piątek, 21 maja 2021

Aprobatywnie o braku ambicji

 


Wspomniane przy okazji Naszego ciała przeciwstawienie młodości nieustablizowanej, której byt na kruchych podstawach z tą, która w dorosły gorset się odziała, wychodzi na pierwszy plan w filmie Mikrosiedlisko.

Miso, (Mikrosiedlisko r. Jeon Go-woon) druga z Koreanek młodych, los której w mych wyobrażeniach skrzyżować próbowałem ze swoim, by zobaczyć, jakie emocje – irytację czy fascynację, a może jedno i drugie, bo to najbardziej prawdopodobne - by wywoływała, gdyby tak nagle obok. Na opisanie jej sytuacji najlepiej chyba przywołać taki dziwaczny termin – sohwakhaeng, znajdowanie przyjemności w małych radościach w stylu, tak jest w wypadku tej bohaterki, papierosa i kieliszka whisky. Dziewczyna w pewnym sensie całkowicie niezależna. Niewiele posiada (cały dobytek w nieco większej walizce na kółkach, która jej towarzyszy podczas tej odysei, jak jedna z krytyczek nazwała jej kilkudniową wędrówkę przez świat tych dawnych znajomych, którzy już dojrzeli do dorosłego życia). Zarabia sprzątając, czy też zajmując się domami tych bogatszych. Praca raczej nie sprawia jej przykrości, nie widać także, by kosztowała ją wiele wysiłku. A dopełnieniem jej życia są te dwie przyjemności, które wcześniej wymieniłem, plus chłopak, z którym nie tylko seks, ale po prostu bycie z nim. Bycie w żartach, przekomarzaniu, przytuleniu (czy to mała przyjemność?). Niewiele, taki minimalizm, a i tak za dużo…

Żyjemy w świecie, w którym powiedzenie o kimś, że jest pozbawiony ambicji, jest jednym z bardziej obraźliwych zarzutów. Ten film chyba trochę jest o tym. Miso jest pozbawiona ambicji. A ja ją lubię (nie wiem, jak by było w realu, gdyby mi przyszło kiedyś kogoś takiego uczyć, ale dziś już wiem, że nieposiadanie ambicji może być cechą neutralną aksjologicznie, tym bardziej, że od jakiegoś czasu tego doświadczam na samym sobie i jest dobrze [jedną z moich małych przyjemności jest właśnie to, co teraz czynię – pisanie nomadyczne o, na przykład, filmie, pisanie bez ambicji, by to było coś; pisanie jest tym czymś]). I znowu nie jest to przecież typowy obraz młodości. Wspinanie się po kolejnych szczeblach kariery, zajmowanie coraz to bardziej strategicznych stanowisk, wybór szkoły podporządkowany projektowanym sukcesom (i nieważna jest dziedzina - informatyka, medycyna czy humanistyka – ważny jest plan na zdobywanie kolejnych szczebli) – to ten pozytywny, ambitny, wzorzec. Ten drugi – antywzorzec - pozbawiony ambicji, kojarzyć się niektórym wręcz może z życiem marginesu w oparach używek (a gdzie umieścić tych, którzy w rzeczywistości pozbawieni ambicji, symulują wolę, robią plany, przekonują, że im zależy, a najchętniej zwinęliby się w kłębek doświadczając rozkoszy? pewnie nieszczęśliwi są bardzo). Miso, mimo że ambicji pozbawiona, jest spoza.

Dwa tematy w tym filmie me myślątka po scenach kolejnych wiodły. Stopniowe pozbawianie bohaterki jej malutkich przyjemnostek, tego, co czyni jej życie, że użyję tego skompromitowanego pojęcia, fajnym (od jakiegoś czasu tylko tego pragnę, by było po prostu fajnie) oraz konfrontacja jej niedojrzałości (jak by pewnie określili jej sposób funkcjonowania ci „normalni”; swego czasu pisałem o filmie Kamper, który troszku z tym tematem po drodze) z kolejnymi kiedyś przyjaciółmi, którzy wiodą już dojrzały żywot (i ten temat ewidentnie potraktowany satyrycznie i dość jednostronnie, ale i tak nadal wiarygodnie, co moje skromne doświadczenie mi podpowiada).

Kolejne podwyżki pozbawiają Miso jej niewielkich przyjemności. Podwyżka czynszu, cen papierosów, cen whisky. Chłopak wyjeżdża na dwa lata. Bezdomna Miso próbuje pomieszkać u dawnych przyjaciół. Tak można by streścić ten film.

Można też streścić inaczej i niczym nasi liberalni prorocy w ten sposób zaklasyfikować życiowe wybory bohaterki: pozbawiona ambicji Miso, sama sobie winna (trzeba było zadbać o swój los), nie może dalej utrzymać mieszkania i zamiast porzucić swe zgubne nałogi, poszukać lepszej pracy, skończyć jakiś kurs, dzięki któremu mogłaby lepiej zarabiać, wystawia na próbę przyjaźń swych dawnych znajomych, którzy przecież nie mają obowiązku zajmowania się nieudacznikiem życiowym. Dobrze przynajmniej, że nie narzeka, żółć się z niej nie wylewa (miso to po koreańsku uśmiech) i że do rewolucji nie nawołuje. 

Może i ja kiedyś bym taką narrację przywołał. Dziś już nie, tyle że nie wiem, czy to znaczy, że bardziej rozumiem młodych, czy że zdziadziałem, czy zdziecinniałem na starość? Ale przecież nie o zrozumienie młodości tu chodzi. Byli przyjaciele Ja-young są w podobnym, co ona, wieku. Ona autsajderem jest. To nie ze strony dziadersa, takiego jak ja, słyszy, by się ogarnęła. To oni, ci dojrzali przyjaciele, którzy już przyjęli role w bajce o dorosłych, wydają się nie akceptować tej jej "niedojrzałości" (wydają się, bo gdzieś tam w głębi możliwe, że zazdroszczą).

Jest ich piątka, grali razem z Miso w zespole. I teraz nastąpi wyliczenie, które za stronnicze można uznać. Choi Mun-young (tak dla wprawy wypisuję te imiona/nazwiska, by się oswoić nieco) pracuje w korporacji i by utrzymać oczekiwany poziom energii podłącza się regularnie pod kroplówkę z glukozą. Hyun-jung mieszka z mężem i teściami w skromnym mieszkaniu usługując wszystkim niczym służąca. Han Dae-yong porzucony 8 miesięcy wcześniej przez żonę spłacać będzie przez następne 20 lat apartament, który kupił na życzenie przyszłej małżonki (nie wiem, dlaczego nie może go sprzedać, nie jest to wyjaśnione, może jakieś dziwne prawo w Korei). Wciąż żyje w depresji porzuconego, trzymając się na dystans wobec kobiet. Kim Roki należy do tych, którzy w poważny wiek dojrzały wchodzą mieszkając wciąż z rodzicami, których podstawowym pragnieniem jest go ożenić. Ubezwłasnowolniony mentalnie. Choi Jung-mi wyszła bogato za mąż, jest (nie)szczęśliwą matką popełniającą freudowskie pomyłki, gdy mówi o dziecku. A skoro żyje w komforcie, nie może być nieszczęśliwa, więc jest szczęśliwa - jak marionetka grająca spontaniczność.

Domy przeciwstawione bezdomności Miso. Domy będące w tym kontekście oznaką stabilizacji i dojrzałego wzięcia się za bary życiem. Dorosłości. Domy więzienia, w znaczeniu niemal dosłownym. Niby można je opuścić ale, niczym w Aniele zagłady Buñuela, niewidzialne szlabany trzymają mieszkańców w określonych granicach. A naprzeciwko ta niedojrzała, skromna, uśmiechnięta Miso. Uproszczony bardzo obraz. Ale czy aż tak bardzo? Mimo wszystko mam nadzieję, że ludzie są bardziej szczęśliwi niż w tych filmach.

Dawno temu, gdybym przy barze spotkał Miso sączącą swą ulubioną whisky i gdyby zechciała pogadać, ot tak – bez podtekstów, i opowiedziała swą historię, pewnie doszedłbym do wniosku, że ona tylko pozoruje życie, że to takie trwanie, z którego niewiele wynika, dryfowanie przez byt. Raczej by mnie nie przekonywała do swej formy życia, bo też i w ogóle w niej nie ma apostolstwa. W tych wszystkich mieszkaniach, w których sprząta; wśród kobiet (bo przede wszystkim u nich sprząta) zarabiających krocie, funkcjonuje bez cienia pretensji i żalu. Poziom jej aprobatywności budzi mą zazdrość. Nie jest rewolucjonistką, chce jedynie móc zapalić papierosa, wypić whisky i przytulić się do chłopaka. Po obejrzeniu tego filmu trudno się dziwić, że nie zazdrości tym wszystkim właścicielom, których odwiedziła. Bohaterka filmu Nasze ciało funkcjonuje w świecie, w którym wszystko robi się po coś, w Mikrosiedlisku wszyscy, poza Miso, są właścicielami.

Co bym zrobił, gdybym na swej drodze spotkał młodą dziewczynę pozbawioną życiowych planów, ambicji, skupiającą się na małych przyjemnościach? Gdyby mi powiedziała: spakuj plecak, weź, co niezbędne, i chodź ze mną… reszta ci niepotrzebna?

wiem, niestety, co bym odpowiedział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz