poniedziałek, 12 października 2009

to, co widzimy

taki sobie film, lekko (lekko - bo lata trzydzieste to jeszcze ciągle nie tak daleko) kostiumowy (w jednej z kryminalnych powieści Mankella grupa młodych ludzi przebierających się w historyczne stroje uwidoczniona jest na zdjęciu w kostiumach (!) z dwudziestolecia - a więc są to już kostiumy historyczne), o skrytej mocno namiętności (choć to tylko sam początek filmu)
skrytej - bo tak nakazywały obowiązki wobec środowiska, w którym wychowani zostali bohaterowie filmu
czyli typowa miłość romantyczna

Opowieść o dziewczynce, obdarzonej wyobraźnią iście literacką, która na podstawie bardzo subiektywnych przesłanek, stworzyła w swojej główce historię będącą źródłem nieszczęścia...
bo jeszcze dodatkowo sama nie była wolna od emocji, które podpowiadały jej, jaka wersja prawdy ukoi najbardziej jej niespełnione oczekiwania
(czyli - gdzieś tam na marginesie - mała opowieść o emocjonalnych źródłach plotki)

Dwie sceny wydają się być najważniejsze.
Trzynastoletnia dziewczynka podejrzała przez okno sytuację, którą bardzo subiektywnie zinterpretowała.
Młoda kobieta rozbiera się niemal do naga przed mężczyzną. Wskakuje do wody, by po chwili ociekając wodą stanąć przed nim w wyzywającej wydawałoby się pozie.
W wyobraźni mocno oddalonej obserwatorki (zazdrosnej i zakochanej) młody mężczyzna stał się facetem o obsesji seksualnej.
Interpretujemy rzeczywistość skrajnie subiektywnie nie umiejąc oddzielić własnych obsesji czy też po prostu jakiegoś tam stanu emocjonalnego od postrzeganego przez nas obrazu rzeczywistości. Czy w ogóle jesteśmy w stanie inaczej poznawać i nazywać świat nas otaczający.
Nie ma problemu do momentu, w którym nie dzielimy się naszymi wnioskami z innymi. I gdy te nasze obserwacje nie dotyczą innych ludzi, którym w ten sposób przyklejamy fałszywa łatkę.

Z drugiej strony jednak trzeba przyznać, że dziewczynka dostrzegła to, co w tej scenie było jednak prawdziwe. Pomiędzy ludźmi, których obserwowała toczyła się skryta gra emocji, które ci sami przed sobą jeszcze skrywali. I znalazło to potwierdzenie...
Najpierw Robbie spontanicznie pisze tekścik adresowany do Cecilii (bohaterowie owej sceny) o zbyt jawnej treści erotycznej.
I dość szybko okazuje się, że łączy ich miłość.
Okazuje się, że wyobraźnia literacka pozwala przeniknąć pozory rzeczywistości, by odsłonić 'to, co ukryte' nawet przed uczestnikami zdarzenia.

Dzięki oddaleniu Briony (młoda obserwatorka) dostrzegła w tej scenie to, co było jej istotą; tyle tylko, że przypisała uczuciom łączącym obserwowaną parę nazbyt biologiczne imię...
czy nazbyt?
Można powiedzieć, że pokuta, którą sobie w przyszłości wyznaczyła (która de facto dotyczyła nieco późniejszego zdarzenia oczywiście) nie wiązała się z zadośćuczynieniem a z ukaraniem samej siebie za zbyt wyuzdaną wyobraźnię...

Nie ma jednak wątpliwości, że to, co zobaczyła Briony przy fontannie, zdecydowało o tym, jak postrzegała rzeczywistość kilka godzin później. I gdy wbrew oczywistości nakazała swoim zmysłom widzieć to, co zgodne było z jej wcześniejszą interpretacją rzeczywistości. I choć wyglądało to na oczywistą zemstę za zawiedzione uczucie, to bardzo prawdopodobne, że gdy zeznawała przeciwko Robbiemu, była przekonana, ze mówi prawdę.

Zmysły nie zawsze są najlepszym świadectwem prawdy. Nigdy nie możemy być pewni, czy prawdy o rzeczywistości po prostu sobie nie wmawiamy.

Druga scena - czy wręcz sekwencja - ma charakter metapoetycki (często opowieść snuta jest w rytmie wystukiwanej na maszynie historii).
W zakończeniu filmu okazuje się, że cały film jest opowieścią staruszki o imieniu Briony właśnie...
Opowieścią, która być może jest tą własciwą formą pokuty.
Twórczość jako forma zadośćuczynienia; czy może uspokojenia sumienia...
Film ma dwa zakończenia: to upragnione i to rzeczywiste. Łatwo się domyślić, że to rzeczywiste zgodne jest ze schematem miłości romantycznej...

W filmie kilkakrotnie pojawia się motyw powrotu.
Przede wszystkim w odniesieniu do zasadniczego wątku miłosnego. Cecilia bardzo pragnie powrotu Robbiego.
Ale też żołnierze angielscy uciekający z Francji (mocno rozbudowane, niezwykle przejmujące sceny spod Dunkierki będące figurą emocjonalego chaosu i roztrzaskanych więzi międzyludzkich) obiecują, że powrócą... i choć w filmie to nie następuje (!), wiemy, że powrócili...
Powróciła też na dobre historia miłości. Wprawdzie już na kartach powieści i w wersji bardziej przez nas oczekiwanej, ale w sposób zdecydowanie bardziej trwałej... zgodnie z niezwykle trwałym w naszej literaturze toposem...
I co z tego...
Briony napisała swą powieść. Być może umrze z poczuciem spełnienia.
Ale może lepiej by było, gdyby jej powieść nie miała pretekstu w rzeczywistości, by powstać...
Gdyby Robbie nie uratował jej życia, gdy wystawiała jego, wymyśloną przez siebie, miłość na próbę...

I kilka znaczących scen rozgrywających się w pod powierzchnią wody, czy z wodą w roli głównej (bo cóż np. oddziela uciekających, stęsknionych żołnierzy od ich upragnionej wyspy...)...
bo źródłem tego, co najważniejsze w tej historii jest to, co dzieje się pod powierzchnią świadomości...

Pokuta, reż. Joe Wright

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz