czwartek, 27 sierpnia 2009

Gdy ciało umiera...

"ambicją naszą jest
zejście do podziemi z uśmiechem
jak z jajkiem
w ryju"
(Różewicz "Zabiegi")


stajemy przed koniecznością zadania sobie kilku ważnych pytań. Pytań, na które musimy sobie sami odpowiedzieć, gdyż żaden z tych, którzy od zawsze stawali przed tymi samymi problemami, nie powrócił z tamtej strony, by uspokoić beznadziejnie zaniepokojonych potomków Antoniusa Blocka. Choć przecież bardzo często ich pewność i kategoryczność wypowiedzi mogłaby dawać nadzieję... ale to zawsze pozostaną ich i tylko ich prawdy; zazdrościć możemy jedynie wiary pozwalającej im się wypowiadać z tak niepodważalną często pewnością.
Dzisiaj najczęściej skupiamy się na tym, czego jesteśmy zdecydowanie bardziej pewni. To życie decyduje o sensie a nie domniemane rajskie rozkosze.
A gdy umiera ciało, to ono staje się bohaterem z Tego świata.
Tak właśnie jest w filmie Patrice'a Chereau "Jego brat".

Bohaterami są: Śmierć, ten, który umiera i jego brat.
Albo: Śmierć, ten, który się jej niemal milcząco przygląda i jego brat.
A gdybyśmy sobie wyobrazili Bergmanowską Śmierć (o cechach wyraźnie męskich) grającą z rycerzem w szachy, to moglibyśmy jeszcze inaczej przedstawić bohaterów: Śmierć, jego brat i ten trzeci, który intensywnie odczuwa ich obecność.
Nie ma w tym filmie fundamentalnych Bergmanowskich pytań metafizycznych - jest tylko milcząca i niewidzialna Obecność Śmierci. Doświadczają jej obaj i Luc, i Thomas. A asetyczna forma filmu powoduje, że i widz zaczyna uczestniczyć w tej bardzo współczesnej partii szachów.
Od tysięcy lat nic się nie zmieniło, ciągle wobec śmierci głupiejemy, zażenowani podglądamy ten trwający półtora godziny surowy proces umierania.
Nie każdy potrafi znieść Jej obecność. Partnerka Thomasa nie wytrzymuje, ją to przerasta. Ma wrażenie, że jest poddawana jakieś okrutnej próbie; zupełnie tak samo jak bohaterki "Szeptów i krzyków".
Bo śmierć nie jest już symboliczną postacią w pelerynie zabawiającą się człowiekiem intelektualnym dyskursem. Już bardziej przypomina postaci z niektórych średniowiecznych obrazów, na których obecna jest w postaci rozkładającego się ciała. A umierający zaczyna być postrzegany jak dyktator manipulujący otoczeniem.
Tylko bracia potrafią być ze sobą okrutnie szczerzy. Obaj po prostu przyznają, że mają dość... nie ma pocieszenia.
Ale tak jak u Bergmana gra na czas jednak daje rezultat. Kilka miesięcy medycznych zmagań pozwoliło wydobyć z pamięci braci zagubione dawno w przeszłości uczucie...
mimo że czasami można mieć co do tego są wątpliwości. Bo choć padają nieśmiertelne słowa, miłość braci, jeśli jest, obecność swą objawia tak, jak niewidzialna śmierć. Ukryta jest za słowami: "Robię to, bo mnie poprosiłeś. Zrobiłbym to dla każdego, gdyby mnie poprosił". Decydują lojalność i zasady a nie uczucia. Przyzwoitość.
Można powiedzieć, że uczucie się zdarza, ale nie trwa; pozostaje w czasie minionym...
Obecny bardzo mocno jest natomiast Eros - cichy, milczący, zimny, pozbawiony uczucia - i jeszcze Inny, bo łączący przede wszystkim mężczyzn, czy też męskie ciała przede wszystkim.
Splecione ze sobą obnażone ciała...
Bo bardzo ważnym bohaterem tego filmu jest także Ciało.
Obnażone ciała na plaży nudystów - zwyczajne, zranione, pospolite, starzejące się.
Życie, którego podstawowym przejawem wydaje się być funkcjonowanie ciała.
Przede wszystkim ciała, w którym coś się zepsuło.
"Ciało wypełnia się różnymi świństwami, ile wlezie..."
"Leki wyżerają mi wnętrze".
Kiedyś ludzie na pogrzebach płakali, "bo byli niedożywieni i wszelkie emocje zbierały żniwo".
Obnażone ciało przygotowywane skrupulatnie do operacji, do krojenia. By wydobyć z niego kawałek mięsa... śledzionę...

"Ciało chodzi na zabiegi
ciało zabiega
o dobre samopoczucie ciała"
(jw.)

Metaforyka płytek krwi...
są niezauważalne i na co dzień wydają się niepotrzebne
stają się niezbędne gdy pojawia się rana
zasklepiają ranę by nie doszło do krwotoku
gdy spada ich ilość szach i mat jest już tylko kwestią czasu
choć w takim stanie można trwać bardzo długo
będąc pozbawionym tego co okazuje się najważniejsze
Thomas: "Nie wierzę w tę chorobę".

Krwotok podczas, którego Thomas już nie panikuje, uświadamia mu, że jest już gotów odejść.
"Bo człowiek się przyzwyczaja".
I opuszczona bretońska plaża może zaświadczyć, że odszedł godnie.
A jego brat mu w tym nie przeszkodził.
Z miłości, czy dlatego, że miał już tak samo dość?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz