niedziela, 27 czerwca 2021

Kogutom już podziękujemy

 


W „Minari” w reż. Lee Isaaca Chunga bohaterowie dorabiają sobie selekcjonując kurczaki; można by nieco prześmiewczo powiedzieć, że są specjalistami od gender. Oddzielają kury od przyszłych kogutów, skazując te drugie na śmierć, bo jak wyjaśnia to synowi Jacob – faceci są w gruncie rzeczy niepotrzebni. I powinni nieustannie udowadniać, że ich istnienie ma sens. Sam bohater temu w gruncie rzeczy poświęcił swe życie – próbuje wykazać swą przydatność dla rodziny; to, że potrafi zapewnić jej bezpieczeństwo i byt. Do tego stopnia angażuje się w rozwój farmy specjalizującej się w produkcji jarzyn wykorzystywanych w kuchni koreańskiej, że umyka mu zasadnicza motywacja i cel tego poświęcania się, czyli rodzina. W pewnym sensie film zapowiada coś, o czym współcześnie już sporo się mówi, czyli kryzys męskości, lecz akcja gdzieś w latach 80. umieszczona, w czasach Reagana i otwierania się Korei na świat.

Znowu rodzina. Mógłbym pomyśleć, że temat ten niczym fatum prześladuje tych, którzy na tym polu ponieśli porażkę, czyli między innymi mnie. Mógłbym – gdyby nie to, że przecież ten temat w tak oczywisty sposób jest obecny w kulturze, pojawia się wszędzie, więc dostrzeganie go nie świadczy ani o fatum, ani o przenikliwości, a nawet nie o tym, że moje spojrzenie jest uwarunkowane i wszędzie to widzę.

Film o nowym otwarciu. Bliżej nieokreślony kryzys chyba poprzedzał przeprowadzkę Moniki i Jacoba do Arkansas. Dali sobie szansę, która już na początku została poddana ryzykownej próbie, bo oczywiście to facet przede wszystkim postanowił wprowadzić w życie swój pomysł na ich wspólną przyszłość, nie konsultując szczegółów z żoną. Monica po początkowej próbie buntu lojalnie daje szansę Jacobowi czy szerzej – rodzinie. I znowu, podobnie jak w Stramerze, mój szacun jest po stronie kobiety, która cierpliwie towarzyszy mężowi w realizacji przede wszystkim jego ambicji. Ale  ten podziw wobec postawy żony podszyty jest dwuznacznością. Bo wynika z niego proste egoistyczne oczekiwanie wobec partnerek – bądźcie jak Monica czy Rywka. I umyka nacechowanie tych kobiecych postaw tragizmem – bo zakładając, że stać je na skuteczny bunt, który zresztą w końcówce filmu Minari się pojawia, to niezgoda żony na los podporządkowany mężowskim pomysłom na życie automatycznie łączy się przecież z rozpadem rodziny. Bo nadal trudno sobie wyobrazić sytuację, że w momencie dramatycznego wyboru, i tak jest też w filmie Chunga, mężczyzna porzuci swe plany, by w imię ocalenia rodziny towarzyszyć partnerce w realizacji jej planów. Smutne to o tyle, że i w filmie, i w przywoływanej tu co rusz książce, podstawowym celem kobiety jest spójność rodziny a nie, powiedzmy, samorealizacja, kariera czy wprowadzanie w życie jakiejś idée fix. W jej wypadku, w przeciwieństwie do męża, rodzina nie stanowi instrumentalnie traktowanej wartości, która w sztuczny sposób tłumaczy zaangażowanie w realizację ambicji, będących celem zdecydowanie istotniejszym.

Jest to następny film o amerykańskiej prowincji. Kolejny dowód na to, że można o niej w nieskończoność, a i tak obraz, który pozostanie nam w głowach szczątkowy bardzo będzie. Śmieszą mnie wypowiedzi, na które czasami się natykam, w sposób jednoznaczny i niemal kategoryczny ujmujący tak zwaną prawdę o Ameryce w sądach rozpoczynających się od frazy Ameryka jest taka a taka….. byłem, widziałem i wiem, co mówię… (zresztą, mam dystans do wszelkich kategorycznych i jednoznacznych wypowiedzi na temat świata i ludzi). To Arkansas w Minari jawi się jako miejsce w sumie otwarte na inność, imigranci z Korei przyjęcie są przez miejscowych bez żadnego oporu. W zasadzie tylko jeden chłopak pyta Davida, dlaczego ma taką płaską twarz. Jest to świat o specyficznej religijności, do czego filmy amerykańskie zdążyły już nas przyzwyczaić. Stanowi to też zresztą jeden z bardziej tajemniczych aspektów tej opowieści. Paul ze swoja dziwaczną magią podszytą chrześcijaństwem przeciwstawiany jest racjonalnemu podejściu do życia Jacoba. Po obejrzeniu filmu nie do końca jestem pewny, która z tych postaw jest w życiu bardziej pożądana. Nie ma wątpliwości, że na racjonalnym światopoglądzie Jacoba pojawiły się istotne rysy. Wiele momentów tego filmu świadczy niewątpliwie o tym, że los człowieka uzależniony jest od czynników nieprzewidywalnych, których źródła tkwią w wymykającej się ludzkiemu poznaniu naturze a także w meandrach ludzkiej psyche, która może być źródłem tak katastrofy, jak i następującej po niej nadziei. A uosobieniem tychże jest niewątpliwie babcia, narażona na ciągłe zarzuty Davida, że jest jak niebabcia, dzięki której film nosi taki a nie inny tytuł. Minari – tradycyjna roślina koreańska, która może się rozwijać w bardzo różnych warunkach, stając się symbolem przetrwania.

Bo, że wrócę do tematu rodziny, ludzkie bycie razem nie polega na tym, że cieszymy się sobą, gdy jest dobrze; istota rzeczy polega na, jak podkreśla to Monika, czy wręcz zarzuca mężowi, wzajemnym podpieraniu, gdy jest źle.

x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz