wtorek, 15 września 2009

Mężczyźni na skraju

Cyniczny makler giełdowy niespodziewanie dostaje spadek w postaci winnicy w słonecznej Prowansji. I choć pierwotnie bardzo chce się jej pozbyć, czyli po prostu jak najszybciej i jak najlepiej sprzedać, to okoliczności (obecność niezwykłej urody kobiety oczywiście nie jest bez znaczenia) doprowadzają do tego, że porzuca dotychczasowe dynamiczne, pełne adrenalinowych stymulantów, dostatnie życie i przenosi się do krainy winem płynącej.

Producent filmowy wraca do domu po niezwykłym wyczynie pływackim(uratowanie życia całkiem atrakcyjnej kobiecie), gdzie zastaje swą rozżaloną córkę i zwłoki żony. Od tego momentu wszystkie dni spędza nie rozstając się ani na moment z córką; w czasie, gdy ona jest w szkole, on kontempluje życie toczące się na pobliskim skwerze. I mimo że w jego firmie mają miejsce przełomowe przekształcenia, on całkowicie to ignoruje, zmieniając całkowicie swoje życiowe preferencje.
"Dobry rok" i "Cichy chaos"

No i jeszcze Raimond Gregorius, nauczyciel ze szkoły w Bernie. Spotkawszy na moście tajemniczą nieznajomą w środku lekcji opuszcza szkołę, by już nigdy (przynajmniej jako nauczyciel) do niej nie wrócić. I nie daruję sobie tego cytatu, z jednej z najważniejszych książek przeczytanaych przeze mnie w ostatnich latach (tym bardziej, że wcale o niej w tym miejscu dziś pisać nie będę): "Gregorius myślał o wszystkich [uczniach] po kolei. Początkowo sądził, że podsumowuje tylko swoje odczucia wobec nich. Ale gdy doszedł do środkowych ławek , stwierdził, że coraz częściej myśli: Ileż życia mają jeszcze przed sobą, jakże otwarta jest ich przyszłość, jak wiele może się im przydarzyć, jak wiele mogą jeszcze doświadczyć!
Portugues.
Przypomniał sobie melodię tego słowa i twarz kobiety z zamknietymi oczami, wyłaniającą się zza ręcznika, białą jak alabaster. Po raz ostatni powiódł spojrzeniem ponad głowami uczniów. Potem powoli wstał, podszedł do drzwi, zdjął z wieszaka mokry płaszcz i nie odwracając się, wyszedł z sali". (Pascal Mercier, Nocny pociąg do Lizbony, s.19)

I jak tak sobie myślałem o tej trójce bohaterów w mniej więcej średnim wieku, którzy porzucają swoje dotychczasowe życie, by zaryzykować niewiadomego i by narazić się na pogardliwe zarzuty, że ulegają nieroztropnie podszeptom kryzysu wieku średniego, przypomniał mi się jeden z moich pierwszych filmów oglądanych podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w... Gdańsku...
Było to w roku 81; "o roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju"...
Festiwal odbywał się w budynku NOTu. Przemykaliśmy z kilku znajomymi korytarzami wykorzystując rózne sprytne myki, by wśliznąć się na konkursowe projekcje (jakoś to wtedy wydawało się straszliwie proste).
Film ten to "Mniejsze niebo" Janusza Morgnensterna, z Wilhelmim w roli głównej.
Przeminął gdzieś bez echa....bo chyba nie trafił w czas...a i czegoś w nim brakowało. Ale mi, choć byłem dość jeszcze młody, jakoś zapadł w pamięć... ja chyba już wtedy rozumiałem tego faceta.
Artur w wieku 45 lat opuszcza rodzinę (raczej zamożną sądząc po niektórych sugestiach, mimo że był 'tylko' pracownikiem naukowym), pracę w instytucie i zaczyna mieszkać na dworcu. Jakoś tam przyczyniła się do tego także lektura Camusa: "Nadać życiu sens, którego śmierć nie może odebrać". Cytat z esejów - cytat ujmujący w największym skrócie istotę egzystencjalizmu. I niezależnie od proweniencji filozoficznych - cytat odzwierciedlający jedną z najważniejszych i w gruncie rzeczy nawet banalnych prawd życiowych, o których się zbyt często zapomina...
Czy można, kontemplując życie dworcowe (dworzec we Wrocławiu mocno naznaczony swoim czasem, czasem PRLu), wejść na nową, świeżą drogę życia?
Dworzec (na okładce "Nocnego pociągu..." też chyba jest dworzec)... zycie w poczekalni, przed odjazdem, po przyjeździe... zawsze między... nigdy u celu...
Co mogłoby oznaczać wyjście z dworca; wyjście, którego bohater niemal do końca unika (trochę jak u Bunuela w "Aniele załady" - tylko u niego to jest pomysł na granicy surrealizmu)?

U Ridleya Scotta i Morettiego niecodzienne zachowanie bohaterów w końcu jest jakoś tam zaakceptowane. Max - szczęśliwy posiadacz idyllicznej winnicy - na pewno będzie szczęśliwy... (taka jest przynajmniej sugestia realizatorów, trudno sobie wyobrazić inne zakończenie w filmie zrealizowanym przez twórców, których konto w banku pozwala w każdej chwili powiedzieć: "Stop, wyrzekam się kolejnego miliona. Przenoszę się na wieś i będę żył skromnie":-)). Historia Pietra także raczej potoczy się pomyślnie.
W polskim filmie od żarłoczności świata nie ma ucieczki... i kompletnie nie ma znaczenia, że film powstał w czasach PRLu.
Jak u Kafki - człowiek jest niustannie obserwowany, tak jakby musiał się wciąż rozliczać ze swojego życia.

Dlaczego wogle do takiego stanu dochodzi? Czy to tylko kwestia wieku... i tego że w tym momencie - jak twierdzą kobiety i odpowiedzialni i dojrzali mężczyźni - niektórzy faceci głupieją? Czy może musi się jednak zdarzyć coś istotnego, coś co wytrąca człowieka z utarych kolein. Coś na miarę niespodziewanej wizyty dwóch strażników z Sądu... albo niespodziewana śmierć żony...
Zawsze zachowanie człowieka w takiej sytuacji postrzegane jest jako nierozsądne, mało odpowiedzialne, czy wręcz bliskie obłędu... Czasami słyszy dobre rady, że jeżeli podejmie zbyt radykalne decyzje, to będzie tego bardzo żałował... że długo nie wytrzyma; daje mu się czas, by po prostu na chwilę zmienił tryb swego życia, odpoczął, zdystansował się i ... powrócił wypoczęty i zrelaksowany, z nowymi pomysłami na kontunuowanie porzuconego zbyt pochopnie życia.
"Wzywa się obywatela do natychmiastowego zejścia na peron" - odzywa się echem podczas gdy bohater ma poczucie, że chyba uda mu się opuścić zniewalające sklepienie dworca.
Powrócił na peron...

Wiem, wiem... jest wiele innych utworów na ten temat. Choćby "American beauty"; ale tego bardzo dawno nie oglądałem...ale pewnie jeszcze nie raz powrócę...

1 komentarz: