poniedziałek, 2 maja 2016

Czesko-słowackie kino familijne

O filmie "Zakładnik" (Juraj Nvota; filmów o tym tytule jest kilka, więc łatwo pomylić) ktoś na cieszyńskim rynku wczoraj przy mnie powiedział, że to takie nieco ambitniejsze kino familijne. W pierwszej chwili wewnętrznie, a więc w duchu li tylko, zaoponowałem; pomyślałem, że perspektywa dziecięcego spojrzenia, tudzież tematyka rodzinna przecież nie muszą determinować, tym bardziej, że opowiedziane subtelnie aczkolwiek z elementami wzruszenia nazbyt prostego. Ale myślenie mi się zaczęło jakoweś: bo przecież kino familijne to określenie wyraźnie deprecjonujące i ambitny ( a każdy przecież za takiego chce uchodzić) widz festiwalowy po pierwsze powinien taką jakość (właśnie - jakość) umieć dostrzec, po drugie - z odpowiednim dystansem ocenić, no i po trzecie - nie wzruszać się zbyt pochopnie. Czyli, w moim wypadku, stanąć jednak nieco na palce i zdystansować się wobec swego naturalnego (?) gustu... 
Familijne czyli dla całej rodziny; i stąd mój problem z "Zakładnikiem": to że historia dotyczy chłopca nie znaczy, że byłby to film dla dziecka atrakcyjny. Choć sceny z życia szkolnego, rodzenie się pierwszych miłości, przyjaźni i nienawiści może trafiłyby do młodego widza (choć motyw z lisem, który odwdzięcza się za swe uwolnienie rodem z bajek licznych bardzo jest i niewątpliwie tylko dziecko uznać może jego prawdopodobieństwo, choć jednocześnie moźe on stanowić sygnał, że mamy do czynienia rzeczywiście ze spojrzeniem z perspektywy dziecka, które tylko w ten sposób potrafi sobie wytłumaczyć źródło skuteczności swej ucieczki; tym razem to magia niewątpliwie była, ale późniejsze przekroczenie granicy już motywowane było mniej magicznie, lecz nadal było nieprawdopodobne i tylko nieprzewidywalność psychiki ludzkiej, szczególnie tej słowacko-małomiasteczkowej, ją tłumaczyć może a jednocześnie po raz kolejny ukazuje, że skłonność polityków do czarno-białego sortowania społeczeństwa świadczy albo o ich cynizmie, albo głupocie, bo przecież to major Straży Granicznej, niewątpliwy komuch, wykreowany na bardzo nieciekawą personę ojciec syna, który niewątpliwie zasili szeregi jakiejś bojówki w przyszłości, prawicowej czy lewicowej to nieistotne, przyzwolił na przekroczenia przez Petra granicy), a jednocześnie rodzic może mieć satysfakcję, bo czytelne jest dla niego tło historyczne. No i liczyć się musi z pytaniem dziecka swego o sens tytułu, i czy wytłumaczyć potrafi przekonująco, że system rodziców, którzy na Zachód uciekli, szantażuje niewypuszczeniem ze swych opiekuńczych ramion ich latorośli. Tym bardziej, że rozmawiający przed kinem młodzi ludzie w wieku studenckim upewniali się, czy te helikoptery i czołgi na końcu to interwencja wojsk zaprzyjaźnionych w 68. To już banał: spora część mojego życia to już są rozdziały w podręczniku do historii i to w dodatku te rozdziały, które ukazują życie mocno bardzo różniące się od tego, z czym dzisiaj mamy do czynienia i co za oczywiste uznawane jest przez tych, którzy urodzili się, powiedzmy, 25 lat temu. 
Ale rzeczywiście jest w tych czesko-słowackich filmach jakiś rodzaj złagodzenia dramatów (o filmie "Cicha radość" Hanaka ktoś z kolei powiedział, że to łagodniejszy Bergman, z czym się zgadzam, tylko że osoba tak ten film klasyfikująca uzasadniała w ten sposób to, że jej się ten film podobał, bo 'mimo wszystko taki optymistyczny', mnie on natomiast nie przekonał, bo.... wolę ciemność? przekroczenie krainy łagodności? mam wrażenie naskórkowości? ślizgania się po powierzchni? - no właśnie: ten mnie nie przekonał, a "Zakładnika" bronię...), o którym już poprzednio coś wspomniałem. Tyle że w takim filmie jak "Zakładnik" jest to w pełni wytłumaczalne: dla Petra największym dramatem w życiu była informacja, że rodzice przebywający na Zachodzie sprawili sobie ( w zastępstwie , jak on o tym mówi) kolejnego syna i on swoje relacje z bratem zaczyna od nienawiści, czemu trudno się dziwić. Zastrzeleni podczas przekraczania granicy Polacy nie mogą mieć dla niego takiego znaczenia. 
Praska wiosna w małym przygranicznym miasteczku słowackim opowiedziana z perspektywy dzieciaka - podobało mi się, choć żadnych przekroczeń, dramaty owszem  a wszystko jakoś tak w miarę dobrze się kończy mimo tych śmigłowców i czołgów na końcu. Kino familijne - być może...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz