sobota, 24 października 2009

Na pieszo

Scena się obraca znacząco skrzypiąc...
Się albo sobie...
Świat będący w permanentnym ruchu mógłby wydawać takie odgłosy, gdyby przejmował się ludzkim wysiłkami, by go zniszczyć...
Ale on tylko sobie się znajduje w jednej wiecznej eksplozji.
Wojna rozumiana jako katastrofa wydaje się być stanem ulubionym tego świata. A innego ponoć nie ma...
A na scenie jedynie kamień. Jak wiemy - istota doskonała. Spoglądająca na nas swym jasnym i spokojnym spojrzeniem z oddali bezczucia. Kwintesencja kosmosu zamknięta w chłodnych granicach kamiennego sensu.
Mrożek czy raczej Anna Augustynowicz (bo to jednak ona zmieniła wytyczne dotyczące scenografii wymyślonej wcześniej przez autora sztuki) umieszcza w tym świecie pozbawionym jakichkolwiek wytycznych czy kierunków grupę bohaterów stanowiących niejako syntezę kondycji społeczeństwa w momencie przełomu. Każdego... niekoniecznie tylko tego związanego z II wojną, choć wiadomo, że ten bardzo jednoznacznie widoczny jest w sztuce i spektaklu.

Dawno temu ważna była dla mnie w tej sztuce przede wszystkim postać Superiusza. Teraz przyglądając się Bace odczułem, jak bardzo już ta postać przestała mnie intrygować. Z moim dawnym filologicznym zainteresowaniem teraz praktycznie (dosłownie) syn mój częściej się boryka niż ja. Czasami nawet już mam nieskromne wrażenie, że tego gościa zrozumiałem (i może stąd to ochłodzenie uczuć)... Witkacego oczywiście, nie - syna...
Kpi sobie z niego Mrożek czy nie? z Witkacego oczywiście, nie - z Syna...
bo Syn to chyba właśnie największym szacunkiem przez autora jest obdarzony; można by pomyśleć, że Synem to gdzieś tam Mrożek być mógłby...
Dzisiaj właśnie kluczowa dla mnie jest relacja Ojca z Synem. Ojciec i Syn są zawsze - "My skądś ich znamy". Swojscy, swoi... (specyficzne, że Nauczyciel to "nietutejszy" jest)
W świecie permanentnego zagrożenia Syn ma prawo oczekiwać od Ojca klarownych wytycznych dotyczących tego, jak postępować. W sztuce zaś rady Ojca sprowadzają się np. do stereotypowego nakazu "Odłóż to na swoje miejsce"; nakazu, który każdy chyba słyszał wielokrotnie ze strony rodziców... I Ojciec dokładnie tak funkcjonuje. Tak jest bezpiecznie. To nie konserwatyzm a chęć przeżycia. Chęć kontynuowania życia. Świat jest nieustannym wyzwaniem, szczególnie gdy podstawową zasadą jest 'przetrwać'. Jak się zachować, by się nie narazić, nie wiedząc, czy mamy do czynienia z wrogiem czy przyjacielem... na szczęście w sztuce obcy okazał się trupem. Ale w życiu nieustannie mamy z tego rodzaju sytuacjami do czynienia. Z sytuacjami, w których lepiej poczekać z wypowiedzeniem tego, co się myśli, do momentu, w którym będziemy pewni opinii rozmówców...
Być może świat ludzki jeszcze istnieje tylko dlatego, że o jego przetrwanie zabiegają tego typu ludzie. Wszyscy natchnieni ideologowie już dawno i to kilkakrotnie by ten świat unicestwili... oczywiście w imię lepszego świata... lepszy niebyt niż to, co jest...takie sobie.
Ojciec skutecznie unika wszelkich sytuacji, które wymagałyby od niego opowiedzenia się, narażenia życia... dopóki się nie upije oczywiście, a i w tym wypadku prawie mu się upiekło. No może poza tym, że Syn już nie słuchał go tak bezkrytycznie. Ale ten moment i tak by nastąpił. Tyle że może w mniej kompromitującej Ojca sytuacji... Kontekst biblijny wskazywałby jednak, że jest to sytuacja uniwersalna... kompromitacja Ojca w oczach Syna. Może dzięki temu, mimo permanentnej asekuracji, świat posuwa się do przodu... bo choć przez moment Syn chce być jednak inny...
Można by uznać, że żenująca kompromitacja Ojca jest niezbędnym warunkiem postępu. I w ten sposób usprawiedliwić wszystkie swoje niecne czyny.

Tak, to nie egotyzm Superiusza i jego arystokratyzm ducha mnie w tej sztuce dziś intryguje. Istnienie, które nie może istnieć bez pytania o sens swego istnienia. Byt, który nie może istnieć bez kobiety - pielęgniarki i tragarza. Kompletnie niepraktyczny hipochondryk, dle którego oderwana część ludzkiego ciała...obcego ciała... jest tylko problemem teoretycznym.
Tak... Superiusza już całkowicie oswoiłem; dla mnie fascynujący, bo obcy jest Ojciec ("Ja nigdy dla siebie, ja zawsze dla rodziny" - ja tam zawsze byłem zwolennikiem zdrowego egoizmu... zdrowego dla mnie oczywiście, więc z tą postacią utożsamić się nie mogę).

I obraca się ten świat w skrzypiącym rytmie, świat oliwiony najbardziej uniwersalną walutą - bimbrem...

S. Mrożek Pieszo, reż. A. Augustynowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz