewne wszystko, by ta dwójka
najbliższych mu osób zbliżyła się do siebie. Według teorii pragnienia
mimetycznego (znowu René Girard) przez te miesiące miał miejsce swoisty proces,
który mógłby świadczyć o tym, że miłość wymaga spojrzenia Drugiego. Taki
złośliwy paradoks: jeśli Poliksenes spojrzy na Hermionę oczyma Leontesa, to
miłość władcy Sycylii zostałaby usankcjonowana (wedle tej teorii władca Czech
powinien był się zakochać w żonie swego przyjaciela, bo tak działa mimetyzm –
uczucia Leontesa sprawiają, że Hermiona i w oczach Poliksenesa powinna
zyskiwać, ale być może, być może nie stało się tak, bo istnieje coś, co łączy
tych panów, coś więcej niż przyjaźń, coś, o czym nie wiedzą, czego nigdy nie
dopuszczą do swej świadomości [wiem, robi się to nazbyt skomplikowane, ale
skoro mamy do czynienia ze sceną, która dla wielu racjonalnych umysłów jest
niezrozumiała, to jej rozświetlenie może być tylko mgliste {taki oksymoron
pasujący mi do opisu tego niemożliwego dla mnie do opanowania demona zazdrości}]).
No ale jeśliby to się stało, doszłoby do konfliktu mimetycznego, bo Hermiona
jest tylko jedna. I to wejście w spojrzenie Leontesa przez Poliksenesa
musiałoby się skończyć agresją i kryzysem. W pewnym sensie tak się stało… ale
jedynie w głowie męża.
Konkluzja
z tego zaciemnionego wywodu paradoksalna. Miłość wymaga spojrzenia Drugiego
potwierdzającego nasz wybór (ostrzeżenie też takie – zastanowić się czasem
warto, czy rodząca się w nas skłonność, nie ma czasem swego źródła w tym, że
ktoś, kogo cenimy, przyjaciel [przyjaciółka w wypadku odwrotnej konfiguracji]
może, obdarzył wprzódy swą uwagą osobę, którą nagle jak i on, zaczynamy czymś
tam darzyć [dzieje się tak często, i u Szekspira też tak bywa, ale o tym też
być może kiedyś], no więc dzieje się tak często, gdy obiekt wydaje się
nieosiągalny, wtedy wspólne wspieranie się w jego adoracji nie rodzi konfliktu
a wręcz przeciwnie; gorzej, gdy ten [ta] wcześniej nieosiągalny staje się dla jednej z
osób jednak osiągalny… to co łączyło, dozgonnej nienawiści stanie się przyczyną). Niebezpieczeństwo takie, że gdy spojrzenie Drugiego zacznie
zbytnio przypominać nasze, konflikt gotowy. A ponieważ poznając rzeczywistość,
projektujemy na nią to, co już mamy w głowie (to jedynie, co potrafimy sobie
wyobrazić), nie powinno dziwić, że Leontes patrząc z boku na dwie ukochane
(chyba już w odniesieniu do tego bohatera nie powinienem mówić o miłości) przez
siebie osoby odczytuje z ich zachowania to, co mieści się w jego stosunku do
Hermiony.
Perswazja
Hermiony okazała się skuteczna, Poliksenes zostaje. I nawet chwila nie minęła,
a pojawiło się tremor cordis (podoba
mi się to określenie na zazdrość, tak jakby Szekspir wskazywał, że w gruncie
rzeczy [albo także] w fizjologii leży przyczyna zazdrości, że gdyby znaleźć
sposób na drżenie mięśnia sercowego, to i z demonami byśmy sobie poradzili). Chwila
mała a już Leontes zadaje sobie pytanie, czy Mamiliusz jest na pewno jego
synem. Świetny i prawdziwy monolog będący świadectwem momentu, w którym potwór
zazdrości wychodzi na światło (czy światło?) dnia. Teraz już Leontes nie
dopuszcza do swej świadomości żadnej innej interpretacji rzeczywistości.
Wszystko podporządkowane zostało paranoi. W tym upatruję fenomen Opowieści zimowej. Nie trzeba było
żadnego Jagona. Przekroczenie nie było procesem, jak na przykład w wypadku
Makbeta (w którego wypadku nie o zazdrość oczywiście chodzi, ale o szaleństwo
władzy). Dla wielu to niezrozumiałe jest. Tak w jednej chwili zmienić sposób
postrzegania rzeczywistości. Gdy w neutralnych zapewne (zapewne, bo mamy do
czynienia tylko z punktem widzenia Leontesa) gestach bohater zaczyna dostrzegać
symptomy zdrady: „jak oni teraz, ręce pieścić,/Palce szczypać, znacząco się
uśmiechać,/ Jakby do lustra, dysząc”… Reszta nie jest milczeniem, to jest
dopiero początek dramatu. Ale dla mnie ten moment jest znamienny. I choć w
sposób nieco zagmatwany dochodziłem do możliwego, skrytego w nieświadomości,
źródła tego szaleństwa, to wiem, aż zanadto wiem, że taki demon wyleźć potrafi
rzeczywiście nagle, burząc swym spojrzeniem najbardziej harmonijne i zgodne
relacje. Jestem też przekonany, że gdzieś tam w zakamarkach nieświadomości
dałoby się odnaleźć przyczyny, ale niewątpliwie za każdym razem inne, bardziej
osobiste.
Poliksenes
w obliczu grożącej mu śmierci, bo w obliczu zazdrości z najlepszego przyjaciela
momentalnie przekształcił się w najważniejszego wroga, musi po kryjomu uciekać z
Sycylii, umiera Mamiliusz, córkę Perditę Leontes nakazuje porzucić w dziczy,
Hermiona traci życie w więzieniu (a przynajmniej taka informacja dociera do
władcy).
Dlaczego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz