wtorek, 17 sierpnia 2010

Wyrzuty sumienia 'kanos'

Dopiero teraz przeczytałem pierwszą powieść Majgull Axelsson ("Droga do piekła"). Z tego, co dotychczas poznałem, wydaje się być najmniej magiczna (w sensie dosłownym - niezależnie od narracji podążającej trzema ciągami czasowymi nie dzieje się w niej nic, co byłoby sprzeczne z naszym poczuciem prawdopodobieństwa; w późniejszych utworach - przynajmniej w tych, które znam - mamy już do czynienia z pomysłami odbiegającymi od przeciętnego poczucia rzeczywistości). Poza tym - podobne motywy, ta sama wrażliwość i analogiczny punkt widzenia.
Kobiecy - można by było powiedzieć.
Bo autorka, bo bohaterka...
Ale mylne by to było. Bo choć kuszące jest mówienie o kobietach jako o tej bardziej sponiewieranej części ludzkości (i mi nawet na tym blogu to się czasem zdarza), to jest ono i nieco przebrzmiałe i , w odniesieniu do tej powieści, niepełne.
Jest to utwór poświęcony wyznawcom 'Czarnego Nazarejczyka'.
"To Chrystus Trzeciego Świata. Chrystus odrzuconych. Chrystus samotności".

Droga do piekła...
czyli gdzie?

Tym, co przeważnie nam się z tym miejscem kojarzy, to temperatura. Na Filipinach, gdzie akcja między innymi się rozgrywa, jej źródłem jest wulkan, którego niespodziewana (a jakże - musi być niespodziewana, boć przecie dziś tego rodzaju kataklizmy muszą zaskakiwać, zbyt przyzwyczajeni jesteśmy do oczywistego status quo będącego źródłem poczucia bezpieczeństwa) erupcja staje się źródłem zniszczenia w tym dosłownym ale i w metaforycznym sensie. Cecylia doświadcza bardzo głębokiego szoku konfrontując swe europejskie współczucie z oczekiwaniami i wyobrażeniami tych, którym chce pomóc. Coraz częściej z tego rodzaju problemem się spotykam. Bo już dawno przecież nie chodzi o to, że świat dzieli się na biednych i bogatych. Nawet nie o to, że ci bogaci wszystko zawdzięczają biednym. I nawet nie o to, że czas z tym skończyć.
Przyswojono już także świadomość szkodliwości i ograniczoności europocentryzmu.
Choć z tym ostatnim problemem wciąż się borykamy myślę. I ta książka między innymi o tym jest. Począwszy od zasadniczego pytania: w jakim stopniu moje współczucie już nacechowane jest właśnie europocentryzmem, a co za tym idzie - poczuciem wyższości. Być może pogardy.
Strachu
(a jest się czego bać: NogNog chce, podobnie jak tłuszcza w filmie "Dzień, w którym umarł Bóg", przede wszystkim zemsty; a my - kulturalni przedstawiciele kultury zachodnioeuropejskiej - możemy oczywiście wymyślać na ich określenie całą masę poniżających epitetów, co nie zmieni faktu, że są Oni dziełem właśnie naszej cywilizacji i powinniśmy się w nich przeglądać jak w lustrze, które przetarte nieco chusteczką naiwnej subtelności odsłoniłoby odczłowieczone twarze naszych przodków).
A przede wszystkim poczucia winy.
Ale w związku z tym Ricky i Cecylia nigdy się nie zaprzyjaźnią. Taki przede wszystkim wyciąga wniosek Majgull Axelsson.
To tak jak w "Weselu" ale jest to o niebo bardziej okrutne.
Tym bardziej, że piekło ma się w najlepsze.
Dzieci pracujące w fabrykach na Dalekim Wschodzie (i pewnie nie tylko), by zapełnić tanimi towarami nasze supermarkiety. Dzieci, które w kilka lat stają się żebrzącymi staruszkami. Które, wbrew nawet najlepszym intencjom (tak tak - to ten piekielny bruk) Cecylii nigdy nie będą wiedziały, co to sukienka z falbankami i lalka. Dolly zabita przez NogNoga, by oszczędzić jej poniżenia w krainie mamionego sumienia.
Testowanie leków przez wielkie koncerny farmaceutyczne w zapomnianych krajach afrykańskich (a to już "Wierny ogrodnik", który mi się tu jakoś skojarzył).
Kupowanie brakujących na naszym rynku ludzkich organów - wszędzie tam, gdzie bieda zmusza do pozbycia się nerki jeszcze za życia (to w tej powieści) czy też tam, gdzie nikt nie zauważy zniknięcia 'dawcy' (to już Mankell: "Mężczyzna, który się uśmiechał").
A gdy ten świat skrzywdzonych i poniżonych zniknie z powierzchni ziemi zmieciony impetem cywilizacyjnym, pojawią się zapewne dobrze odżywieni moraliści przekonujący wszystkich, iż najbardziej ludzkie i humanitarne jest zachowanie status quo niepomni tego, że ich byt ufundowany jest na piekle (zawsze można je nazwać 'obiektywnymi prawami historii').
Specyficzne, że niebo także nie zachwyca w tym świecie. Bo jest to higieniczna Szwecja. Przypominająca osiedle z klocków lego, z jakim mamy do czynienia w filmie "Burrowing". Osiedle, z którego najlepiej się ewakuować (to uproszczenie jest, ale uproszczenie bohaterki - jej córka bardzo tego kraju nie chce opuszczać).
Tylko gdzie?
Bo przecież nie na Alaskę jak bohater "Into the wild"...

Ale jest w tej powieści epizod, którego bohaterką jest Szwedka mieszkająca w Indiach wśród pariasów. Taki mit odrzucenia dobrobytu w imię idei. Ale oto co ona mówi: "Myśli pani, że zwariowałam, o nie, dobrze wiem, co robię. Luksus i nadkonsumpcja w krajach wysoko rozwinietych, i nędza, i cierpienie w krajach Trzeciego Świata nie będą trwały wiecznie. Nadejdzie dzień Sądu Ostatecznego! Nie chciałabym wtedy być z dziećmi w bogatym świecie. Wszyscy się usmażycie, udusicie od tych waszych spalin, sczeźniecie w ogniu zemsty... A ja przeżyję, ja, mój mąż i moje dzieci, my przeżyjemy. I będziemy żyć z pracy naszych rąk, z tego, co rodzi ziemia. W harmonii! Wie pani, co to takiego? Wie pani, czym jest prawdziwa harmonia?"
Czy to tak musi być? Bezsilność albo religijne nawiedzenie? Podszyte w dodatku jadem Tymona Ateńczyka? Gdy dzieci przymierają głodem...
Bliska mi jest narratorska "...nienawiść do tych, którzy są bardziej lojalni wobec abstrakcji niż ludzi. Gniew na dorosłych, którzy pielęgnują swoje idee z większą czułością niż własne dzieci. Strach przed ludźmi gotowymi poświęcić dzieci..."
Ten epizod pozostawia 'kanos' w sytuacji jeszcze bardziej beznadziejnej...

Podoba mi się u Majgull Axelsson, że o trapiących sumienie Europejczyka problemach opowiada za pośrednictwem medium, które także mocno poharatane jest przez życie. I choć bardzo wiele ran łączy Cecylię z bohaterkami innych książek szwedzkiej pisarki, to ta wspólnota traumy wcale mi nie przeszkadza. Mogłoby oczywiście mnie razić, że to mężczyźni są najczęściej przyczyną ich nieszczęścia, ale cóż... kobiecy punkt widzenia...
(do którego jeszcze wrócę, bo właśnie ukazała się najnowsza powieść pisarki:-))

Majgull Axelsson: Droga do piekła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz