środa, 26 czerwca 2019

Gender w zagajniku




Ale Las Ardeński to także ten nieszczęsny gender, o którym już przy okazji „Wieczoru trzech króli” drzewiej pisałem.
Bo jeszcze o kilku, być może banałach, trzeb by, ponieważ tym widza będą pewnie bawić gdańscy aktorzy na scenie Teatru Szekspirowskiego. No i niepokoję się troszku, że komedia romantyczna bez żadnych podtekstów może się z niego wyłonić. Choć, jakby nie kombinować, to trudno ich uniknąć.
Przebieranki Szekspira to temat popularny i wdzięczny. Ale i niebezpieczny. Prosty (czy na pewno?) pomysł Rosalindy, by w męskim stroju schronić w Lesie Ardeńskim i w ten sposób uniknąć wielu niebezpieczeństw czyhających na dwie młode białogłowy (przy okazji Rosalinda niezbyt pochlebnie charakteryzuje ród męski: „Dzielny kordelas przypaszę do boku,/ Włócznię na dzika wezmę w dłoń i skryję/ W sercu lękliwość niewieścią. A wówczas/ Wygląd nasz będzie dzielny i marsowy,/ Jaki miewają tchórzliwi mężczyźni,/ Którzy strach kryją pod mężną powłoką”), powoduje, że tematu płci i zakochiwania się wedle jej porządku trudno uniknąć (niby w konwencji komedii mieści się nierozpoznanie Rosalindy przez Orlanda, zakochanego w niej od pierwszego wejrzenia [to można by jeszcze może na karb ślepoty tego pierwszego wejrzenia zakochania zrzucić], czy przede wszystkim przez ojca [no…minęło wprawdzie ładnych parę lat chyba{sprzeczne czy też niespójne są informacje w dramacie na temat tego, ile czasu minęło od przejęcia władzy przez młodszego brata}, dziewczę młode było jeszcze bardzo, gdy Książę Senior władzy pozbawiony został, więc może…]).
Rosalinda pod znacząco zmienionym imieniem Ganimedesa (który to kochankiem Zeusa był – co też ta Rosalinda miała w głowie, gdy na taki koncept wpadła?) spotyka w lesie Orlanda i każe mu się traktować tak, jakby była ona jego ukochaną. Przewrotność Szekspira nie zna granic. Każe się facetowi umizgać do faceta pod pozorami wyobrażeń z ukochaną kojarzonych. Uświadamia nam, że to wiedza o płci decyduje o uczuciach, wiedza naznaczona kulturowymi uprzedzeniami a nie naturalne instynkty. Czym jest to uczucie, które się ujawnia dopiero wtedy, gdy płeć obnażona zostaje? Jasno też zobrazowane zostało to, w jak wielki stopniu to w wyobrażeniu niby wybranki serca się kochamy.
No a Febe? W kim się zakochuje Febe? W przeciwieństwie do Orlanda ona tak jakby tylko w obliczu delikatnym i kobiecym właśnie… tak jakby, bo ten jej monolog, w którym sama siebie przekonuje, że się nie zakochała, w komiczny sposób ukazujący, jak horrendalnie sami się okłamujemy, gdy rozum nam mówi, że nie, a gdzieś głębiej jednak namiętność pulsuje i każe temuż rozumowi szukać argumentów za miłością, ten monolog pokazuje, że w gruncie rzeczy pała namiętnością do Rosalindy/Ganimedesa niezależnie od tego, czy kobietą czy mężczyzną jest i tylko przymus kulturowy w zakończeniu (no i oczywiście niechęć Rosalindy) każe jej pożegnać się z marzeniem o tym ciele („Jeśli to widok prawdziwy,/ Żegnaj mi, mój śnie szczęśliwy”).
Trójkąt Febe – Rosalinda – Silvius doskonale także odzwierciedla banalną prawdę o destrukcyjnych meandrach naszych uczuć, o których wielu, między innymi i Fredro kiedyś. Poddańcze hołdy to nie jest droga do wzbudzenia w wybrance serca uczucia wzajemności, właśnie manifestacyjne okazywanie lekceważenia może okazać się skuteczne, a wręcz spowodować zauroczenie od pierwszego wejrzenia (banał to, a ja czasami zastanawiam się nad prawdziwością takiego przekonania). Mimo że ku rozwiązaniu charakterystycznego dla komedii romantycznej zmierza ta sztuka, to po drodze stan zakochania ukazany jest w tak krzywym zwierciadle, że warto byłoby tak wystawić tę sztukę, by sprowokować widza do krytycznego spojrzenia na konwencje związane z wyrażaniem i okazywaniem miłości. Bo znowu to wszystko grubymi nićmi szyte i może nie warto, by zbyt wielu za bardzo uwierzyło w kwietniowe (Rosalinda: mężczyźni są jak kwiecień, gdy się zalecają” , jak to się ma do Eliotowskiego „Najokrutniejszym miesiącem jest kwiecień” z „Jałowej ziemi”? – skojarzenia kuszące) zapędy zakochanych. By zbytnio później nie przeżywać porażek. Gdyby wypunktować tę poniżającą stronę porywów namiętności, choćby na zasadzie kontrapunktu poważnego do komicznych scen wyznań, można by z tej sztuki zrobić poruszający i prowokacyjny spektakl.
Jednoznaczne są przecież bardzo teksty takie jak: „Do ilu czynów godnych ośmieszenia/ Pchnęło cię twoje miłosne pragnienie” czy „cała natura jest śmiertelnie błazeńska w miłości”. Od inscenizatora tylko zależy, czy potraktuje je poważniej niż naiwne zakończenie. S. Greenblatt („Shakespeare. Stwarzanie świata”) dostrzega sceptycyzm w spojrzeniu Szekspira na związki męsko-damskie. Mocno widać to właśnie w zakończeniu, które każe mieć poważne wątpliwości co do trwałości połączonych par (country copulatives – co, jak poucza J. Limon, można tłumaczyć: wiejscy jebacy). Cóż to za pary połączyły się w tym „szczęśliwym” zakończeniu? Probierek  chcący uniknąć legalnego ślubu z Audrey, by móc w sposobnej chwili zakwestionować związek. Silvius z Febe, która ewidentnie przymuszona została do związku (zaiste dziwną jej radę daje Rosalinda: „Sprzedawaj, kiedy możesz, bo nie jesteś/ Dla wszystkich kupców”; przy okazji zresztą zwraca uwagę na istotne zjawisko: „To nie zwierciadło/ Ale ty jeden jesteś jej pochlebcą/ I dzięki tobie widzi się piękniejszą/ Niż wówczas, kiedy patrzy w lico własne” – warto sobie zapamiętać tę prawdę, zgodnie z którą nasze poczucie wartości od aprobatywnego spojrzenia z zewnątrz jest związane, w nim, niczym chcielibyśmy wierzyć, że w lustrze, dostrzegamy z chęcią swą urodę, czy szerzej zalety; ale może być też przeciwnie – popaść w kompleksy możemy, gdy negatywne opinie na swój temat uznamy nieświadomie [!] za lustrzane odbicie siebie). Oliver zakochujący się w jednej sekundzie w Celii? Oliver, którego gwałtowna przemiana jest nazbyt komediową konwencją szyta, więc i w jego wierność trudno uwierzyć i Celia, która nie zakochała się w Orlandzie (choć prosiła ją o to przyjaciółka: „A ty go kochaj, bo ja go kocham” – o potencjalnym mimetycznym współzawodnictwie wypartym z tej sztuki ze względu na komediową konwencję pisze R. Girard w książce „Szekspir. Teatr zazdrości”), bo zamiast komedii mielibyśmy tragedię, a przecież podczas pojedynku zapaśniczego jest tak samo zauroczona zwycięzcą jak jej przyjaciółka. Wypada tylko wierzyć, że związek Orlanda z Rosaliną będzie znośny, lecz tylko wtedy, gdy córka Księcia Seniora nie zacznie jeszcze bardziej dostrzegać kiczowatości wyznań miłosnych swego wybranka i inne przymioty, powiązane ze sprawnością zapaśniczą, wezmą górę.
A w całej sztuce nieustannie mówi się o tym, jak uroczą ozdobą męskiej głowy są rogi („Wszyscy nosimy, chłopcze drogi,/ To brzemię./Bez trwogi noś je, mój niebogi,/ Bo rodu twego herb to rogi”).
Postacią, która z odpowiedniego dystansu przygląda się tym wszystkim teatralnym zabiegom,  związanymi między innymi z władzą i miłością, jest Jakub i to jego perspektywa dominowałaby w spektaklu, którego byłbym inscenizatorem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz