piątek, 19 maja 2023

Kobiety Otella

 


Znowu na "Otella" się skusiłem. Temat, który mym pisaniem zawładnął dwa lata temu jakoś. Wyczerpał. Mnie, nie temat. Ale zacny to pretekst na powrót nieśpieszny...

Tym razem to Multikino i projekcja z National theatre z Londynu oczywiście. Mam wrażenie, że produkcje teatrów narodowych (bo i do warszawskiego to się odnosi) są poprawne, grzeczne; pojawiają się w spektaklach środki już oswojone przez widza - niearchaiczne ale i niedrażniące, jakoś współczesne ale nieprowokujące. Na bardzo dobrym poziomie profesjonalnym. Od poziomu aktorstwa poczynając. Lubię ten typ teatru (odwiedzając Warszawę sprawdzam zawsze, co grają), niewątpliwie środka, kontemplować. Londyn ma tak samo (tyle, że to po angielsku, napisy czytać trzeba, no i teatr na ekranie [zawsze to jednak dystans, a nie jest to film], więc to nie bardzo kontemplacja estetyczna jest w moim wypadku).

Nie oczekiwałem więc, że londyńska wersja opowieści o zmanipulowanym Maurze odsłoni przede mną jakąś tajemnicę, że zboczy w subiektywną koleinę kontekstów czy skojarzeń twórcy (co lubię bardzo, nawet, gdy moja kondycja intelektualna nie pozwala mi podążać za tropami pozostawionymi przez teatralnych eksploratorów typu Warlikowskiego). Nie odsłoniła, nie zboczyła, nie zagubiła w gąszczu znaczeń. Ale, gdy tak (na chłodno nieco niestety) się przyglądałem profesjonalnie skrojonym tak mi dobrze znanym kolejnym odsłonom intrygi Jagona, próbując zidentyfikować miejsca dramaturgicznych cięć i jednocześnie wyjaśnić sobie ich sens i logikę, starym zwyczajem, samo i nieintencjonalnie jak zwykle, myślątka me wyłuskały kolejną oczywistość, która, jak to oczywistość, nie odkryciem żadnym jest, bo to już u Szekspira i bardzo widoczne, mianowicie - jaką ten świat swoistą koszulę Dejaniry, paradoksalnie nie herosowi a kobiecie, przyspasabia. Wciąż i wciąż. Banał, ale cóż - na szczęście feministyczna narracja już bez naszej intencji umaszcza się wśród zwojów (już na samym początku mego pisania naście lat temu zaasekurowałem się, że będą banały tu, a musiałem - bo nawet nie zawsze mam świadomość, że to one właśnie).

Trzy kobiety (że też one tak często w takiej właśnie konstelacji) - Desdemona, Emilia i Bianca. Trzy zakochane i wykorzystane kobiety (wykorzystane dlatego że zakochane czy dlatego że kobiety?). 

Anachronicznie będzie (i szkicowo mam nadzieję; więcej odrosty kiedyś może się tu pojawią, gdy popioły pisanie me porzuci) - co chwila mógłbym usłyszeć (gdyby czytelnik przypadkowy jakiś w interakcję by chciał), że w oderwaniu od epoki, od uwarunkowań, że czasy takie były i że trzeba w kontekście, jeśli chce się zrozumieć... ale czy my wystawiamy dzisiaj Szekspira, po 400 latach, by przybliżyć widzom epokę elżbietańską? A poza tym - mury szkoły szczęśliwiem opuścił. 

Pierwsze teksty Desdemony w spektaklu dotyczą czego? Komu winna jest ona posłuszeństwo. Ojcu czy zdradzieckiemu uwodzicielowi (bo tak postrzega Otella Brabancjo)? I warto może przytoczyć odpowiedź, bo ona wszystko mówi, a choć to 400 lat, to wiem, że w niektórych męskich głowach zabrzmi ten tekst jak aksjomat przez bluźnierców zbrodniczo podważany: "Mój szlachetny ojcze,/ Me obowiązki są tu podzielone;/ Tyś dał mi życie i mnie wychowałeś,/ A wychowanie i życie mnie uczą,/ Jak mam czcić ciebie; jesteś panem całej/ Mej powinności, gdyż jestem twą córką./ Lecz jest tu mój mąż, a więc posłuszeństwo/ Podobne temu, które moja matka/ Ofiarowała ci, stawiając ciebie/ Przed swoim ojcem, winnam, chcę to wyznać,/ Maurowi, panu memu" (tłum. M. Słomczyński). Ofiarowała! Czy rzeczywiście... ofiarować to można dziś, jeśli która białogłowa ma chęć taką i woli, by ktoś za nią wyborów podstawowych dokonywał i lubi z ojca na męża posłuszeństwo swe przenosić. Na początku XVII wieku na pewno nie była to kwestia wyboru, ale czy i dzisiaj niektórzy nie oczekują tego samego? I ta mądra i odważna kobieta, bo mimo niesprzyjających okoliczności wybrać się zdecydowała sama (wiem, tu sprzeczność, bo wcześniej napisałem, że wtedy to  nie wybór był, ale chodzi o to, że wybrała męża [kolejny akt opresji ze strony patriarchalnego systemu - to ojciec powinien go wybrać, a więc jej odwaga], a nie o to, czy będzie lub nie mu winna posłuszeństwo, to nie podlega negocjacji). I oczywiście wyklęta przez ojca jest (to że Jago jest rasistą nie ulega wątpliwości, wielokrotnie niby święcie się oburza, że Desdemonę kryje "arabski koń", ale przyczynek do niuansów charakterystycznych dla postaw niby tych otwartych, bardziej liberalnych daje Brabancjo, który przecież przyjacielem niemal jest Otella, kolor jego skóry wydaje się nie mieć znaczenia dopóki... no właśnie - członkiem rodziny, mimo pozycji i majątku, nie jest być godnym; oj przyjrzałbym się różnym odcieniom tolerancji głoszonym tu i teraz...). A jaki jest jej koniec - wiemy. Jaka nagroda za odwagę, ofiarę i zaufanie...

Bo przecież nie za naiwność (zaufanie Desdemony jest uzasadnione, nowoczesne bardzo, oczekiwane dziś bardzo - gdy o partnerstwie przebąkujemy czasami głośniej czasami mniej). Naiwna wydaje się być Emilia. W londyńskim spektaklu z wyraźnymi śladami na ciele przemocy domowej. To już współczesna interpretacja tekstu, bo można by przecież motywować postawę żony Jagona miłością, zaufaniem, naiwnością. Ale, wiedząc, jaki jest jej mąż, możemy też tłumaczyć jej naiwność (czy raczej wydawałoby się bezrefleksyjne wykonywanie poleceń męża, mistrza gry ludzkimi namiętnościami) opresją i zmanipulowaniem. Można postrzegać tę postać i jej zachowanie, jej współudział w zbrodni, jako obrazek bardzo współczesny, obserwację z sąsiedniego podwórka, gdy widzimy kobietę maltretowaną, która niczym bohaterka filmu (jeden z bardzo wielu przykładów) "W kręgu przemocy" (r. G. Bourdos) nie potrafi uwolnić się z sieci uzależnień i to nawet w najbardziej oczywistej sytuacji - dzisiaj, gdy wydaje się, że jednak kilka kroków, niestety nie milowych, w kierunku uzdrowienia przemocowych relacji (rodzina najważniejsza, a przemoc to normalny spór między małżonkami!!! hura) uczyniła ludzkość od czasów Szekspira. 

Jest w sztuce fragment jeden z mych ulubionych, rozmowa między Desdemoną i Emilią na temat zdradzających mężów kobiet (kiedyś chciałem tekst napisać o "Thelmie i Lousie" R. Scotta i tam wykorzystać coś z tego, ale póki co po podkaście Oleszczyka na ten sam temat odpuściłem). Warto wyłuskiwać takie maleństwa, gdyż one to świadczą o wykraczaniu Szekspira poza. Teraz króciutka wypowiedź właśnie Emilii (kiedyś może wrócę): "Mamy krew w żyłach, więc choć się wzdragamy,/ Chcemy się zemścić. Niech wiedzą mężowie,/ Że mają zmysły żony ich jak oni;/ Widzą, wąchają, czują podniebieniem/ Słodycz i gorycz tak jak ich mężowie" (przekł. jak wyżej).

Bianca na koniec. Bo epizod niby. Ale przecież mogłaby być punktem wyjścia do napisania (i może być ciągiem dalszym, gdy o "Łatwych rzeczach" może słów kilka) jakże aktualnego tekstu o postaciach kobiecych w dramacie i filmie i o męskim spojrzeniu (tak tak, film "Brainwahed" Niny Mankes też ciągiem dalszym mógłby być). Bianca - w najbardziej wydawałoby się oczywisty sposób instrumentalnie wykorzystana (jakby Desdemona i Emilia mniej... no nie, ale...) nie tylko przez bohaterów sztuki ale i przez samego autora. Do dopełnienia intrygi przydatna jest. I Jagonowi i Szekspirowi. Ale mimo to udziela jej głosu autor; pozwala, by wybrzmiały jej uczucia, by ten szlachetny i skrzywdzony Cassio nie taki niewinny w pamięci widza pozostał. Gardzi swą kochanką-prostytutką, zna jej uczucia i bawi się nimi. A podczas zamachu na niego Jago na nią przekierowuje uwagę, by obciążyć ją winą. A zaślepiona i będąca w gorsecie mężowskiego spojrzenia Emilia oczywiście przejmuje męski punkt widzenia, co nie pozostaje bez odpowiedzi ze strony zadziornej Bianki: "Nie jestem żadną łajdaczką; me życie/ Jest tak uczciwe jak twoje, choć lżysz mnie". Są to ostanie słowa Bianki w sztuce. Znaczące. Zrównujące uczciwość kobiet ze zgoła różnych światów (i mogłyby być one także początkiem ciągu dalszego).

Tak to w sztuce, która pozostanie dla mnie pewnie wzorcowym dziełem na temat manipulacji i mechanizmów rodzących demona zazdrości, miejsce kobiet tym razem przykuło mą uwagę. A faceci? Szkoda gadać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz