czwartek, 9 sierpnia 2012

Projekt Nim

James Marsh jest reżyserem tego filmu. Wytrącił mnie z kolein. Palce martwo na klawiszach leżą, gdy myśli rozbiegane próbuję uchwycić i zwerbalizować. Po kolei… projekt Nim był to projekt badawczy (żadnych nazwisk oczywiście nie przywołam, bo nie zapisywałem po ciemku w kinie, a nawet gdyby jasno było, to przecież bym nie pisał) na jednej z uczelni amerykańskich mający dowieść, że szympans wychowany w ludzkiej rodzinie będzie potrafił porozumiewać się na ludzki sposób konstruując za pomocą języka migowego poprawne zdania. Czytałem o tym gdzieś kiedyś i pewnie nie tylko ja. Ale artykuł to nie ta siła, tym bardziej, że film od projektu tylko wychodzi pozostawiając widza z fundamentalnymi pytaniami dotyczącymi naszego (ludzkiego; tych którym świat natury poddany został) stosunku do braci mniejszych, czyli w tym wypadku konkretnie do małp człekocośtam – szympansów w tym projekcie. I ten film opowiedzieć trzeba… tak jak zostało to w nim zrobione, bo wystarczy przedstawić biografię Nima, by znaleźć się, choć przez chwilę, na bezdrożu. Został on odebrany matce po dwóch tygodniach życia i trafił do ludzkiej rodziny (i to jest ta część jego losu, którą znamy, bo o eksperymencie pisano), takiej lekko hipisującej z bodajże szóstką dzieciaków. Chciano udowodnić, że blisko bardzo szympans jest od człowieka, ale od samego początku został on zreifikowany. Po tym czasie względnej swobody (nie będę o eksperymencie i efektach zbyt wiele, bo nie to jest istotą – według naukowców eksperyment się nie powiódł i tyle). Karmiony piersią stał się członkiem rodziny. Szybko jednak naukowcy zauważyli, że projekt jest niemetodycznie prowadzony i badania przejęła młoda urodziwa asystentka, która uczyła Nima języka migowego. To, że urodziwa, nie jest bez znaczenia, bo zauważył to szef całego przedsięwzięcia – a gdy przerwał romans, dziewczyna wycofała się z badań. W ten sposób Nim rozstał się trzecią już matką. Ale oczywiście znaleźli się kontynuatorzy i projekt rozwijał się w najlepsze. A po przedmiocie badań nie widać było, by szczególnie przejął się tym polimacierzyństwem. Szczególne, że naturalną matkę trzeba było czasowo uśpić, by odebrać jej dziecko, ludzkie zwracały oczywiście uwagę na to, jak w dniu rozstania Nim okazuje im przywiązanie, ale wyglądało to tak, jakby same się w ten sposób dowartościowywały i odchodziły. Projekt zakończył się w momencie, gdy natura wzięła górę i Nim dość poważnie zranił kolejną swą opiekunkę (i jakoś tak na marginesie wspomniano, że zaraz po tym fakcie wykonał gest oznaczający przeprosiny…, k… toć to przecież największy sukces tego projektu). Koniec badań, naukowcy się poddali i… przetransportowali Nima, który nigdy w swoim pięcioletnim życiu (poza momentem urodzin) nie miał styczności ze swymi pobratymcami do ośrodka badań nad człekokształtnymi: wyspa otoczona drutem pod napięciem (bo były przypadki samobójstw i zabójstw – pacjenci tego ośrodka wpychali się do wody, a oni nie potrafią pływać), pensjonariusze przebywają w klatkach (Nim nigdy przedtem), a gdy są nazbyt agresywne to opiekunowie mają specjalne kije do elektrowstrząsów. Po jakimś czasie w ośrodku pojawił się Bob – ludzki bardzo człekokształtny i zaprzyjaźnił się z Nimem, nie eksperymentował, tylko tak zwyczajnie się zdziwił, że zwierzęta mają osobowość. Spotkania z Nimem uznał za jedne z najlepszych momentów w swoim życiu, Nim pewnie, gdyby mógł coś powiedzieć , zgodziłby się z nim. I choć wcześniej naukowcy motywowali swe badania tym, że chcą się dowiedzieć, co dzieje się w głowie szympansa (i stąd pomysł min. na uczenie ich języka), to teraz wystarczył popatrzeć na zachowanie Nima, by nie mieć wątpliwości, że ma momenty zadowolenia z życia. Ale niestety ośrodek upadł i pensjonariusze trafili do placówki, w której sprawdzano na małpach szczepionki (wg prawa federalnego, nim szczepionka trafi do obiegu, musi być sprawdzona na czwórce człekokształtnych). I tak jak wcześniejsze miejsce pobytu można by było porównać do więzienia, w którym zdarzają się spacery z przyjacielem, tak obecne miejsce pobytu już z obozem koncentracyjnym tylko kojarzyć się powinno. Dawny opiekun Nima, szef od badań naukowych, stwierdził, że nie mógł nic zrobić, bo nie był jego właścicielem, on go tylko wypożyczył do badań… to Bob zaczął nagłaśniać sprawę i doprowadził do tego, że Nim trafił do przytułku dla skrzywdzonych zwierząt, gdzie z czasem pojawili się towarzysze zabaw… zmarł w wieku 26 lat na atak serca. Warto może przywołać jeszcze jedną scenę: w przytułku pojawiła się pierwsza ludzka matka Nima, pewnie z wyrzutami sumienia, i odważyła się wejść do klatki, mimo że jej przybrany syn dość agresywnie się przy niej zachowywał; no i on nią porzucał po klatce, dał wyraz swej złości za to, co mu uczyniono, ale jej nie zabił – a mógł, jak stwierdzili świadkowie zdarzenia – bo szympansy wybaczają, podobno wszystko… Nie wiem, czy ta skrótowa biografia wywiera jakieś wrażenie… nie chce mi się jej komentować… mi przypomni po czasie obrazy, które i tak nosić będę długo w pamięci. I wzruszenie. I zamęt w głowie… Ile jeszcze krzywd wyrządzi człowiek będąc przekonanym, że ma ziemię czynić sobie poddaną?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz