sobota, 26 grudnia 2009

bhatir desz

kraina odpływów...

Jest w tym sporo arogancji - pisać notkę na blogu o powieści, która ma 400 stron.
Powieści, która wiele wątków posiada i którą też czytać można, idąc zupełnie różnymi ścieżkami interpretacyjnymi...
bardzo różnymi
Od lektury, podczas której skupiamy się na polityczno-socjologicznym wymiarze historii (z wyraźnym ciążeniem ku lewicowości) aż po próbę spojrzenia na świat przedstawiony z perspektywy niemal mistycznej metafory (i wzbogacone te niby rozwidlające się ścieżki są przez liczne przywołania Elegii Duinejskich Rilkiego sugerujące, że różnorodne odczytania mają gdzieś tam swój początek w jedności świata:
"nas, co o szczęściu myślimy,/ że się wznosi, przejęłoby/ omal niepokojące wzruszenie,/ skoro to, co szczęsliwe, pada"
bhatir desz)
"Człowiek ani przez chwilę nie zpomina tam, że jest na wrogim terenie"...

opowieść ta spleciona jest niczym "niebiański warkocz" Gangi rozlewający się "na szerokich i spragnionych równinach" i mamiący pokusą rozwiązania zwaną mohona...

Ocywiście jest to także opowieść o miłości.. niemożliwej a spełnionej (są tacy, którzy by pewnie się ze mną nie zgodzili, a jednak...). 400 stron, a prawie żadnej sceny intymnej... prawie...
I żeby nie było watpliwości, jaki charakter ma ta scena, przytoczę ją tu obszernie (choć pozbawiam ją w ten sposób znaczącego kontekstu):
"zobaczyła na dalekim krańcu Gordźontoli tygrysa gramolącego się z wody na drzewo. (...) Dostrzegł ich w tej samej chwili, w której go zauważyli. (...) Bez mrugnięcia powieką obserwował ich przez dłuższą chwilę, kołysał mu się jedynie koniec ogona. Pija pomyślała, że gdyby mogła położyć rękę na jego futrze, poczułaby z pewnością mocne uderzenie serca. (...)
księżycowe światło zgasło, a ryk wiatru ponownie zaatakował ich uszy. Pija objęła nogami gałąź (...) Kiedy była zwrócona twarzą do pnia, opletli drzewo liną z sari, a Fokir zrobił na niej mocny węzeł. Ledwie z tym zdążyli, gdy sztorm uderzył ponownie. Nagle powietrze wypełniło się wirującymi rzeczami.
(...) Wiatr nacierał na nich teraz z przeciwnego kierunku. Wcześniej osłaniał ją pień drzewa, teraz było to ciało Fokira. (...) Czy od samego początku wiedział, że jego ciało będzie musiało ją chronić, kiedy oko cyklonu przetoczy się nad nimi? Próbowała oswobodzić się z uścisku i usiąść tak, żeby choć ten jeden raz to ona go oslaniała. Ale jego ciało trwało nieporuszone i nie dała rady się uwolnić, zwłaszcza teraz, gdy wichura naciskała na niego od tyłu. Byli wtuleni w siebie tak mocno, że odczuwała siłę uderzenia wszystkiego, co w niego trafiało, i deszcz spływający mu po plecach. Czuła kość jego policzka, jakby się złączyła z jej własnymi. Było tak, jakby sztorm dał im to, czego nie mogło dać życie - połączył ich, scalił w jedno".
scena potężnie intymna
(czasami mam ochotę na blogu umieszczać tylko cytaty z książek, które aktualnie czytam - często wręcz nie stać mnie na jakiś sensowny komentarz...
pisanie o książkach, filmach, spektaklach to taka proteza właściwej twórczości, do której człowiek nie jest zdolny)

Pija i Fokir - ona zna tylko angielski a on tylko po bengalsku; ona jest wykształcona amerykanką o hinduskim pochodzeniu a on prostym rybakiem na wodach Sundarbanu; ona samotnym wędrującym po świecie badaczem natury a on ma uwielbiane przez siebie dziecko i żonę wychowaną w środowisku bardzo tradycyjnym; kompletny brak możliwości kontaktu... tego werbalnego oczywiście...
pomiędzy nimi Wielka Cisza, która pozwala im się wzajemnie zrozumieć,
a wszystko rozgrywa się na niepokojących i nieprzewidywalnych wodach, które nawet na moment całkowicie ich zniewalają w swoim milczącym i niezracjonalizowanym świecie pierwotnym
wody, które są żywiołem, nad którym najbardziej panuje Fokir
a po tych przytoczonych przeze mnie zmaganiach Erosa i Tanatosa Pija przez kilka dni chodziła po wyspie Fokira, po jego mieszkaniu... w podarowanej jej kolorowej sari (strój jej całkowicie obcy)...
nie muszę dodawać, że Fokir już nie żył...
Jest jeszcze ten trzeci (zna języki, dzięki niemu Pija jakoś może porozumieć się werbalnie z Fokirem; wykształcony, bogaty hindus; Pija mu sie oczywiście podoba i nie miałby nic przeciwko romansowi, których ma na koncie wiele; nie rozumie wody i nie rozumie wzajemnej fascynacji - prostego rybaka i młodej uczonej amerykanki) - Kanaj... ten, który musi być wytrącony z poczucia oczywistości; bo to on mógłby być narratorem tej opowieści; narratorem, dla którego opowiedziane zdarzenia miały chyba największą wartość; a może po prsotu - powinny mieć...

ten, który na splątany warkocz Gangi próbuje spojrzeć z perspektywy mohony, nie zatraciwszy jednocześnie jego komplikacji

Rozległe wody Sundarbanu. Miejsce, w którym człowiek nigdy nie może mieć poczucia pewności i bezpieczeństwa. Tajemnicze i niebezpieczne jak cały świat pierwotny - tkwiący do dziś gdzieś głęboko w człowieku. Rzeczywistość wewnętrzna, nad którą tylko do pewnego stopnia możemy zapanować, budując wały zabezpieczające. W każdej chwili przypływ może na jakiś czas unicestwić cały nasz opanowany świat - na chwilę. W tym świecie tygrysy ludojady, które nawet w czasie odpływu, gdy bhatir desz objawia się naszym zmysłom, mogą unicestwić człowieka. Ale spotkanie z tygrysem może być także momentem wytrącenia człowieka z poczucia oczywistości; gdy "mózg zalewa powódź czystych doznań".
Świat, w którym gwarancję bezpieczeństwa możemy zyskać dzięki wierze w dobroczynną Bon Bibi i złowrogiego Dokkhin Raja; ta wiara jest równie prawdziwa i równie niepewna, jak wszelkie ustalenia współczesnej nauki. Człowiek zdany jest na siły potężniejsze od siebie.
A "słowa są jak wiatr marszczący powierzchnę wody. Rzeka zaś płynie niżej, niesłyszalna, niewidoczna".

Amitav Ghosh Żarłoczny przypływ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz