wtorek, 4 maja 2021

Jago reżyser

 

znowu Otello

Jago spędzający sen z powiek

Jago postrzegany jako reżyser, co powoduje, że imponuje i że mu jego być może umiejętności, nomen omen, zazdrościmy

 to sprawiło, iż co niektórzy dostrzegli w nim Prospera.

Warto, ku przestrodze, prześledzić, jak to Otello, który gotów „życie za wierność jej” oddać, przemienia się w bezwzględnego mordercę zadającego śmiertelny cios Desdemonie ze słowami „giń, kurwo” na ustach. Taka skromna fenomenologia zazdrości.

(niedawno serial Niewinny oglądałem, w którym bohater dokładnie na drugim biegunie w stosunku do Otella, bo choć od filmowego Jagona wszelkie dowody zdrady dostał na tacy, i choć żona nie była Desdemoną, to jego postępowanie powinno być dla nas , zakompleksionych facetów, wzorem; i o tym powinno się pisać a nie o dziełach jakiegoś stratfordczyka sprzed wieków)

Zawsze mam problem z tą relacją między Otellem i Jagonem. Z tym, jak to na scenie dziś, by rzeczywiście aktualne i wiarygodne było. Bo jednak cała ta sytuacja z bohaterem, który konstruuje tak zręcznie sieć zemsty, w którą Maur beznadziejnie się zaplątuje, wydaje mi się dziś już nie do pomyślenia. Ale może w za bardzo zwyczajnym świecie żyję, może gdzieś tam, w sferach poza mym zasięgiem, w realiach elit politycznych czy biznesowych jest to do wyobrażenia. I być może co niektórzy, np. z takich salonów Sukcesji (kolejny serial), mogliby się przejrzeć w takim literalnym odczytaniu dramatu.  

(bo jeśli nie jest to ciemna strona psyche, o której jeszcze coś tam będzie, spleciona z wątpliwości i podejrzliwości, to przynajmniej do pomyślenia i pokazania na scenie jest swoiste uosobienie jakiejś siły fatalnej mogącej doprowadzić do kresu nawet najszczęśliwszy związek)

Zaczyna Jago od przygotowania gruntu. Z jednej strony dąży do tego, by klimat wokół Maura nie był nazbyt pozytywny, by przynajmniej w umysłach co niektórych jakieś wątpliwości co do jego szlachetności się pojawiły (znamy to i z amerykańskich filmów, których akcja na sali sądowej a i z prasy politycznej, gdy brak argumentów zastępuje się sianiem wątpliwości wokół osoby, która na celowniku – taaa, współczesny Jago spokojnie w prasie mógłby, niekoniecznie bulwarowej, bo przecież dla Otella ma być w pełni wiarygodny). Z drugiej robi wszystko, by chwile, które Otello spędza z Desdemoną, straciły pogodną aurę. Informuje Brabantia o ucieczce jego córki (rzecz dzieje się w Wenecji, w której jakoś sytuacje takie chyba zaraźliwe, bo przecież i córka Shylocka z Kupca weneckiego opuściła ojca w podobnych okolicznościach), co w konsekwencji zakłóca spotkanie, a dokładniej, o czym jeszcze nikt nie wie, to noc poślubną (istnieją podejrzenia [dokładna lektura tekstu daje ku nim podstawy], że małżeństwo to nigdy nie zostało skonsumowane, co by wyjaśniało niektóre sytuacje). Takie lekkie wpłynięcie na psyche bohatera, by ukochana, czy też chwile z nią spędzone, były już w głowie skażone. Warto pamiętać o tym, że na nasze uczucia, a także na klimat wspomnień, ta swoista aura (na którą oczywiście nasze uczucia mają wpływ, ale też i okoliczności zewnętrzne, wystarczy Gombrowiczowski „palic” ze Ślubu, by w umyśle skazić obraz ukochanej) ma wpływ. I może się zdarzyć tak, że myśl biegnąca ku bliskiej osobie skażona będzie czymś, co tak naprawdę nie ma z nią nic wspólnego; a skażenie pozostaje. Jago przygotowuje pole do działania. Być może w jakimś stopniu grunt był już przygotowany, skoro okazał się podatny na sugestie – miłość odebrała Maurowi wolność i może on mieć niejakie poczucie utraty poprzedniego życia skoro mówi: „Nigdy bym mojej wolności bez granic/ Nie dał ogrodzić za wszystkie mórz skarby”. Gdy pojawią się pierwsze wątpliwości co do wierności Desdemony, łatwo o żal za utraconym życiem, pozbawionym tego rodzaju niepokojów. Pewną wątpliwość mógł zasiać też w sercu Otella Brabantio: „Mnie zwiodła, Maurze; przyglądaj się bacznie;/ Być może ciebie także zwodzić zacznie?”. W chwili więc, w której bohater pokłada całą ufność w swej młodej (to że dużo młodsza później także może wzmocnić obawy męża co do wierności) małżonce, można dopatrzeć się już kilku okoliczności ułatwiających późniejsze zasianie wątpliwości. I tak trzeba by tego Otella grać na scenie. Niełatwe to, by ukazać, że ten heroiczny monolit (może właśnie to bycie monolitem jest słabością?), zakochany po uszy w Desdemonie, ma szczeliny, które tym łacniej wykorzystać może Jago. Zresztą, tak być musi, bo przecież, gdyby te słowa: „życie za wierność jej” były w pełni prawdziwe, to Otello każdą wątpliwość rozstrzygałby w rozmowie z Desdemoną. I na tym zarabiają specjaliści od terapii rodzinnej (i nie jest to ironia, w tym wypadku rzeczywiście mogą wyprostować coś, co nasz wewnętrzny Jago próbuje skruszyć).

Kolejne kroki mają już związek ze sceptycyzmem poznawczym. 

To, co widzimy, świat jawiący nam się przed oczyma, można interpretować na wiele różnych sposobów, wiele zależy od tego, co już tam w naszej głowie się rodzi, która z interpretacji wpadnie we wcześniej przygotowane koleiny (i to jest jeden z najważniejszych, moim zdaniem, naszych życiowych problemów, to, że nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo te koleiny są ukryte w nieświadomości, jak bardzo to, co uznajemy za naszą, nazwijmy to nawet – chłodną, interpretację jest uwarunkowane czynnikami, o których nie mamy pojęcia, jak bardzo nasz mózg robi nas w konia i jeszcze pozostawia w nas pewność, że „nasze” myśli i wnioski, to są Nasze myśli i wnioski [niedawno w audycji radiowej jednej z dziennikarek powiedziało się, że zgadza się z tym, co sama powiedziała 5 minut wcześniej; delikatnie to obśmiano, potraktowano jako niezamierzony lapsus; a ja nie miałbym nic przeciwko temu, by jednak przyglądać się temu, co mówimy, dystansować się, a nie w pełni się utożsamiać z tym, co nam się powiedziało, by nie stać się mimowolnym bezwolnym kontynuatorem raz sformułowanej myśli; osobny wpis się już tego robi, to Gombrowiczowskie bardzo i wiem, że takie dystansowanie się, takie co i rusz werbalne budowanie siebie od nowa niemal, to prosta droga do szaleństwa {bo jak tu żyć, wątpiąc we wszystko?}, ale nie wolno zapominać, że słowa nas poprzedzają i nas kreują, a mózg {nasz?} robi wszystko, by pozostawić w nas poczucie, że to jest nasze Ja… cdn…może?])). I Jago jest od tego, by te koleiny jak najbardziej pasowały do tej jedynej możliwej interpretacji. Oczywiście istotne jest zaufanie do takiego doradcy i robi on wiele, by się uwiarygodnić. Przede wszystkim uchodzi (jest to kolejny dramat, w którym mamy do czynienia ze sztuką pozorów, w którą opakowany jest nasz świat) za dobrego przyjaciela Cassia, więc nikt, a szczególnie Otello, nie podejrzewa, że mógłby coś przeciwko niemu. Często fałszywie się zarzeka, że nie może nic powiedzieć, póki na sto procent nie będzie pewny i te niby zahamowania tym bardziej budzą ciekawość gubernatora Cypru.

Trochę podobnie jak w wypadku Hermiony (Opowieść zimowa) mamy tu do czynienia z fałszywą interpretacją gestów i czynów, które są świadectwem przyjaźni i niewinnego przywiązania, jako przejawów bardziej intymnych relacji. Ale w przeciwieństwie do Leontesa Otello potrzebuje Jagona, by dostrzec w nich grzeszną (?) namiętność łączącą Cassia i Desdemonę. To jest ten fragment strategii Jagona, który pewnie byłby (w pewnym sensie bywał) skuteczny i w odniesieniu do mnie. Gdy przyglądamy się takim sytuacjom z boku, wydają nam się zabawne i bez sensu, gdy facet ruga swą partnerkę, że nazbyt przychylnie uśmiechnęła się do innego, nie mówiąc już o jakiejś gorącej dyskusji, której zazdrosny chłopak czy też mąż przygląda się tylko. Banalne, a jak potrafi zburzyć spokój ducha i popsuć całkiem fajną imprezę. Nawet gdy Desdemona wstawia się za Cassiem, to sugestie Jagona nie są niezbędne (mimo że są obecne w sztuce, co pozwala jego postać psychologizować, ale o tym później, jak i o innych wątpliwościach, które szepcze on do ucha), bo może to budzić podejrzenia, gdy zaufanie jest już skutecznie podkopane. Reżyser był potrzebny, by do nocnej burdy i gniewu Otella na Cassia doprowadzić. To jest już jedno z tych działań, które w pełni są wykreowane przez Jagona. 

Kusi mnie, by o chustce, o tym jednym z najbardziej znanych rekwizytów teatralnych, jakoś osobno kilka słów. Istotne, że jest to od początku do końca intryga Jagona, który podrzucił, niczym skorumpowani policjanci w kryminale, obciążający dowód Cassiowi. Ilu z nas w momencie, gdy podarunek od nas dostrzegłoby w rękach, podejrzanego już w tej chwili o romans z naszą partnerkę gościa, przeprowadziłoby uczciwą rozmowę z nią właśnie? Szczególnie, gdy udział osób trzecich w jakiejś tam intrydze wydaje się nie do pomyślenia? Tym, których na to byłoby stać, zazdroszczę (!) serdecznie i to bez ironii. Tym bardziej, że Otello powinien pozostawić takie poczucie, że lepsze zaufanie mogące się łączyć z zarzutem naiwności niż podejrzliwość motywowana koniecznością dojścia do prawdy. Taaa… łatwo powiedzieć…

Dopełnieniem jest rozmowa Cassia z Jagonem podsłuchiwana przez Otella. Scena rodem z komedii omyłek i wykorzystywana w innych sztukach Szekspira. Doprowadzenie do tego, by to, co Cassio mówi o Biance, Otello odczytywał jako potwierdzenie zdrady Desdemony. Scenicznie może mało wiarygodne. Czy w życiu coś podobnego? Takie opaczne rozumienie słów, by obciążyć kogoś, komu ufać powinniśmy (chcielibyśmy)? Na pewno możliwe. Choć bardziej mi się kojarzy sytuacja odwrotna, gdy ktoś złapany na gorącym uczynku w akcie desperacji próbuje przekonać zdradzoną partnerkę (chyba częściej się to facetom zdarza) najbardziej żenującym z możliwych tekstem, że „to nie jest tak, jak to wygląda”…

Sporo musiał się nagimnastykować Jago, niczym w dobrym filmie, w którym wkręca się bohatera. Gdybyż to się jeszcze kończyło magii owej całkowitym zdemaskowaniem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz