piątek, 8 sierpnia 2014

Wypisy na temat rytuałów festiwalowych

Dzisiaj kilka cytatów z artykułu "Eliade jeździłby na festiwale" (Piotr Czerkawski), które sobie zaznaczyłem w ubiegłorocznym numerze "Ekranów" (13-14/2013) (kiedyś sobie postanowiłem, że ten blog będzie też miejscem, w którym archiwizować będę tego rodzaju ciekawostki, ale oczywiście nie bardzo mi to wyszło). Od czasu do czasu jestem przekonywany, że nie bardzo oglądanie takiej ilości filmów w krótkim czasie służy ich właściwemu odbiorowi, więc pomyślałem sobie, że poniższe cytaty mogą stanowić jakąś część odpowiedzi na te zarzuty (z którymi zresztą w dużym stopniu się zgadzam, aczkolwiek w tym roku moje wakacje niemal całkowicie pod znakiem 10 muzy stoją).
"Andre Bazin porównał niegdyś festiwal filmowy do święta religijnego (...) Kolejne imprezy i przeglądy prowokują u widza specyficzny typ odbioru, który intensyfikuje towarzyszące każdemu seansowi wrażenie transcendencji. Zapewniane przez kino poczucie kontaktu z tajemnicą wzmacnia szereg wpisanych w festiwalowe życie rytuałów. Uczestnicy tych imprez na własne życzenie odgradzają się od zewnętrznego świata i funkcjonują według rytmu wyznaczonego przez kolejne pokazy (…) Gdyby Mircea Eliade szukał współczesnej  ilustracji swojej koncepcji ‘czasu świętego’, z powodzeniem mógłby się wybrać na wakacyjne festiwale filmowe (…) Każdy festiwal bez wyjątku sprzyja również wytworzeniu między widzami poczucia wspólnoty. (…) uczestnicy filmowych imprez traktują siebie nawzajem jak wyznawców tej samej wiary. Świadomość przebywania wśród wtajemniczonych usuwa poczucie wstydu i zwiększa wyrazistość naszych reakcji. (…) Przez chwilę po seansie odnosimy wrażenie, jakby świat odsłonił przed nami tkwiący w sobie porządek. (…) festiwale mają moc obalania idoli i kreowania nowych bóstw”.

Niektórzy teraz być może sobie powiedzą: ten Nomada taki areligijny, a tu proszę, ta najważniejsza ludzka potrzeba dała jednak o sobie znać. Odpowiem wtedy, że areligijny nie jestem, co najwyżej antyklerykalny. I pewnie podczas festiwalowego transu jakąś rekompensatę mych młodzieńczych uniesień religijnych (tak, tak) odnajduję. Być może, gdyby kościół nie okazał się tak małostkowy, naznaczony hipokryzją i wyzuty niemal całkowicie z poczucia transcendencji, dzisiaj jeździłbym na pielgrzymki a nie na festiwale. A tak rozpoczynam dziś kolejny maraton, tym razem Zwierzyniec J
(z ascezą ten pobyt też ma coś wspólnego, ponieważ do internetu prawie dostępu nie ma)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz