środa, 14 października 2009

W labiryncie pamięci

W jakim stopniu pamięć jest częścią duszy?
jeśli coś takiego oczywiście istnieje:-)
tożsamości, charakteru, osobowości?
Kim staje się człowiek pozbawiony pamięci?
Strach przed takim stanem spędza sen z powiek wielu... mi także i to nierzadko...
Ubezwłasnowolnienie z tym stanem związane poraża mnie... i coraz bardziej staję się zwolennikiem eutanazji; przynajmniej jeśli chodzi o moją osobę...
czy jeszcze wtedy jestem osobą?

Inaczej sprawa wygląda w wypadku zaniku pamięci krótkotrwałej (gdy wydarzenia z odległej przeszłości pozostają w pamięci i nadal są podstawą osobowości... czy na pewno? czy taki stan zatrzymania pamięci na jakimś tam punkcie nie powoduje, że stajemy się swoistą skamieliną z wyrytymi znakami przeszłości, której miejscem najwłaściwszym jest muzeum?).
Jak żyć z pamięcią obejmująca obszar 15 min.? Życie staje się nieustannym filmem krótkometrażowym. By zachować jakąkolwiek ciągłość zdarzeń (a więc i tożsamości) można robić zdjęcia i notować najistotniejsze informacje dotyczące świata, w którym jesteśmy zanurzeni (tworzymy coś w rodzaju protez pamięci). W ten sposób życie staje się nieustannym seansem detektywistycznym. Niemal w każdej chwili zaczynamy interpretować świat od początku. A ponieważ, jak wiemy, interpretacja sztuką swobody i dowolności wielkiej jest - na podstawie tego samego zestawu zdjęć i notatek można stworzyć w każdej chwili kompletnie różne obrazy zdarzeń i sytuacji, w których się uczestniczy. Przyjaciel może być postrzegany jako wróg, rodzinne miasto jako egzotyczna wyspa, żona jako źródło miłości albo zawiści i zdrady... By takich pomyłek nie popełniać notatki powinny być coraz dokładniejsze. A ponieważ zakładamy, że pamięć krótkotrwała to ok. 15 min... nasze życie sprowadziłoby się np. do czytania w kółko notatki, na której czytanie potrzeba dokładnie 15 min... i tak życie staje się już nie filmem a ciągiem czarnych znaczków...
W gruncie rzeczy życie co niektórych ludzi zanurzonych w kulturze troszeczkę tak wygląda. I nieważne, czy jest to maniak niewychodzący z kina czy naukowiec przez całe życie zajmujący się np. życiem i twórczością Gombrowicza. W dość dużym stopniu ich egzystencja stopniowo coraz szczelniej opatulona jest przez teksty kultury, które tak nimi owładnęły. I choć z ich pamięcią nie dzieje się nic złego, a naukowiec to już szczególnie powinien pielęgnować jej sprawność, to zawartość tejże może uczynić z nich równie absurdalny byt jak ten wczytujący się przez 15 min w skrawek własnego życia, które przecież już także stało się literaturą...
Zresztą przypadek Jana Błońskiego jest wybitnie znaczący i symboliczny...

Właściwie to ja chciałem o filmie...
Pomysł, by opowiedzieć historię człowieka właśnie "z taką przypadłością" (czyli z zanikiem pamięci krótkotrwałej) juz sam wystarczyłby, by mnie zainteresować. Uwikłanie tejże opowieści w zdarzenia o charakterze kryminalnym pozwala w sposób szczególnie wyrazisty pokazać niebezpieczeństwa, które z takim stanem się wiążą. Niebezpieczeństwa permanentnej manipulacji...
Myślę, że posiadając taką przypadłość dość szybko człowiek jest w stanie utracić motywację do działania czy w ogóle życia. A może tracimy ją wraz z utratą pamięci krótkotrwałej. Może i odwrotnie - ludzie pozbawieni motywacji mogą mieć kłopoty z taką właśnie pamięcią. Może... nie znam się na tym, ale jakoś tam jest to dla mnie prawdopodobne. Motywacja jest przecież trwałą pamięcią celu. A gdy jest nią zemsta, której przyczyna usytuowana jest w czasach, które pamiętamy... to mamy już gotowy pomysł na scenariusz.
Christopher Nolan zmontował tak swój film, że niemal do końca gubimy się w labiryncie protez pamięci wraz z bohaterem. I i po obejrzeniu filmu nie możemy mieć pewności, czy ostateczna wersja jest tą jedyną i właśnie ostateczną. Gra z widzem nie jest już tylko zręcznym zacieraniem śladów przez reżysera i scenarzystę, ale staje się immanentną częścią opowieści. Przez ponad godzinę stajemy się kimś z zanikiem pamięci...

Swoją drogą bardzo różne są te filmy Nolana, które obejrzałem: Mroczny rycerz, Bezsenność, Prestiż (film o dwóch konkurujących ze sobą magikach jakoś tak pod koniec XIX wieku; film dość długo sprawiający wrażenie realistycznego, by pozostawić wrażenie magicznej metafory; film, w którym Christian Bale był dla mnie najbardziej przekonujący) , no i właśnie Memento...

Memento, reż. Christopher Nolan

3 komentarze:

  1. a ja myslałam, ze niczym "Trzy kolory" następny wpis bedzie...
    to, co czujemy...

    Osobą jest się do końca swych dni bez względu na to w jakim stanie jesteśmy...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Trzy kolory"... nie pomyślałem...
    Z uczuciami najbardziej kojarzy mi się "Niebieski"; czy bardziej z ucieczką od uczuć. Bohaterce wydaje się, że jeśli nie będzie kochać, to nie będzie cierpieć. O Kieślowskim warto kiedyś napisać kilka słów...

    A z tą osobą, to nie bardzo jestem przekonany. Nie wiem, co na to psychologowie; wiem, co na to Kościół... wydaje mi się, że pozbawiony pamięci nie jestem już sobą, nie mówiąc o degradacji fizjologicznej...
    Gdy piszę o eutanazji, to mam na myśli tylko moje skromne ciało, z którego dusza wyleciała... (wiem, wiem - Kościół twierdzi inaczej)

    OdpowiedzUsuń
  3. no, wlasnie - Kieślowski... "Czerwony"- on zgorzkniały, obserwtor zycia innych, właściwie martwy... Ona młoda i niepokorna, pojawia sie w jego zyciu, trochę "bezprawnie" dla sędziego...uderza go jej chęć życia, brak egoizmu, prawo miłości, dobroć...zderzenie dwoch światów, ich spotkanie to jak przygladanie sie sobie w lustrze...
    ...

    OdpowiedzUsuń