Już na wstępie Jak wam się podoba, mamy do czynienia ze światem zatrutym ambicją niegodziwych.
Ogród jest częścią przestrzeni Dworu (Oliver jest poddanym księcia Fryderyka,
który przywłaszczył sobie władzę swego starszego brata), który w tym dramacie
symbolizuje Zło. Biblijne paradoksy wplecione w prologu akcji wskazują, że
niekoniecznie tak musiało być. I to już może być jakiś punkt wyjścia do
poszukiwań bliższych naszemu światu. Przywłaszczenie władzy, destrukcja
rzeczywistości, niewywiązywanie się ze zobowiązań. Coś, co było przestrzenią
przyjazną, próżność i cynizm władzy przekształca w świat podstępu, przemocy,
wyzysku i lęku.
Łatwo tu popaść w nazbyt publicystyczne i jednoznaczne
odniesienia do Teraz.
To jest komedia, więc mogłaby nieść pociechę, ale jest ona
chyba nazbyt naiwna i w związku z tym złudna.
Pocieszeniem mógłby być fakt, że do Księcia Seniora,
prawowitego władcy, umykają wszyscy szlachetni i uczciwi. Ale dla współczesnego
widza, utożsamiającego się z tymi wygnanymi, może to być tylko źródłem
resentymentu: „wprawdzie przegrywamy, ale to my jesteśmy ci dobrzy”. Takie
myślenie zapewne ma wartość psychologiczną, lecz niestety w nikłym stopniu
wpływa na zmianę rzeczywistości. Mam wrażenie, że to akurat jest temat, który
dzisiaj bardzo. Szczególnie w powiązaniu z jakże nierealnym zakończeniem. Widz,
uświadomiwszy sobie, jak bardzo dobre zakończenie jest nie z tego świata,
powinien popaść w ponurą zadumę nad przyszłym losem gorszego sortu.
Dlaczego uważam, że dobre zakończenie jest naiwne i tylko z
komediowej konwencji wynika? Wystarczy cytat: „Książę Fryderyk, słysząc, że
codziennie/ Najczcigodniejsi ludzie uciekają/ Do tego lasu, zebrał wielkie
siły/ I poprowadził je sam, aby brata/ Otoczyć tutaj, pojmać i dać katu./ Gdy
na skraj puszczy tej przybył, napotkał/ Świętego starca i wszczął z nim
rozmowę,/ Po czym odrzucił zamiar swój i berło,/ Zwraca koronę wygnanemu
bratu,/ A wszystkim, którzy z nim razem odeszli,/ Zwraca ich włości”.
Żaden realny władca, prezes, przewodniczący, I sekretarz…
żaden…
chyba że okoliczności jakieś, ale nie Teraz
Jak wyżej zacytowany tekst wybrzmieć może dzisiaj na scenie?
No to ironia być musi, to Danuta Stenka z ostatniego monologu „Poskromienia
złośnicy” Warlikowskiego, w którym podległość mężczyźnie deklaruje. Te słowa
powinny być tak wypowiedziane, by widz wyszedł z teatru z nadszarpniętą
nadzieją.
Czym jest Las Ardeński w tej sztuce, która, co ważne bardzo,
przecież nie o władzy a o miłości i pewnie to na scenie bawić nas będzie.
Las Ardeński jest przestrzenią wolności ale i wygnania
przecież (mimo słów Celii: „wolność czeka nas tam, nie wygnanie”). Do tej
sielankowej przestrzeni rodem z literatury przecież nikt nie udał się
dobrowolnie. Już to powinno dawać do myślenia. Że dopiero porażka, zdrada,
wygnanie pozwala człowiekowi doświadczyć wolności, docenić naturalny stan bytu.
Gdybyż to była realna przestrzeń… ale przecież tak nie jest.
Las Ardeński jest przestrzenią wziętą z literatury i jednocześnie stanowi do
tej literatury komentarz. Jakież to pole do popisu dla współczesnego twórcy.
Wykreować idealną przestrzeń wyobrażoną dzisiejszego wygnańca rodem z gorszego
sortu (chyba znowu to nazbyt publicystyczne by było) albo bardziej ogólnie i
uniwersalnie – zmęczonego (czym zmęczonego, to już sprawa szeroka i
indywidualna) światem inteligenta a może i humanisty, jeśli takowi się jeszcze
ostali. U Szekspira jest to przestrzeń zakorzeniona w sielance, która, z
błąkającymi się wśród owiec pasterzami wyznającymi na każdym kroku swą miłość
(autor dramatu oczywiście dekonstruuje to klasyczne wyobrażenie), dla
dzisiejszego widza jest raczej nazbyt odległą tradycją. Gdzież jest ten świat
dzisiejszego idiotes, człowieka skupionego na swej prywatności, dystansującego
się do polis? (oj, zaczyna mi to pachnieć taką „Salą samobójców” czy też „Oną”
– czy to mógłby być dzisiejszy Ardeński Las i czy można z niego powrócić?
zakładając, że zakończenie dramatu jest rodem z bajki, można powiedzieć, iż
niemożność powrotu jest wpisana w tę sztukę; przyznaję – bardzo to radykalna
propozycja, bliższe dramatowi są pewnikiem dialektyczne konfrontacje J. J. Rousseau
z Gombrowiczowskim wyobrażeniem prostego ludu utożsamianego z psim bytem
zawartym w „Ferdydurke”, ale chyba znowu przesadziłem, bo zacząłem już niemal
wyobrażać sobie Febe podobną do Hanki z „Chłopów” Garbaczewskiego, a przecież
nie należę do grona jego fanów; powróćmy może do Szekspira, bo u niego jest już
wystarczająco i nie trzeba aż tak bardzo jechać po bandzie aktualności i
dekonstrukcji, bo sielanka jest tropem potraktowanym z dystansem już przez
samego Szekspira)
W tych pięknych okolicznościach przyrody panują bezwzględne
prawidła świata kapitalistycznego. Bogaci wykorzystują biednych pasterzy,
którzy wypasają nie swoją trzodę. Za trochę jadła płaci się czystym złotem.
Rdzenni mieszkańcy tych ziem, czyli zwierz dziki, pada łupem bezwzględnych najeźdźców,
czyli wygnańców (czy uchodźców?). miłość duchowa wypierana jest przez naturalną
(nomen omen) chuć. Zresztą pasterki nie grzeszą urodą, więc utwierdzanie z nimi
związku za pomocą sakramentu byłoby nazbyt wielką lekkomyślnością. A w zimie,
jak to w zimie, jest zimno i niełatwo się z tym pogodzić. O zapachu rąk tych
ludzi prostych między innymi, może nie trzeba już wspominać.
I choć Książę Senior chwali to miejsce („słodszym nam się
wydaje to życie/ Niż tamto dawne w złoconym przepychu”), to trudno go nie
podejrzewać, że racjonalizuje on swą sytuację jedynie. Pytanie jak trwała
pozostanie jego przemiana, pozwalająca mu czytać z księgi natury („nasze życie, pozbawione
zgiełku,/ Słyszy drzew mowę, poezję strumieni,/ Kazania głazów, z wszystkiego
zysk ciągnąc”) a na agresję reagować łagodnością („Siłą grzeczności tu
zdziałasz/ Więcej, niż swą zyskasz grzeczności” [swoją drogą chwilę wcześniej
daje wyraz swemu poczuciu wyższości wobec człowieka prostego {oj znowu mi się
aktualne bardzo skojarzenie nasuwa z oceną formułowaną pod adresem lepszego
sortu tym razem…}: „Czy nienawidzisz dobrych obyczajów,/ Będąc prostakiem bez
żadnej grzeczności?” a i posądzony o chamstwo Orlando nie wolny jest od takich
uprzedzeń: „Sądziłem, że mnie dzicz tutaj otacza,/ I szorstko chciałem wolę mą
narzucić”]). Tym bardziej, że sam stwierdza: „czas lepszy był nam znany […]/ I
chleb jedliśmy wśród uczciwych ludzi”. A więc racjonalizacja zgodna ze słowami
Amiens’a: „To twe szczęście, panie,/ Że umiesz losu niełaskę tłumaczyć/ W umiarkowanym
tak i słodkim stylu”. Hierarchia światów jest jasna a wygnanie wygnaniem jest a
nie wyborem wolności. A czy pozytywne doświadczanie świata pozostanie trwałym
elementem przemiany? Śmiem wątpić. I gdybym ja wystawiał tę sztukę, to
starałabym się, by w jak największym stopniu podszyta była sceptycyzmem. Który
przecież co i rusz nasuwa się podczas lektury.
Ale Las Ardeński to także ten nieszczęsny gender….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz