wtorek, 6 kwietnia 2021

Mogłoby być o sławojce

 


 

W eseju na temat Otella Harold Bloom stwierdza, że jednym z naśladowców Jagona jest sędzia Holden, bohater książki Cormaca McCarthy’ego Krwawy południk. Amerykański krytyk nazywa w swoim tekście tego potomka, stworzonego przez Szekspira mistrza manipulacji, teologiem wojny; człowiekiem, którego, niezmącona żadnym ludzkim uczuciem wola i miłość własna (coś ludzkiego jednak, sam sobie zaprzeczam), manifestuje się w praktykowaniu permanentnej zbrodni (inna powieść tego autora To nie jest kraj dla starych ludzi penetruje podobne rejony). Bo faktycznie ta książka, odwołująca się do popularnego w literaturze i filmie amerykańskim toposu drogi (tytuł innej powieści McCarthy’ego), stanowi swoisty bezbożny różaniec, w którym kolejne paciorki odzwierciedlają masowe zbrodnie popełniane na Indianach i Meksykanach w drugiej połowie XIX wieku na pograniczu południowo-zachodnim Stanów. I niczym właśnie w różańcu zdarzenia zataczają krąg - od momentu, gdy Dzieciak (czy to główny bohater? bo podobnie jak w Mobby Dicku [skojarzenie nieprzypadkowe] mamy wątpliwości, kto jest na pierwszym miejscu - ten, któremu towarzyszymy od pierwszej do ostatniej niemal strony powieści, czy ten, kto w centrum uwagi wszystkich, którzy w świecie przedstawionym i nie tylko) po raz pierwszy spotyka sędziego, do niefortunnego spotkania ostatniego w podwórkowym szalecie, który mi się kojarzy (a tworzenie w wyobraźni desygnatów opisywanych miejsc często podczas czytania tej powieści sprawia trudność, bo opisów dużo i wystawiają one czytelniczą mentalną orientację w terenie na ciężki egzamin utrudniony pojawiającymi się co i rusz nieznanymi mi pojęciami związanymi z regionalnymi nazwami typów terenu i roślin [nie mówiąc już o nietłumaczonych tekstach w języku hiszpańskim, co pewnie miało na celu postawienie nas w sytuacji Dzieciaka, który takim samym językowym ignorantem; wolałbym jednak, by w takiej sytuacji pojawiały się w książce przypisy, bym także rozumiał to, co sędzia Holden]) z demoniczną wyprawą do toalety Warionuchy, w trakcie której spotkał członków świty Wolanda (i to skojarzenie wydaje mi się nie całkiem od rzeczy); a chodzi pewnie o zwyczajną, jeśli jeszcze ktoś pamięta tę nazwę, sławojkę (którą, jak się okazuje, do dziś można na Allegro [to nie reklama] kupić).

Krwawy południk to ponura opowieść o grupie pielgrzymów (tak są nazywani w powieści), czyli łowców skalpów (i ta ich profesja, jeśli tak można ich poczynania nazwać, znaczenie ma, myślę, bardzo istotne, bo pojawia się już w motcie [jednym z...] powieści, w którym mowa o znalezionej na terenie Etiopii czaszce sprzed trzystu tysięcy lat oskalpowanej właśnie; co można dwojako interpretować - że jest to potwierdzenie uniwersalności natury ludzkiej, złej w swej istocie, albo [co nie jest wykluczające] stanowi jeszcze jedno, z wielu bardzo pojawiających się w tym utworze, świadectw pierwotności świata przedstawionego, co prowadzi do wniosku, że z apokaliptyczną [akcja Drogi, powieści McCarthy’ego, o której już napomknąłem, rozgrywa się w czasach postapokaliptycznych, czyli po zagładzie, którą ludzkość sobie zafundowała] w znacznym stopniu wizją mamy do czynienia w tym tekście), którzy przemierzają półpustynne tereny na granicy (zmieniającej swój kształt w owym czasie) amerykańsko-meksykańskiej mordując, grabiąc, bezczeszcząc to, co niezbeszczeszczonym wydawać się jeszcze mogło.

Dziwnie mi się czytało tę powieść bezpośrednio po Biegunach Tokarczuk. Bo na pierwszy rzut oka jakby nic bardziej odległego. Nie tylko jeśli chodzi o wizję człowieka czy człowieczeństwa w ogóle, ale przede wszystkim o styl narracji. Czytając powieść Tokarczuk w pewnym momencie zacząłem znaczenie najbanalniejszych zdań przenosić na poziom metaforyczny, o czym już tu pisałem i o czym pewnie jeszcze. Styl McCarthy’ego zaś z behawioralną prozą Borowskiego najbardziej mi się kojarzył. W tym skojarzeniu zresztą nie byle jaka konsekwencja, gdy przypomnimy sobie rzeczywistość opisywaną przez polskiego pisarza a także i funkcję, którą wybór takiego sposobu pisania pełnił. Najkrócej mówiąc odzwierciedleniem punktu widzenia mentalności człowieka zlagrowanego był. Reifikacji i skrajnego pragmatyzmu. Istot pozbawionych teoretycznie życia duchowego i moralnego kompasu (co podstawowym źródłem skandalu było w 1945 roku - warto przypominać, bo to też i źródło wielkości tego pisarza niezależnie od późniejszych jego wyborów, o których kiedyś zresztą jeszcze warto by). Których celem podstawowym było przeżycie. Bohaterowie Krwawego południka mają cel inny - jak największa liczba skalpów. To zestawienie z Borowskim o tyle jest cenne (jeśli jest), bo uprzytamnia bardzo ważną rzecz - bohaterowie jego opowiadań zmuszeni byli przez okrutne okoliczności do takiego funkcjonowania (prowokacyjnie zresztą aż tak jaskrawo przedstawionego przez pisarza); pielgrzymi McCarthy’ego, a przede wszystkim sędzia Holden, wchodzą na swą życiową ścieżkę albo przypadkowo, albo wręcz celowo gloryfikując wojnę (ale można też postawić tezę, że są tacy, jak świat, w którym przyszło im żyć; bywa, że tak twórcy tłumaczą okrucieństwo wykreowanych przez siebie bohaterów, przykładem może być ostatnia ekranizacja Makbeta,której okrucieństwo ukazane zostało na tle pierwotnej niemal walki o byt, która gdzieś na chłodnej, zamglonej, nieludzkiej ziemi Wikingów [choć skojarzenie to pewnie nazbyt popkulturowe, bo przecież szkockie ponure pustkowia to mogą być jak najbardziej]). Mord będący jej podstawowym świadectwem. Niemal jak w Iliadzie, lecz postaci, biorące w niej udział, nie są, jak już o tym Baczyński (Pokolenie), „rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie”, tylko tworzą bezimienne „popielejące ludzkie pokłady”. U McCarthy’ego dosłownie - zbierane na kopce sterty ludzkich kości wyłaniające się spod pustynnych piasków.

no i tak jako mi się przerwał wątek….

 

 

Cormac McCarthy: Krwawy południk

 

a tytuł wpisu? załóżmy, że to metafora taka 😄

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz