czwartek, 2 lipca 2015

Familijny Lord Jim


Takie pierwsze skojarzenie miałem właśnie: Lord Jim i jego spontaniczna ucieczka z tonącego statku wypełnionego 'pielgrzymami'.
podczas oglądania "Turysty" Östlunda
Ci, którzy nigdy nie zostali zaskoczeni przez sytuację do tego stopnia, że spontaniczna reakcja podporządkowana była egoistycznym instynktom, mogą się uważać za szczęściarzy.  Dzięki Bogu (jakiemu Bogu? toż to przecież przypadkowy zbieg okoliczności decyduje...wiem, wiem: nie ma przypadków...twierdzą ci, którzy nie dopuszczają do siebie poczucia, że sensu żadnego nie ma [pierwszy odcinek drugiej serii "Detektywa": "oddalimy się na dystans, by móc zobaczyć, jaki ten świat bez sensu jest i by uprzytomnić sobie, że Bóg nie stworzył świata bez sensu"]) najczęściej są to sytuacje, w których na szali niekoniecznie życie jest położone, nie mówiąc już o tym, że przez innych niezauważane są często i zapominane szybko. Nie miał tego szczęścia Tomas. 
Nikt, nie znalazłszy sie pierwej w takiej sytuacji, nie jest w stanie w sposób wiarygodny stwierdzić, jak by się zachował w analogicznych okolicznościach. A jeżeli z przekonaniem mówi, że postąpiłby tak jak Ebba, grzeszy pychą i chyba nieco głupotą. Jak młoda przyjaciółka Matsa, Fanni bodajże. Zresztą rozmowa tych dwojga dobrym przykładem takich niczym nieuzasadnionych uprzedzeń jest. I niemal do kłótni doprowadza, a można sobie wyobrazić, że i do rozstania w konsekwencji. Bo film jest tak zrobiony, że szkicuje tylko czasami, ale wyobraźni dostarczony jest wystarczający materiał, by snuć dalszą narrację. Fanni twierdzi, że skoro Mats spokrewniony jest z Tomasem, to na pewno zachowałby się tak samo jak on...bo to niby geny decydują... a ona, skoro, podobnie jak Ebba, kobietą jest, to niewątpliwie postąpiłaby niczym samica kryjąc pisklęta (ładna jest ta scena, w której rozstrząsanie potencjalnych zachowań w potencjalnej sytuacji wyzwala takie złe emocje; można by wysnuć wniosek, że taka lawina każdej parze [kobiecie?] jest niezbędna, nawet tylko wyobrażona, by sprawdzić jakość związku, by się przekonać, choćby teoretycznie [czyli bezwartościowe to], czy można polegać... albo więcej jeszcze: taka lawina jest potrzebna, by móc dać wyraz swojej wyższości moralnej, bo przecież wiadomo, że faceci to tchórze i skoro mieli tyle szczęścia, że w takiej sytuacji się nie znaleźli, to trzeba im udowodnić, że gdyby się znaleźli, to wiadomo... a może po prostu zdrowemu tak zwanemu związkowi potrzebna jest co jakiś czas kłótnia sytuująca na właściwych miejscach, pod względem moralnym, partnerów; no i ten zarzut Fanni, że pobyt Matsa z nią na urlopie jest dowodem na to, że nie interesują go dzieci, które z matką...i świadczy to o tym, że zachowałby się jak Tomas... bo Fanni to taka dużo młodsza, kolejna partnerka Matsa [no tak, ale gdybym go zaczął teraz choćby lekko usprawiedliwiać, to pewnie hipokrytą byłbym, więc stop...]). No właśnie, w sumie też instynktownie. Czyli możemy jedynie oceniać, który z instynktów, czy ten macierzyński, czy też ten, nakazujący walkę o byt własny przede wszystkim, jest bardziej ceniony społecznie czy też w wymiarze ludzkim. Ale o bohaterstwie cicho sza w tym kontekście (no właśnie, kim jest bohater? czy ten który spontanicznie, żeby nie napisać instynktownie, reaguje tak jak trzeba, heroicznie? czy dopiero ten, który musi coś w sobie przemóc? czy, jeszcze jeden aspekt, musi to być zachowanie uświadomione i intencjonalne? - dla obserwatora to chyba bez znaczenia, ważne, że w sytuacj trudnej nie unikamy narażenia...nie tylko życia, ale wielu innych rzeczy: wystawienia się na pośmiewisko, na zarzut braku godności, czy też wstydu, na obmowę i fałszywe świadectwo... być może odwaga to mierzenie się z jakimiś rodzajami powszechności?... a miało być cicho sza...).
Czy do oceny działań wynikających z pobudek instynktownych, nad którymi często nie mamy władzy, można stosować kategorie moralne? Można, na pewno można, ale... ("usprawiedliwić chcesz tchórzostwo" powie zaraz ktoś i rację mieć będzie... to dzielenie włosa na czworo, to zanurzanie się w instynktach, by wytłumaczyć bądź nie daj boże usprawiedliwić, tylko do obojętności wobec postaw niegodnych prowadzić może [Tomas o komórce pamiętał, a głuchy był na rozpaczające dziecko własne], bo niezależnie od pobudek naszych czynów, ich instynktownych bądź nie źródeł, właściwym moralnie w chwili zagrożenia było postępowanie Ebby i nie jest to żaden rygoryzm moralny, a jedynie brak akceptacji dla tchórzostwa, nawet własnego, tak częstego niestety, że po raz kolejny powtórzę za Słowackim: mówię, bom smutny i sam pełen winy...).
Bo Ebba, taka czysta moralnie, stojąca nad użalającym się nad sobą (nad tym, że tak zmysłom to jego źycie jest podporządkowane) i niby (bo on już wie, że by uzdrowić nieco sytuację, to on pokajać się musi) płaczącym Tomasem, też jakaś taka żałosna jest. Weszła w rolę heroicznej matki, sędziego moralnego, głosiciela prawdy i tak się mościć poczęła w tym swoim kojącym gnieździe, że obrzydzenie bierze. Poniżyła Tomasa i od tego momentu stać ją na współczucie. Do tego stopnia, że aranżuje wypadek, by ojciec rodziny w oczach dzieci mógł sie zrehabilitować (w całym tym akapicie oczywiście przemawia przeze mnie solidarność penisa; niewiele brakuje, bym napisał, że lawina wywołana została przez Ebbę... ).
Sadyzm, tchórzostwo, władza instynktów, gra...a gdzie miłość?
takie klimaty z Polańskiego, z "Rzezi", "Gorzkich godów", ale i "Matni" czy "Noża w wodzie"
ale przecież i Bergman 
i w ogóle...

Czy gdyby Tomasa stać było na to, od razu, by przyznać się, że stchórzył, że żałuje, że nie wie, dlaczego, ale zachował się niegodnie, czyli gdyby po momencie, gdy instynkt przetrwania zwyciężył, postąpił odważnie i stanął twarzą w twarz z prawdą o sobie, no więc, gdyby był takim człowiekiem, który potrafi w ten sposób, to czy Ebba w ogóle by z nim była? Czy ona, instynktownie oczywiście, nie wybrała go właśnie takiego...nad którym moralnie górować może?
i nazwała to miłością

Tam jeszcze takie rzeczy:
jak ucieczka Ebby z autobusu (zostawiła dzieci na pastwę szalonego kierowcy... kompozycyjna przeciwwaga do zachowania Tomasa? szansa dana mężowi jeszcze jedna?)
jak przyznanie się Tomasa do palenia (niby taki odważny... potrafi stanąć z prawdą twarzą w twarz)
jak Mats, który zapanował nad paniką w autobusie (postępowałby tak, gdyby nie to wszystko, co zdarzyło się w tym filmie?)
jak turystki mówiące Tomasowi, że jest najprzystojniejszym facetem w pubie (ich wycofanie się z tego komplementu jakimże wielkim źródłem zawodu u tych dwu panów w średnim wieku... jacy to próżni bardzo jesteśmy... a w głowie już narracja o romansie będącym formą odreagowania, zemstą na sadystycznej żonie)
czy też Charlotte i jej teoria zdrowego związku (bo jeśli te gry małżeńskie Tomasa i Ebby tak nam nie leżą, to może takie przyzwolenie na wolność partnera jest jakimś wyjściem? Ebba wyraźnie poruszona jest, ona woli jednak swoje wymoszczone mieszczańskie gniazdko, w którym psychicznie dominuje)
a i scena początkowa, gdy zdjęcia rodzinne na stoku powstają też...

I nie wiadomo nigdy, co grą jest a co prawdą o człowieku...


Turysta, reż. Ruben  Östlund

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz