poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Rosyjska arka

Ech, ta współczesna nostalgia rosyjskich filmowców za Rosją carów (zresztą nie tylko filmowców).
W filmie potęga wprawdzie nie jest uwypuklona, ale jest ona jakby oczywista. Zdecydowanie bardziej widoczny jest przepych, ceremoniał, bogactwo... zamiłowanie do zabawy.
Fascynacja wielkością Rosji wyrażona za pomocą jednego perfekcyjnego i finezyjnego półtoragodzinnego ujęcia;
jednocześnie dzięki dualistycznie skonstruowanemu narratorowi - fascynacja Rosji kulturą europejską.
z oczywistych względów perspektywa nader subiektywna
bo jaką prawdę można pokazać nie opuszczając na krok pomieszczeń Ermitażu
Jedyną prawdą staje się przeszłość/wieczność zaklęta w dzieło sztuki.
Arka mieszcząca w sobie zmaterializowany czas snujący się komnatami petersburskiego pałacu/galerii wraz z setkami bywalców tego miejsca z różnych epok. A wśród nich Katarzyna i Mikołaj - ledwo naszkicowani a nabierają dziwnie ludzkich i ciepłych cech... co dla Polaka nie musi być miłe. W zakończeniu - w monumentalnej i przedłużanej (tak jakby duch tego miejsca za nic nie chciał się z nikim żegnać, wiedząc co spotka niebawem gości pałacu; wiedząc, że są skazani na zagładę; że czeka ich brutalna egzekucja - wszystkich - począwszy od carskiej rodziny) scenie opuszczania balu wszyscy spływają niczym łagodny nizinny potok ku śmiertelnej przyszłości.
Bohater - swoisty Cicerone - co rusz się irytuje, że przeszłość zaklęta w dziele sztuki coraz bardziej zatraca swój kontekst - jest coraz bardziej nieczytelna. Troszkę tak jak ten film - który jest przede wszystkim niespotykanym estetycznym cackiem, jubilerską broszką.

Arka? Z niektórych sugestii wynika, że to, co w tym filmie najwspanialsze, pochodzi z Europy... czyżby Rosja miała być znowu ocaleniem:-); biorąc pod uwagę, że ma to wszystko przede wszystkim walor estetyczny, jak porcelana rozstawiana do ostatniej uczty, to może nie ma co żałować tych filiżanek...

Rosyjska arka, reż. Aleksander Sokurow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz