Bardzo byśmy chcieli, by w tkaninie naszego życia w sposób harmonijny przeplatały się ze sobą wątek i osnowa. I by jeszcze dla oglądającego ją (czyli dla nas) była atrakcyjnym i czytelnym gobelinem. Zapewne tego rodzaju pragnienia częściej pojawiają się, gdy już mamy poczucie, że materii naszego życia jest wystarczająco dużo i że zaczyna się z niej wyłaniać jakaś całość. Na szczęście, nie dana jest nam wiedza dotycząca momentu końca, więc rzadko mamy wpływ na to, by finał wieńczył dzieło zgodnie z naszymi oczekiwaniami. I tak kto inny napisze nasz "uładzony życiorys" - i, jak przewidział to Herbert, niekoniecznie musi to być przyjaciel (a wręcz możemy być pewni, że nie rozpoznalibyśmy wzoru wymyślonego przez tych, którzy pokątnie będą streszczać nasz los - będzie się on bardzo mocno różnił od tego, który w swej świadomości tworzyliśmy). Jednym z ostatnich utworów Herberta jest tekst świadczący o świadomości zbliżającego się końca (co oczywiście nie jest żadnym odkryciem, Herbert nie raz dawał jej świadectwo). I właśnie w nim pojawia się wizja życia (twórczości) jako tkaniny:
Bór nici wąskie palce i krosna wierności
oczekiwania ciemne flukta
więc przy mnie bądź pamięci krucha
udziel swej nieskończoności
Słabe światło sumienia stuk jednostajny
odmierza lata wyspy wieki
by wreszcie przenieść na brzeg
niedaleki czółno i wątek osnowę i całun
Nie, nie będę tego wiersza interpretował. Przypomniał mi się on, gdy myślałem sobie nad filmem "Jedwabna opowieść" (jedna z zalet nomadyzmu - pozwala on na niekontrolowane wędrówki myśli). Nie tylko tytuł ("Tkanina") tego utworu rodzi asocjacje, jest jeszcze coś - styl opowieści: ten film jest jak poezja. I nie chodzi o urok (zapewne poetycki) obrazów na ekranie (urok niekwestionowany), ale o obecność Ciszy. Poezja jest sztuką milczenia, w tym filmie jest ono także obecne. Tego rodzaju utwory należy pozostawić w spokoju; jeśli tego nie robię, to znaczy, że pragnienie ego, by dać świadectwo swemu istnieniu, jest większe niż szacunek do stanu kontemplacji (jestem do tego przyzwyczajony - nagminnie na lekcjach przybijam do krzyża żywe ciało poezji:-))
Często w myśli ludzkiej pojawiało się wyobrażenie o świecie, zgodnie z którym jest on tą drugą stroną tkaniny - splątaną, pełną nieokreślonych węzłów sprawiających wrażenie trudnego do odczytania chaosu. Towarzyszy tym sposobom postrzegania naszego bytu nadzieja, że po drugiej stronie mamy do czynienia z harmonijnym, idealnym wzorem, do którego ma dostęp Bóg jedynie (no i czasami mistycy). Bliższe mi jest chyba pragnienie, by widzieć tak uporządkowany świat i nasz byt z nim spleciony już Tu i Teraz. Mam wrażenie, że taka też jest wymowa filmu Faucher (reżyserka "Jedwabnej opowieści"): jego bohaterka krok po kroku, intuicyjnie i nieświadomie na początku (trochę mi przypomina bohaterkę "Do szpiku kości", choć filmy różnią się od siebie) zbliża się właśnie do takiego poczucia sensu. Gdy ją poznajemy, nie bardzo rozumie, co przygotowały dla niej Parki (przede wszystkim Kloto i Lachesis). Pod koniec filmu nie mamy wątpliwości, że jej cierpliwe wyczekiwanie sensu zostało wynagrodzone.
Tkanie jako życie; tkanina jako efekt skrupulatnych zabiegów, by dzieło było jak najdoskonalsze. A więc takie, w którym wątek i osnowa, aktywność i bierność, harmonijne splecenie tego, co śmiertelne z tym, co nieśmiertelne sprawia wrażenie niekwestionowanej konieczności.
Czy trzeba, obserwując ciche zmaganie się z losem Claire, przywoływać rzymskie wyobrażenie Mojry?
Pewnie nie. Można się po prostu zanurzyć w subtelnej opowieści o dziewczynie, która przypadkowo zaszła w ciążę i za wszelką cenę stara się to ukryć przed mieszkańcami prowincjonalnego miasteczka. Jenocześnie, nie wiadomo dlaczego, chce to dziecko urodzić. Wyrzeka się go, ale intuicyjnie jest po stronie życia. Ciekawe, co na to współczesne feministki? Pewnie by powiedziały, że wybór właśnie do niej należy i ona tak właśnie zdecydowała. Ale nie trzeba do tego mieszać wojujących reprezentantek płci przeciwnej ani tym bardziej męskich ideologów z partii prawicowych. Nie trzeba, bo w tym filmie panuje cisza, a nie zgiełk agory. Nie padają mordercze argumenty, nie rządzi tą sytuacją śmiertelny konflikt.
Przez moment - na początku filmu dziewczyna wydaje się być osaczona przez Świat, czyli obcość, niezrozumienie, pozory. To jest ta strona tkaniny, po której trudno dopatrzeć się jakiegoś sensownego wzoru (podczas obierania orzechów jeden z bohaterów, przyglądając się skomplikowanym wzorom tych włoskich owoców, zastanwia się nad tajemnicą przez nie skrywaną a Claire wtedy stwierdza "Mój jest zepsuty" - taki to już jest ten jej fatalizm na początku). I bohaterka pewnie także takowego nie dostrzega: ona nie bardzo wie jeszcze czego chce, ale chyba przeczuwa, czego nie chce. Popełniła błąd - tkanina życia została w jej przekonaniu zepsuta (i pewnie myśli, że skaza ta już nieodwracalnie przyczyniła się do zmarnowania płótna; dopiero spotkanie i dłuższe obcowanie z Melikian uświadamia jej, że nie ma błędów, których nie można by naprawić albo że wszystko może być istotną częścią wzoru - nawet to, co postrzegamy naiwnie jako sprzeczne z naszym - bądź narzucanym nam - wyobrażeniem ideału).
Claire umyka ze świata (trochę niepewnie, daje się niesć zdarzeniom), by tkać; by stworzyć harmonijną całość z wątku i osnowy.
Ludzkie relacje subtelnie i cierpliwie kształtowane mogą stworzyć wzór niezwykły i wyjątkowy ale mogą też stać się poszarpaną bezsensowną szmatą. Tkanie wymaga ciszy i spokoju. Czasu. Ludzie muszą dać sobie własnie czas, by w milczeniu się przyglądać (przeglądać) nawzajem. By dostrzec, jak bardzo są sobie potrzebni (ale nie mogą to być ludzie przypadkowi). I te najważniejsze realcje w życiu dziewczyny zaczynają tak wyglądać. Gdy Guillame oznajmia jej, że wyjeżdża na trzy lata, to nie ma dla niej znaczenia. Ona, niczym Penelopa, będzie cierpliwie czekała ze swym niewinnym (ale też nieco filuternym) uśmiechem na twarzy. Bo czas działa na korzyść. Umiejętność czekania i cierpliwość są niezbędne, jeśli chcemy stworzyć coś unikalnego.
Jedwabna opowieść, reż. Eleonore Faucher
Figura completamente exótica
2 miesiące temu