czwartek, 20 maja 2021

Trzy młode kobiety z Korei

 


Na portalu „Pięciu smaków” przegląd Koreanki

między innymi:   Nasze ciało, Mikrosiedlisko, Twoja i nie tylko twoja

w trzech filmach młode koreańskie bohaterki
różne
między sobą się różnią, ale i dla mnie stanowią jakby spotkanie z Innym
to odkrywanie odmiennego świata, bo daleko w przestrzeni (choć chyba nie tak bardzo daleko mentalnie od tych, które wokół, ale cholera – nie wiem przecież i właśnie w tym problem) i wiekiem też na innej planecie
odkrywanie fascynujące
które gdyby w realu to pewnie mnóstwo niepokoju, a w filmie bezpiecznie przyjrzeć się można
sam nie wiem, czy chciałbym, by z taką młodością me ścieżki się jeszcze kiedyś skrzyżowały intensywniej; byłoby to pewnie wyzwanie ponad me dziaderskie siły
ale pociągające to, niestety

ad rem

Ja-young (Nasze ciało r. Ka-ram Han) - przytłoczona nauką czy też presją na niej wywieraną (choć są sygnały, że musiała całkiem nieźle dawać sobie radę w szkole, nie w braku umiejętności leży przyczyna jej wyczerpania), znudzona seksem, mieszkająca samodzielnie, gdzieś na skraju swej akceptacji dla świata koreańskiej (ale czy tylko?) kariery. Ma problem ze zintegrowaniem się z korporacyjnym środowiskiem. Patrzy na wszystko z boku swym stłumionym spojrzeniem.

I pojawia się bieganie, religia młodości współczesnej, która z tytułowym ciałem jakoś, z jego kultem też przecież. Ale czy tylko? Bo fajnie ten film oglądać (nie wiem, czy zgodnie z intencją twórców) traktując to codzienne przemierzanie z coraz mniejszym wysiłkiem przez różne czujniki wyliczanych kilometrów jako pewnej figury, może metafory, by tak niedosłownie (jak ja to lubię…), by widzieć w nim przede wszystkim spotkanie Ja-young z równie urodziwą Hyun-yoo (i pewnie w tej chwili już uciekam od możliwości zrozumienia tej odległej dla mnie młodości, która być może pragnie, by traktować to, jak i wszystko inne, przede wszystkim dosłownie), spotkanie odpadaniem kolejnych warstw tłumiących skutkujące, ale i przecież upodabnianiem się do budzącej fascynację nowej przyjaciółki, co przecież nie prowadzi do ujrzenia w lustrze siebie. Podczas biegania dziewczyny karmią się wzajemnie swoją energią. Jednak w połowie filmu Hyun-yoo ginie pod kołami samochodu; oczywiście podczas nocnego (biegają w nocy albo o świcie, taki podział na czas dzienny i czas nocny) biegania. I to obdzielanie energią trwa jakby dalej. Do tego stopnia, że kusi, by nawet tę wcześniejszą realną obecność Hyun-yoo kwestionować, że to takie wyobrażenie (ale to ewidentna nadinterpretacja, obie bohaterki bardzo realne i wcale to przecież nie takie nieżyciowe, że ta jakby słabsza czy też zagubiona, pozbawiona jakiejś mentalnej kotwicy, fascynować się zaczyna tą, która wydaje się jakby już gotowa, przejmować jej nawyki, przeglądać w jej wizerunkach, wypowiadać jej słowa, traktując to wszystko jak własne, jak odnajdywanie się w świecie, odziewanie swej pustki w strój atrakcyjny; nie trzeba mocno się rozglądać, by takie pary przyjaciółek [przyjaciół?] dostrzec) tylko.

te migawkowe ujęcia, w których fragmenty sprawnego kobiecego ciała podczas biegu, będącego wartością samą w sobie, po nic; życie w Teraz, gdy spojrzenie już niestłumione i uśmiech

Ja-young stopniowo poznaje Hyun-yoo. Zadziwia ją jej niemal puste mieszkanie, ogołocone ze zbędnych przedmiotów znaczących przeszłość. Jakże to odmienne od choćby Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcina Wichy. Książki, która jest z jednej strony świadectwem naszego nawyku do gromadzenia, otaczania się przedmiotami odmierzającymi, niczym współczesne aplikacje dla biegaczy, kolejne etapy życia, będąc jednocześnie materialnym potwierdzeniem tożsamości naszej zaklętej w przedmiocie znaczącym, a z drugiej, dla tych, którzy po nas sprzątają, punktem wyjścia do próby odczytania nieistniejącej już egzystencji, fantomu niewiele mającego wspólnego z realnym byciem, z tym Teraz, którego już nie ma. A w trakcie tej wizyty u Hyun-yoo dziewczyny raczą się soju i padają znamienne słowa: „Ćwiczę, aby móc pić”. Żadne tam motywacje związane ze zdrowym trybem życia. Przyjemność.

W świecie otaczającym Ja-young wszystko robi się po coś. W korporacji – wiadomo i to banał, ale jeśli ktoś biega, to by zostać trenerem. A gdy bohaterka uprawia seks z jednym ze starszych menadżerów, to wszyscy dopatrują się w tym tylko jednego  i też wiadomo czego (szczególnie w epoce me too). I to też banał. Kompletnie niewiarygodne jest dla nich to, że Ja-young w ten sposób realizuje jedną z fantazji erotycznych nieżyjącej już  Hyun-yoo, która marzyła o przespaniu się z o 30 lat starszym facetem ("bo młodzi faceci są nie bardzo, głównie skupieni na sobie"). I w ten sposób dochodzę do oczywistej konstatacji – bohaterka nie jest typowym przedstawicielem młodości. Świat ją otaczający przecież także jest młody, ale już w pełni zaprzęgnięty w tak zwane dojrzałe mechanizmy rzeczywistości. I gdy tak sobie myślę, czy rozumiem młodość jeszcze, jak bardzo to odległy ode mnie świat, to którą młodość mam na myśli? I gdy o fascynacji wspominam, to przecież nie tym, że atrakcyjne dwudziestolatki biorą udział w wyścigu szczurów. Lecz o tej autsajderce (i tą ją łączy z bohaterką Mikrosiedliska, o którym jeszcze będzie), która przecież nie jest reprezentatywna. Więc jak zwykle jakoś tam sobie przeczę. To, że pierwotnie potraktowałem spotkanie z Młodością jako konfrontację z Innym, wynikało z tego, że nie od razu dostrzegłem coś, co przecież w tym filmie jest oczywiste – Ja-young otoczona ludźmi młodymi jest w tym środowisku obca; to nie spotkanie z tym otoczeniem jest dla mnie wyzwaniem, ono nazbyt banalne i oczywiste, ale natknięcie się na swej drodze na Ja-young byłoby sprawdzianem dla mej akceptacji inności (zresztą bohaterka jakoś w tym otoczeniu stawiającym sobie wyzwania związane z karierą dryfuje, coś tam robi, ale na pewno nie chce jego praw uwewnętrznić). Młodość w garsonce, która niczym mundur ma świadczyć o przynależności do świata dojrzałego, nie budzi mego zachwytu. Młodość, która za wszelką cenę chce wdziać na siebie gorset poważania i uszanowania, młodość uznająca za szczyt ambicji bycie dojrzałym i dorosłym, to gęba trudna do zniesienia. Ale czy na pewno? Bo przecież, gdy my - dorośli, rodzice, belfrzy, wychowawcy - napominamy tych młodych, to przede wszystkim retorycznie pytamy: „kiedy ty wydoroślejesz?” i czasami z dumą potrafimy pochwalić: „tak, tak, to było bardzo dojrzałe z twojej strony”. Paradoks taki; czujemy się bezpieczniej, gdy młody w nasz gorset się odzieje, ale podszyci bywamy (ja jestem) fascynacją tej młodości nieskrępowanej, która niepokoi, wymyka się i której zazdrościmy czasami tak bardzo, że bez krępacji w mentalne dyby czym prędzej staramy się ją przyśrubować.

Takie oblicze młodości, która nie chce iść w ślady dojrzałych. Która być może nie bardzo wie, kim jest. Pozbawiona planów. Dla której cały wcześniejszy wysiłek związany z wykształceniem nie jest kapitałem, którego nie można porzucić bez poczucia straty. Smętne oblicze Ja-young z początku filmu zestawione z poczuciem satysfakcji widocznym na twarzy w zakończeniu nie pozostawia złudzeń. Czy to jest wiarygodne? Godny polecenia styl życia? Czy z taką młodością byłoby nam po drodze? Nie wiem, ale kuszące byłoby skosztowanie takiej energii, gdyby ktoś chciał obdarować.

 

miało być o trzech filmach, a tu jak zwykle rozbrykana pisanina…cdn

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz