czwartek, 4 marca 2021

Bo oni się nie modlili


 

W latach 1965 – 1966 w Indonezji doszło do czystek antykomunistycznych. W masakrach zginęło pół miliona osób. Szwadrony śmierci za komunistę uznawały każdego, kto nie był zwolennikiem dyktatorskiego rządu. O bezkarności i cynizmie morderców pisałem już przy okazji notki o filmie Joshui Oppenheimera Scena zbrodni. Scena ciszy  to kontynuacja. Tyle że bohaterem jest brat ofiary tego ludobójstwa. Również i ten film nie pozostawia złudzeń: przekonanie, że złoczyńcy prędzej czy później poniosą konsekwencje, że polityczni harcownicy stawiani są przed sądem, jest naiwnością. Także i to, że mogą zostać pozbawieni łupów wymiernych i niewymiernych. Wiedzą o tym obecnie nam panujący. W przeciwieństwie do tych, którzy są głęboko przekonani, że sprawiedliwości stanie się zadość.

Adi urodził się dwa lata po zamordowaniu Ramliego. W momencie kręcenia filmu ma 44 lata. Oprawcy nadal żyją. Można im spojrzeć w oczy.

 Pierwsza klatka filmu: zbliżenie na twarz z założonymi okularami do badania wzroku. Takie też zdjęcie widnieje na plakacie. Metafora powracająca w filmie wielokrotnie. Być może sygnalizująca temat nadrzędny; na ile skutecznie jesteśmy w stanie spojrzeć w przeszłość. Jak ostro czyli wiernie możemy odtworzyć minione zdarzenia. Adi rozmawia z uczestnikami zdarzeń. Odwiedza miejsca. Słyszy ostrzeżenia, by nie rozgrzebywał, bo sytuacja może się powtórzyć. Że to wyostrzanie spojrzenia w przeszłość świadczyć może o jego komunistycznych sympatiach. A w tym kraju nikt się nie śmieje z „komunistów i złodziei” – im się odcina jądra i penisa i wrzuca do Wężowej Rzeki. Więc powinien wybaczyć… tyle że oprawcy nie bardzo poczuwają się do winy. Nadal, dokładnie jak w Scenie zbrodni, czują się bohaterami. Zbrodniarz odpowiedzialny za kilkaset ludzkich istnień mówi: „Jeśli czynimy dobro, zasługujemy na nagrodę”. Ma na myśli oczywiście swoje chwalebne czyny. A nagrodą powinna być wycieczka do Ameryki. Bo to stamtąd indonezyjscy siepacze dostali instrukcje zbrodni. Zachodnie koncerny także powinny się odwdzięczyć, bo przecież półtora miliona więźniów w czasach dyktatury, jeśli nie trafiło do obozu koncentracyjnego, to zmuszonych było do pracy właśnie w fabrykach zachodnich właścicieli. A na ten temat to w zasadzie panuje cisza.

cisza

Po pierwszej klatce pojawia się tytuł - Scena ciszy. Tytułowa bohaterka ma kilka wcieleń w tym filmie.  Najbardziej pozostaje w pamięci milczenie Adiego wieńczące niemal każde spotkanie z rodzinami oprawców. Wiekowi już weterani dalecy bardzo są od wzięcia na siebie odpowiedzialności. Rodziny najczęściej „nic nie wiedziały”. Są też tacy, którzy uważają, że o przeszłości najlepiej milczeć. Cisza jest gwarantem, że na scenę nie wrócą demony. Wielu żyje w strachu. Mimo że minęło kilkadziesiąt lat, lepiej być niewidzialnym. Ale bez komentarza pozostawione są także materiały telewizyjne amerykańskich dziennikarzy, których kamery bardzo wybiórczo rejestrują krajobraz po zbrodni. To jest chyba nieuleczalna choroba nie tylko dziennikarzy, ale także artystów i polityków, że lubią widzieć tylko to, co dyktatorzy z różnych stron świata chcą, by widzieli. O tym jest przecież Obywatel Jones Agnieszki Holland, ale i niedawny marszałek jednej z naszych izb parlamentarnych po wizycie u wschodniego sąsiada mówił o Łukaszence, że to „ciepły, dobry człowiek”. Mógłby to być też istotny punkt wyjścia do refleksji na temat wiarygodności obrazów, które percypujemy niemal przez całą dobę; obrazów, za pośrednictwem których kształtujemy swoją wizję świata a które podsuwane są nam zawsze intencjonalnie.

A w pierwszej minucie dokumentu pierwsze ujęcie: Adi ogląda film, w którym jeden z morderców jego brata z beztroską satysfakcją opowiada o różnych technikach zabijania „komunistów”, śmiejąc się radośnie na wspomnienie o jelitach wyjmowanych z ciała mordowanych. Ten motyw, gdy Adi milcząco, z wytężonym spojrzeniem, przygląda się kolejnym performansom zbrodniarzy, odtwarzających sceny sprzed pół wieku, powtarza się w filmie regularnie. To jest ta nić łącząca ten film ze Sceną zbrodni (jest jeszcze jedna - Adi jest bardzo podobny do brata, więc z jednej strony mordercy szukają właściwej konwencji, by odtworzyć sceny sprzed lat, z drugiej jest wcielenie Ramliego poszukującego w tych dekoracjach prawdy skrytej pod warstw detrytusu; tak jakby to Ramli nawiedzał swych oprawców). Zbrodniarze nie milczą. Wręcz przeciwnie. Ich gawędziarstwo oraz dążenie do precyzji w odtwarzaniu masakry jest porażające (jedna z interpretatorek filmów Oppenheimera twierdzi, że są to „mechanizmy wypierania, których paradoksalnym przejawem jest pysznienie się swoimi dokonaniami” – I. Kurz Etyka widzenia: gest fotograficzny i res gesta). Szczególnie, gdy mamy świadomość, że pierwszym widzem jest Adi. Pokój, pozbawiony sprzętów, jedynie z telewizorem, naprzeciwko którego siedzi bohater, jest najwymowniejszą sceną ciszy.

Pierwsze trzy minuty filmu:

okulary - metafora spojrzenia w przeszłość, zwracająca uwagę na to, jak to jest ważne dla ludzkiej tożsamości ale także pozostawiające wątpliwość co do ostrości widzenia,

sugestie związane z tytułem, w interpretacji którego tym razem nie skupiałem się na jego teatralnych konotacjach, bo to oprawcy nadal z lubością wcielają się w role gangsterów z ich ulubionych filmów, cisza towarzysząca ofiarom jest aż nadto realna

oraz ujęcie, w którym bohater spogląda na ekran, na którym oprawca pyszni się swymi morderczymi dokonaniami.  

Kilkukrotnie oprawcy, by przekonać widzów, że mieli słuszność, twierdzili: oni się nie modlili.

No tak, skoro się nie modlili…

 

Joshua Oppenheimer: Scena ciszy   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz