Dzisiaj kilka cytatów z artykułu "Eliade
jeździłby na festiwale" (Piotr Czerkawski), które sobie zaznaczyłem w
ubiegłorocznym numerze "Ekranów" (13-14/2013) (kiedyś sobie
postanowiłem, że ten blog będzie też miejscem, w którym archiwizować będę tego
rodzaju ciekawostki, ale oczywiście nie bardzo mi to wyszło). Od czasu do czasu
jestem przekonywany, że nie bardzo oglądanie takiej ilości filmów w krótkim
czasie służy ich właściwemu odbiorowi, więc pomyślałem sobie, że poniższe
cytaty mogą stanowić jakąś część odpowiedzi na te zarzuty (z którymi zresztą w
dużym stopniu się zgadzam, aczkolwiek w tym roku moje wakacje niemal całkowicie
pod znakiem 10 muzy stoją).
"Andre Bazin porównał niegdyś
festiwal filmowy do święta religijnego (...) Kolejne imprezy i przeglądy
prowokują u widza specyficzny typ odbioru, który intensyfikuje towarzyszące
każdemu seansowi wrażenie transcendencji. Zapewniane przez kino poczucie
kontaktu z tajemnicą wzmacnia szereg wpisanych w festiwalowe życie rytuałów.
Uczestnicy tych imprez na własne życzenie odgradzają się od zewnętrznego świata
i funkcjonują według rytmu wyznaczonego przez kolejne pokazy (…) Gdyby Mircea
Eliade szukał współczesnej ilustracji
swojej koncepcji ‘czasu świętego’, z powodzeniem mógłby się wybrać na wakacyjne
festiwale filmowe (…) Każdy festiwal bez wyjątku sprzyja również wytworzeniu
między widzami poczucia wspólnoty. (…) uczestnicy filmowych imprez traktują
siebie nawzajem jak wyznawców tej samej wiary. Świadomość przebywania wśród
wtajemniczonych usuwa poczucie wstydu i zwiększa wyrazistość naszych reakcji.
(…) Przez chwilę po seansie odnosimy wrażenie, jakby świat odsłonił przed nami
tkwiący w sobie porządek. (…) festiwale mają moc obalania idoli i kreowania
nowych bóstw”.
Niektórzy teraz być może sobie powiedzą:
ten Nomada taki areligijny, a tu proszę, ta najważniejsza ludzka potrzeba dała
jednak o sobie znać. Odpowiem wtedy, że areligijny nie jestem, co najwyżej
antyklerykalny. I pewnie podczas festiwalowego transu jakąś rekompensatę mych
młodzieńczych uniesień religijnych (tak, tak) odnajduję. Być może, gdyby
kościół nie okazał się tak małostkowy, naznaczony hipokryzją i wyzuty niemal
całkowicie z poczucia transcendencji, dzisiaj jeździłbym na pielgrzymki a nie
na festiwale. A tak rozpoczynam dziś kolejny maraton, tym razem Zwierzyniec J
(z ascezą ten pobyt też ma coś wspólnego, ponieważ do internetu prawie dostępu nie ma)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz