niedziela, 20 grudnia 2009

Zagrożeni miłością

Pisałem już o tym, że akcja filmów Antonioniego rozgrywa się przede wszystkim w środowisku ludzi, których potrzeby bytowe są w pełni zaspokojone (i jest to pewnie eufemizm). Fakt ten mógłby powodować, że świat w tych filmach przedstawiony jest nam obcy. I choć rzeczywiście wśród bohaterek Antonioniego czułbym się bardzo nieswojo, to dzięki umiejscowieniu akcji w tym środowisku widz ma okazję przyjrzeć się ludziom, którym los ofiarował niemal nieskończoną ilość wolnego czasu. Nie są oni zaabsorbowani codzienną walką o byt, która nie pozostawia czasu na zastanowienie się nad sensem rutynowych życiowych zabiegów. Troszkę w naszym zastępstwie doświadczają możliwości swobodnego wyboru... niemal wszystkiego... ale przede wszystkim wyboru sposobu na życie szczęśliwe a przynajmniej satysfakcjonujące.
Nieograniczani bytem mogą decydować o świadomości sensu.

W jakim stopniu o naszym poczuciu sensu decydują okoliczności, w które jesteśmy wmanewrowani przez miejsce urodzenia i przypadkowe decyzje podejmowane przez nas w przeszłości. Albo - nie przypadkowe a takie, których konsekwencji nie mogliśmy przewidzieć... bo nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji...
Przestrzeń sensu generowana przez pojawiające się niemal z prędkością światła motywy, potrzeby, pragnienia - do których zrealizowania dążymy nie zastanawiając się nad źródłem tego napędu...
(ze szczególną ostrością uświadamiam sobie ten problem podczas okresu świątecznego - który już przecież nastał - gdy mogę sobie niezaangażowany stanąć z boku i poprzyglądać się temu zabieganiu, którego cel już dawno bardzo zdawał mi się nazbyt z innego świata... (nader ludzkiego niestety)
Jedna z epizodycznych bohaterek "Przyjaciółek" Antonioniego w pewnym momencie mówi, że "szczęście polega na tym, że nie ma czasu na zastanawianie się nad tym, czy jest się szczęśliwym" i "gdy już dokonało się jakiegoś życiowego wyboru, to należy go ze wszystkich sił bronić". Ja chyba tak nie potrafię. Nie potrafię się nie zastanawiać (czasami obsesyjnie), co doprowadziło mnie do tego punktu, w którym jestem. I potrzeba szczęścia jest w tym momencie mniej istotna niż pragnienie ogarnięcia własnego losu. Niezależnie od tego, jak mocno towarzyszy temu myśl o absurdalności takiego celu. Z jednym na pewno potrafię się zgodzić: punktem wyjścia do dalszego życia jest zawsze Teraz, czyli że decyzje wcześniej podjęte muszą mieć sens, jeśli moje dalsze życie ma mieć sens; trzeba ich bronić (niekoniecznie werbalnie, można po prostu bronić owego Teraz... to chyba jest jednoznaczne).

"Przyjaciółki" Antonioniego (blog stanie się monotematyczny w trakcie trwania tego mojego prywatnego festiwalu Antonioniego) zostały nakręcone na podstawie utworu Pavese. Ciekawe, jak treść filmu ma się do pierwowzoru literackiego? Bo w filmie jest wszystko to, co charakterystyczne dla tzw dojrzałej twórczości Antonioniego... tyle że w całkiem już starej oprawie (wciąga mnie ten odległy klimat kina lat pięćdziesiątych coraz bardziej; oglądanie tych filmów wprowadza mnie w swoisty stan kontemplacji - jest w nich jakaś niezwykła czystość wypowiedzi; pytanie, w jakim stopniu to wrażenie bierze się stąd, że realia - to, co widzimy - jest tak bardzo nie z naszego świata... może dzięki temu możemy wnikliwiej obserwować to, co kryje się pod podszewką zdarzeń składających się na akcję - i to właśnie okazuje się mocno uniwersalne; nie mówiąc już o tym, że siatka zdarzeń u Antonioniego jest nader krucha i po prostu nudna... by dotknąć jądra rzeczywistości trzeba otrząsnąć się z przyćmiewającej jasne spojrzenie erupcji atrakcji w postaci np. takiego nagromadzenia zdarzeń, które podziwiamy lub w których uczestniczymy, które nie przyzwala na pojawienie się cienia podejrzenia, że to tylko wata cukrowa, nic więcej... - ale karkołomne zdanie, mimo to zostawiam je...:-))

uczuciowa pustka, ktorej przezwyciężanie prowadzi do jeszcze większego cierpienia i... samounicestwienia
sceptycyzm co do trwałości uczuć (i tych deklarowanych wczesniej i tych rodzących się dopiero)
pragnienie wymazania z pamięci świata swego istnienia

Są oczywiście w tym filmie bohaterowie, którzy wydają sie kochać prawdziwie. Jedna popełnia samobójstwo. Inny - porzucony - (Karl spoglądający z oddali, jak jego ukochana wraca do świata, w którym o sensie stanowi praca - w domu mody) pewnie jakoś sobie poradzi (porzuceni mężczyźni jakoś nie robią takiego wrażenia, jak porzucone kobiety). I ta najwazniejsza, która decyduje się na życie z mężczyzną, o którym wie (mimo jego zapewnień, że kocha), iż kochać nie potrafi; dla którego rezygnuje z kariery artystycznej - czy to możemy nazywać szczęściem. Zresztą w tym wypadku mieliśmy do czynienia ze swoistym nieuświadomionym szantażem: mężczyzna wdaje się w romans w sytuacji, gdy jego żona w przeciwieństwie do niego zaczyna odnosić artystyczne sukcesy. Niezwykłe są meandry naszych kompleksów; niezwykła jest też skuteczność tego rodzaju poczynań (oczywiście tylko wtedy, gdy kobieta jest zdecydowana wejść w tego rodzaju układ, czyli pewnie przeważnie...) Lorenzo - kolejny mężczyzna zagubiony w nieokreśłonej przestrzeni swoich pragnień; unieszczęśliwiający kobiety, które staną na jego drodze; mężczyzna, który jak dziecko potrafi dać się zauroczyć uśmiechowi młodej dziewczyny i który dwa dni później, gdy ona już nie potrafi bez niego żyć, mówi jej, że "nikogo nie potrzebuje".
On oczywiście nie potrafi żyć bez innych, ale problem powraca...
Inni ludzie...
Czy można bez nich żyć?
Czy człowiek, chcąc być z innymi, skazany jest na nieautentyczne związki, pozorowane relacje?
Czy, by być w związku, musi zaakceptować partnera, którym pogardza?
I ten ironiczny tytuł - "Przyjaciółki"... (choć Antonioni już dawno został okrzyknięty znawcą przede wszystkim kobiecej duszy, to byłbym daleki od niedoceniania jego znajomości mężczyzn; jedno jest pewne - hipokryzja i zakłamanie mężczyzn objawia się inaczej niż ta dotycząca kobiet - opisana w tym filmie; zakłamana męska przyjaźń to niewatpliwie zupełnie inne zjawisko kulturowe niż zakłamana przyjaźń kobiet- bez wartościowania, obie są żenujące).

Świat, w którym jedną z najważniejszych decyzji jest ta, dotycząca wyboru sukienki, którą należy włożyć na wieczór. Świat, w którym o ślubie decyduje także sukienka - atrakcyjna suknia ślubna (którą postanowiła założyć jedna z bohaterek, a skoro bez ślubu to nie bardzo, więc weźmie ślub). Świat, w którym czujemy upokorzenie życiem, gdy rano po przebudzeniu mamy zmęczoną twarz...
Świat, w którym główną bohaterką jest szefowa Domu Mody.
Ale zdarzają się chwile, w których człowiek może być wytrącony z tych oczywistych kolein: "W obliczu czyjeś śmierci odruchowo oddzielamy prawdę od fałszu". Dla samotnej Clelii ta chwila słabości powoduje, że, spragniona czyjegoś ciepła i oparcia, obdarza nadzieją uczucia Carla...
Ale wytrącenie człowieka z kolein, jego przebudzenie, ma charakter chwilowy. Koleiny są gwarancją spokoju i bezpieczeństwa, a przyszłość, związana z trwałą i niezmienną miłością, jest jak banalna, szara, odrapana ściana. Powrót jest nieunikniony.

Zagrożenie miłością minęło...

"Przyjaciółki", reż. M. Antonioni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz