środa, 10 marca 2021

Każdy dla siebie i Bóg przeciw wszystkim

 

Każdy dla siebie i Bóg przeciw wszystkim – tak brzmi oryginalny tytuł filmu Wernera Herzoga; filmu, który Polacy znają pod tytułem Zagadka Kaspara Hausera. Skąd ta zmiana? Gdyby to dziś, to pewnie już mój antyklerykalizm by się uaktywnił i zacząłbym wytykać wszelkim opcjom politycznym ich służalczość itd… ale film jest z 1974 i od początku u nas ten tytuł. Być może przyczyna jest jakaś banalna, ktoś uznał, że umieszczenie w tytule nazwiska tajemniczej postaci, z którą legenda i aura, to bardziej atrakcyjne i czytelne, że więcej ludzi do tych kin, ale przecież Herzog i tak w studyjnych głównie chodził, więc byłoby to trochę takie niedocenianie tej jednak nieco bardziej wyrobionej publiczności; może jeszcze jakiś inny banał, tym bardziej że np. we Francji też taki tytuł jak u nas; ale może też jednak taka zachowawcza próba uchronienia się przed zarzutem, że wprowadzany jest do kin (nieważne że to 1974, Kościół żył w tym czasie w bardzo dobrych stosunkach z władzami [przynajmniej ten na samej górze, jak zwykle], wbrew głoszonej martyrologii i niektórym ekscesom służb, ale zostawmy) film stawiający Boga w nieciekawym świetle. Człowieka zresztą też.

Ale ten oryginalny tytuł znaczący jest bardzo i kieruje naszą potrzebę interpretacji na dość pesymistyczne tory. We mnie, szczególnie dziś, gdy zmierzch powolutku się zbliża i myśli bardziej o ostateczności niż o 500+ mi towarzyszą, rezonuje ta wizja Boga tym mocniej. Jeśli w ogóle takie teoretyczne założenie, że On Jest, uczynię.

Można oczywiście, tak jak ja już niedawno uczyniłem, pójść, obecnym przecież w filmie Herzoga, tropem, który pozostawił Wassermann i przyglądać się Kasparowi jak istocie z innej planety, która uczy się cywilizacji. Takie całkowicie nomadyczne skojarzenie miałem na początku, gdy pojedyncze obrazki tych kilku mieszczan norymberskich z 1828 roku pojawia się na ekranie, z pierwszymi ujęciami Blue Velvet Lyncha. Wiem, to zestawienie przeze mnie, to jest dopiero eksces, ale ten motyw, przecież dość częsty, a jednak wciąż za mało ludziom dający do myślenia, że pod powierzchnią (o piwnicach, tych realnych, które w tych Bernhardowskich światach, jeszcze kiedyś) tego mieszczańskiego zadowolenia z życia, stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa, zagrożonym dziś mocno bardzo, roi się od negatywnych napięć, które najlepiej ukryć, przyjmując z satysfakcją urzędniczy protokół, głoszący, że „u Hausera odkryto deformację mózgu, nareszcie znaleźliśmy uzasadnienie jego dziwnego zachowania”. Ostatnia scena filmu Herzoga to ironiczna puenta, która także przypomina mi, jak to komunistyczni działacze w zakończeniu Mistrza i Małgorzaty wizytę dziwnych gości, w tym wypadku rzeczywiście z zaświatów, wytłumaczyli, możliwymi do przyjęcia przez zdroworozsądkowy i tuziemski sposób myślenia, argumentami. Eksces w postaci Kaspara Hausera, niczym seans czarnej magii Wolanda, został zdemaskowany. Mimo, że akcja filmu 200 lat temu ma miejsce, to trudno pozbyć się podczas oglądania poczucia, że reakcje społeczne, testy, którym poddawany jest bohater, są w tym naszym konformistycznym i pozornie zracjonalizowanym (istotny motyw w filmie, który niewątpliwie i do oświeceniowych teorii się odwołuje, bo to ten czas, gdy Romantyczność i zmiana stosunku do szaleństw różnorakich) świecie aktualne. Takie to nomadyczne skojarzonka, których uzupełnieniem jest dramat Bärfussa Seksualne neurozy naszych rodziców, o którym to dramacie już się ośmieliłem.

Już nie tylko moje (zresztą to socjologiczne czytanie też przecież dość powszechne jest), ale poparte autorytetem Galerników wrażliwości (kultowej [zużyte określenie, wiem, ale pomocne czasami] książki z 1981r.), jest to odczytanie, które na drugim członie oryginalnego tytułu się koncentruje. Z tej to książki, z dyskusji, które towarzyszyły seminariom przez M.Janion prowadzonymi i które później w cyklu Transgresje objaw swój miały, dzięki czemu nadal możemy z nich, wypowiedź Haliny Krukowskiej, pod którą ja wszystkimi kończynami: „Nie widziałam filmu, który by znalazł tak adekwatny język w stosunku do zjawiska nazywanego doświadczeniem egzystencjalnym obcości. Żaden przeze mnie oglądany spektakl nie odważył się tak kategorycznie i bez kompromisu, jak ten, pokazać jednostki jako ofiarę sadystycznego Boga. Nie wiadomo, dlaczego rzuca on człowieka w istnienie i nie wiadomo, dlaczego istnienie to mu odbiera. Tragizm człowieka pokazany został tutaj nie w relacji człowiek – społeczeństwo […] ale w relacji człowiek – Bóg. Bóg w tym filmie wyposażony został nie przypadkiem chyba w akcesoria, które kojarzą się postaciami ciemnymi, „nietoperzowymi”, a jednocześnie będącymi żonglerami, złośliwymi demiurgami, kuglarzami czyniącymi z człowieka „sztuczkę”, teatrzyk okrucieństwa, cyrk – przedłużenie jego sadystyczno-demiurgicznych zapędów i nic więcej”. Rzeczywiście, gdy ogląda się ten film, mając w głowie ten punkt widzenia, zaczyna się dostrzegać coś więcej niż, obecną przecież, konfrontację społeczeństwa z Innością. Od niemal samego początku, gdy Hauser jeszcze uwięziony, przykuty łańcuchem, gdy dostarczane mu są podstawowe środki podtrzymujące egzystencję, jawi się widzowi, szczególnie w moim wieku, skandal Istnienia. A przynajmniej, by jednak coś z tego naszego tytułu ocalić – jego zagadka.

 

Werner Herzog: Zagadka Kaspara Hausera

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz